NUMER 24 (4) WRZESIEŃ 2017 | "ŻYCIE ANIMOWANE"
Jak przystało na przedstawicielkę pokolenia lat 90., moje dzieciństwo ukształtowały animowane filmy Disneya, które namiętnie oglądałam z mamą w nowohuckim kinie „Świt”. Wspominając później te niedzielne wypady, zastanawiałam się, czy moja mama aby się nie nudziła. Moje wątpliwości rozwiały się podczas seansu Shreka 2 (2004) w jednym z multipleksów – spośród siedzącej obok mnie rodziny z gromadką dzieci najlepiej bawił się ojciec.
W produkcjach Disneya od osiemdziesięciu lat zmienia się wiele, począwszy od sposobu animacji (film rysunkowy ustępuje animacji komputerowej), przez podejmowaną tematykę (ekranizowane są baśnie z nagromadzeniem czarów i magii, ale też bajki z antropomorfizowanymi zwierzętami czy wątki legendarne lub historyczne), po wprowadzanie odmiennych funkcji moralizatorskich (nie tylko uczenie poprawnych zachowań, ale również wplatanie treści feministycznych albo piętnujących rasizm). Nie zmienia się za to jedno – Disney nie był i w dalszym ciągu nie jest kinem wyłącznie dla dzieci. Jest kinem familijnym, kinem, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Kinem, do którego wracam po latach, by poszukiwać nowych sensów, dawniej niezaobserwowanych.
HAVE FUN, RODZICU!
Ponowne oglądanie Disneya po latach otwiera oczy na to, czego dziecko nie zauważa. Gratką dla dorosłego widza są nie tylko humorystyczne dialogi, ale częsta gra słów i dwuznaczności. Schwarzcharakter ze 101 dalmatyńczyków (1961) – Cruella de Mon to doskonała gra słów z oryginalną Cruellą de Vil, co w obu przypadkach ma piekielne skojarzenia. Podobnie w Nowych szatach króla (2000), w których cesarz Kuzco (zamieniony w lamę), przykrywając się narzutą, podkreśla, że jest ciepła, bo „to wełna z alpaki”.
Z rozkoszą można się również napawać wyszukiwaniem „trudnych słówek”, prawdopodobnie puszczanych przez młodego odbiorcę mimo uszu – Zazu pod wpływem kapryśnego Simby staje się „antymonarchistą” (Król Lew, 1994), a Pongo – szukając partnerki dla Roberta (którego nazywa „Bemolkiem”) – ocenia „kibić” potencjalnych wybranek (101 dalmatyńczyków).
W animacjach pojawiają się również nawiązania do innych tekstów kultury. W nagrodzonym Oscarem Zwierzogrodzie (2016) wpleciona została kultowa scena z Ojca Chrzestnego (1972), natomiast Król Lew to swobodne nawiązanie do Hamleta Szekspira. Poza tym w większości produkcji Disneya nie trudno doszukiwać się nawiązań do wydarzeń historycznych – Pocahontas (1995) przywołuje losy angielskich kolonizatorów podbijających Nowy Świat, a tytułowa Mulan (1998) to legendarna postać żyjąca w czasach dynastii Song, biorąca udział w walkach podczas najazdu Hunów na Chiny.
DAĆ GŁOS ZWIERZĘTOM
Bardzo częstym zabiegiem stosowanym w produkcji filmów animowanych jest antropomorfizacja. Bohater zwierzęcy może być głównym bohaterem animacji bądź towarzyszem bohatera ludzkiego, pełniąc – zgodnie z tradycją Ezopa – funkcje symboliczne. Dzięki takiego rodzaju charakteryzacji dziecko rozpoznaje typy istot i klasyfikuje je, chociażby pod względem charakterologicznym. Rozpoczyna od najprostszych kategoryzacji – zły kontra dobry, piękny kontra brzydki. Takie proste, społeczne przesłanie można zaobserwować chociażby w romantycznej historii Trampa, amanta i psa na baby, który zakochuje się w arystokratycznej Lady (Zakochany kundel, 1955), z którą mimo podziałów klasowych udaje się pokonać przeciwności losu niczym z powieści Jane Austen.
Poza tym zwierzęta odzwierciedlają relacje międzyludzkie, równocześnie tworząc pewien dystans. Postać zwierzęca jest postacią umowną, co zmienia odbiór. W ten sposób tematykę teoretycznie skierowaną dla dorosłych można włączyć do filmu adresowanego dla dzieci. Dlatego śmierć Mufasy i niesłuszna wina wzięta na siebie przez Simbę (Król Lew) poruszają, wzbudzają emocje, kształtują odczuwanie współczucia, natomiast nie wywołują strachu. Oglądane po latach sceny ze schroniska w Zakochanym kundlu i walka Trampa ze szczurami, wyścig oszalałej Cruelli za ciężarówką pełną szczeniąt (101 dalmatyńczyków) czy śmierć Gastona spadającego w przepaść w Pięknej i Bestii (1991) nie wzbudzają niepożądanego strachu, mimo że sceny nasycone są nutą grozy.
Humor sytuacyjny również jest gwarantem ogromnej rozrywki. Z poszczególnych scen dziecko i rodzic mogą wyciągnąć zupełnie coś innego. Przykładowo w 101 dalmatyńczykach młody człowiek ubawi się po pachy slapstickową sceną zaciągnięcia przez Ponga Roberta i Anity do sadzawki, podczas gdy gratką dla dorosłych będzie raczej komentarz do sytuacji matrymonialnej nieporadnego bohatera. Podobnie dzieje się w scenach z „tymi złymi”. Dzieci doskonale bawią się przy przepychankach Nochala, Baryły i Cruelli, natomiast nieco starsi będą czerpać frajdę z ich utarczek słownych przy hektolitrach przelanego alkoholu i dziesiątkach wypalonych papierosów.
BAW SIĘ I UCZ
Podstawową funkcją filmu i kina jest zapewnianie rozrywki. Ale dobra rozrywka to przede wszystkim taka, która sprawia, że po niej człowiek staje się bogatszy – o nowe doświadczenia, zdobytą wiedzę lub nowe umiejętności. Zachowanie odpowiednich proporcji między wątkami moralizatorskimi a atrakcyjną fabułą pozostaje nie lada wyzwaniem. Produkcje trywialne i naszpikowane pospolitym humorem są tak samo niepożądane, jak te przesycone dydaktyzmem. Młody człowiek powinien czerpać wiedzę i poznawać świat z filmu nieświadomie, ale przy tym zostać zachęconym do dalszych poszukiwań. Dlatego też produkcje przygotowywane są „na wyrost”. Nie mogą być niezrozumiałe czy zbyt trudne, ale powinny prowokować pytania. I tak dziecko poznaje zwyczaje czy zachowania zwierząt, historię bądź kulturę innych krajów, a także kształtowane jest pod względami społecznymi.
Trzeba jednak zaznaczyć, że pierwsze produkcje Disneya były naznaczone widmem stereotypów i infantylizacji. Choć producenci odżegnywali się od dysproporcji między ukazywaniem postaci żeńskich i męskich na ekranie, to obraz aktywnego mężczyzny i biernej kobiety przykuwa uwagę. Rola żeńska często jest sprowadzana do roli „damy w opałach”, a jej życie odmienia się często dzięki nieskazitelnej urodzie i dzielnemu młodzieńcowi. Równie często kształtowany jest pogląd, że ludzie brzydcy są źli. Starsze produkcje Disneya miały także problem z ksenofobią: w pierwszej wersji Fantazji (1940) w karykaturalny sposób przedstawiono czarnoskóre służące; w latach 90. widzowie mogli już kibicować arabskiej księżniczce Jasminie z Aladyna (1992), indiańskiej Pocahontas i chińskiej Mulan, ale dopiero w 2009 roku w Księżniczce i żabie pojawiła się afroamerykańska protagonistka. Na takie przekazy werbalne i wizualne, niekoniecznie dosłowne, małe dzieci nie są jeszcze odporne.
Wpływ disnejowskich produkcji jest tak duży, że należy również zadać pytanie o granice licentia poetica – na ile swobodnej interpretacji może pozwolić sobie twórca? O ile w Dzwonniku z Notre Dame (1996) bardzo luźna adaptacja utworu Wiktora Hugo nie zmienia oryginalnego przesłania – uwięzienia pięknej duszy w brzydkim ciele (Quasimodo) czy inności rasowych (cyganeria), o tyle wywyższenie w Herkulesie (1997) głównego bohatera do roli boga, a przy tym uczynienie z niego syna Zeusa i Hery wprowadza po prostu w błąd. Z pedagogicznego i psychologicznego punktu widzenia rzetelność jest konieczna. Oczywiście, film animowany nie jest filmem dokumentalnym, ale przekazuje wiedzę w podobnym stopniu i nie może zakłócać faktycznego obrazu świata czy wiedzy o podstawowych tekstach kultury.
SZTUKA ANIMACJI
Nie należy zapominać również o wartościach plastycznych i wizualnych znacznej części produkcji – od tych rysunkowych z lat 50. i 60., które z nowym dubbingiem trafiały do kin w latach 90. i podbijały serca widzów, aż do przełomu cyfrowego, zapoczątkowanego przez produkcję Disneya i studia Pixar – Toy Story w 1995 roku. Obraz powinien być zgodny z atmosferą filmu i charakterem świata przedstawionego. Inne środki stosuje się przy produkcji baśni, inne dla animacji, której akcja toczy się na safari, a tym bardziej odmienne dla współczesnej kreacji Londynu.
Sposób realizacji jest w stanie rozwijać wrażliwość plastyczną. Pobudza wyobraźnię i kształtuje smak artystyczny, mimo że dziecko często nie zauważa formy (wspaniałe, monochromatyczne i rysunkowe panoramy Londynu, będące tłem dla pełnoplastycznych i realistycznych bohaterów 101 dalmatyńczyków, zostały przeze mnie zauważone dopiero kilka lat po pierwszym kontakcie z filmem). Animator nie powinien jednak posługiwać się pełną swobodą twórczą czy dużą dozą eksperymentu, gdyż może to być niezrozumiałe dla dziecka. Silne, komiksowe zaznaczenie cech charakterystycznych i stosowanie intensywnych kolorów szczególnie podoba się młodszym widzom. Część informacji odbierają dosłownie, dlatego nadmierne eksperymenty – podobnie jak błędne kalki świata rzeczywistego – mogą wprowadzać w zakłopotanie.
W podobny sposób wrażliwość kształtuje muzyka i dubbing. Dopełnienie obrazu w 101 dalmatyńczykach bluesową muzyką oraz dubbing Ewy Szykulskiej (aktorka użyczyła głosu Cruelli de Mon), wielokrotnie nagradzana ścieżka dźwiękowa do Króla lwa (napisana przez Elthona Johna i Tima Rice’a, a zrealizowana przez Hansa Zimmera) czy piosenka Kolorowy wiatr z Pocahontas na trwałe wpisały się do światowej kultury muzycznej, a to oznacza, że nie pozostają bez znaczenia dla ucha młodego odbiorcy, kształtując w prosty, bepośredni sposób – jak obraz – smak i gust muzyczny.
Jaki jest więc sens tworzenia filmów „na wyrost”, wspaniałych wizualnie produkcji z wykorzystaniem bogatych środków plastycznych czy pełnego cytatów scenariusza, skoro te aspekty schodzą u dziecka na dalszy plan? Choć część z tych zabiegów jest dla najmłodszych niewidoczna, to podświadomie uwrażliwia, rozwija emocjonalnie, wzbudza zainteresowanie, wzbogaca wiedzę, kształtuje smak artystyczny. Najważniejsze, aby warstwa treściowa i wizualna współgrały ze sobą, ale żadna z tych płaszczyzn nie powinna być trywializowana. Produkt dla dziecka wcale nie musi być banalny.
PAULINA ZIĘCIAK
Historyczka sztuki, zapatrzona w ilustrację książkową dla dzieci. Dzieli czas na muzeum, kino i teatr. Po godzinach fanka piłki nożnej i NBA. Wegetarianka.
MONIKA ROGOŻA
Ilustratorka i akwarelistka mieszkająca w Rzeszowie. W ilustracjach stara się łączyć życie codzienne z bajkowością. W 2016 roku ukończyła na Politechnice Rzeszowskiej architekturę na specjalności konserwacja zabytków. Obecnie etatowa projektantka graficzna i ilustratorka. www.facebook.com/monikarogozaillustration, www.instagram.com/monikarogoza.