NUMER 28 (3) MAJ 2018 | "WIELKIE ŻARCIE"
Oskarżony o zamordowanie ekipy na planie, znienawidzony przez obrońców praw zwierząt, znany głównie ze swoich chorych wizji z pogranicza kina gore i survival horroru. Ruggero Deodato – prawdziwy l'enfant terrible włoskiego kina i autor Cannibal Holocaust (1980), jednego z najbardziej szokujących filmów w historii. Gdy jako młody chłopak rezygnował z muzyki na rzecz kariery filmowej, nikt nie mógł nawet przypuszczać, jak wielkim skandalistą już niedługo się stanie, okrywając przy okazji włoskie kino niechlubną sławą.
Niespełna rok przed rozpoczęciem procesu Jeffreya Dahmera – bodaj najsłynniejszego seryjnego mordercy-kanibala – odbyła się premiera głośnego filmu Milczenie owiec (1991, J. Demme)), dzięki któremu kanibalizm otrzymał nową twarz. Hannibal Lecter to elokwentny psychiatra, który jednak ciała zabijanych przez siebie ludzi przepija wykwintnym winem, podziwiając przy okazji sztukę renesansu. Bohater, w którego wcielił się Anthony Hopkins, stał się ucieleśnieniem prawdziwego kanibala-erudyty. Jego wyjątkowa persona zapisała się w historii kina grozy, na długi czas wyznaczając kierunek skojarzeń z tematyką kanibalizmu w kulturze. Do postaci doktora Lectera postanowił wrócić w Bryan Fuller w serialu Hannibal (NBC, 2013‒2015). Tym razem w postać elokwentnego psychopaty wcielił się charyzmatyczny Mads Mikkelsen, którego Hannibal to z jednej strony przerażający morderca, z drugiej zaś wyjątkowo charyzmatyczna postać, która skutecznie manipuluje otoczeniem. Gdy zapytamy fanów serialu, którego bohatera polubili najbardziej, odpowiedź może być niepokojąca. Morderca-kanibal stracił swoją odrażającą twarz.
Tymczasem obrazy z tym tematem tabu w tle pojawiały się na długo przed premierą Milczenia owiec. Już w pierwszych dekadach XX wieku powstały takie tytuły, jak chociażby paradokumentalny Cannibals of the South Seas (1912, M. E. Johnson, O. Johnson), Among the Cannibal Isles of the South Pacific (1918, M. E. Johnson) czy Cannibal Attack (1954, L. Sholem) [więcej o historii nurtu tutaj]. Jednak to dopiero na przełomie lat 70. i 80., głównie za sprawą Włochów rozkochanych w obrazach przemocy, kino kanibalistyczne zostało wyprowadzone na właściwe tory, stając się – obok filmów o perwersyjnych Rzymianach i nazistowskich oprawcach – jednym z ulubionych tematów kina eksploatacji. Kino kanibalistyczne łączyło w sobie elementy typowe dla kina gore, survival horroru, kina przygodowego czy paradokumentu. Tematyka filmów skupiała się na ukazaniu prymitywnych plemion kanibali, mieszkających najczęściej w odległych zakątkach Azji czy Ameryki Południowej. Wątek bezmyślnej ingerencji przedstawicieli cywilizowanego świata Zachodu w dziewicze tereny Ziemi stał się dla twórców kina kanibalistycznego szczególnie istotny. Paradoksalnie więc, pod przykrywką drapieżnego i bezkompromisowego kina pełnego scen wyszukanej przemocy, gatunek ten niósł swoiste eko-przesłanie, zwracając uwagę na to, jak wielkim szkodnikiem dla Ziemi może być „cywilizowany” człowiek.
Najbardziej znanym i do dziś analizowanym przedstawicielem tego wyjątkowego nurtu jest film Cannibal Holocaust w reżyserii Ruggera Deodato, który doświadczenia reżyserskie zdobywał już jako asystent na planie takich filmów, jak chociażby kultowy Django (1966) Sergio Corbucciego. Inspiracją do stworzenia filmu na temat plemienia kanibali stały się seanse brutalnych wiadomości, które w latach 70. zalewały włoską telewizję. Okres walk wewnętrznych we Włoszech, zwany latami ołowiu, „rozsławił” chociażby bojówkę terrorystyczną Czerwonych Brygad. Organizacja ta odpowiadała m.in. za śmierć premiera Aldo Moro. Jak opowiadał w jednym z wywiadów sam Deodato, każdej nocy w telewizji pokazywano wyjątkowo drastyczne obrazy śmierci i tortur. Przy czym, co szczególnie podkreślał sam reżyser, część z nich wyjątkowo sprytnie fabrykowano po to, by zwiększyć sensacyjność przekazu i jeszcze bardziej szokować odbiorców. Deodato postanowił więc pójść jeszcze dalej, kręcąc jeden z najbardziej paskudnych horrorów w dziejach.
Cała historia została podzielona na dwie części. Pierwsza z nich opowiada o losach ekipy ratunkowej, poszukującej w amazońskiej dżungli zaginionych filmowców, którzy udali się w głuszę, aby nakręcić dokument o życiu plemienia kanibali. W części drugiej akcja przenosi się do studia filmowego w Nowym Jorku, gdzie oglądane są bulwersujące taśmy odnalezione przez ratowników. Zapis kończy się w momencie, gdy filmowcy zostają zaatakowani i zjedzeni żywcem.
Film – znany w Polsce jako Nadzy i rozszarpani bądź też po prostu Kanibalistyczny holocaust, to powrót Deodato do makabrycznej tematyki ludożerstwa. Już 3 lata wcześniej nakręcił Zapomniany świat kanibali, jednak dopiero jego kolejny film wywołał prawdziwe poruszenie. Cannibal Holocaust bowiem to obraz okrutny, pełen wyjątkowo realistycznych scen seksualnej przemocy, ludożerczych praktyk i bezmyślnego sadyzmu wobec zwierząt. Nie dziwi fakt, że film wzbudził falę protestów ze strony obrońców praw zwierząt, chociażby z powodu scen, w których ginęły prawdziwe zwierzęta: żółw czy też małpa. Druga ze scen musiała zostać nakręcona powtórnie, wskutek czego życie straciły dwa zwierzęta. Co ciekawe, ostatecznie jedyną rzeczą, której Deodato szczerze żałował, było właśnie zabicie prawdziwych zwierząt.
Sam Sergio Leone przewidział, że film nie przejdzie bez echa. Mistrz spaghetti westernu wystosował list do Deodato: „Drogi Ruggero, cóż za film! Druga część to arcydzieło kinowego realizmu, ale wszystko wydaje się takie prawdziwe, iż uważam, że będziesz miał teraz spore kłopoty na całym świecie” (za: IMDb. com). I faktycznie, Kanibalistyczny holocaust wywołał olbrzymi skandal, skutkujący zdjęciem filmu z ekranów (do dziś jest zakazany w prawie 60 krajach, w tym we Włoszech) i aresztowaniem reżysera, który musiał odpowiadać na zarzuty o rzeczywiste zamordowanie aktorów na planie. Efekty specjalne były tak realistyczne, że Deodato musiał organizować publiczne spotkania z ekipą, po to tylko, aby przekonać wszystkich, iż nikt nie zginął w czasie realizacji zdjęć do filmu. Co więcej, zdradził kulisy powstania jednej z bardziej pamiętnych scen, przedstawiającej kanibalkę nabitą na pal. Okazało się, że aktorka siedziała na siodełku rowerowym przymocowanym do wbitego w ziemię pala, trzymając w ustach jedynie jego końcówkę i wykazując się niesamowitym spokojem, dzięki któremu mogła wytrzymać całe ujęcie w tej pozycji. Efekt tego, wszak prostego, zabiegu niewątpliwie był piorunujący, dlatego ciężko się dziwić początkowemu przerażeniu zdezorientowanej widowni.
Błędem byłoby jednak ograniczanie filmu Deodato do szokującej makabreski. Reżyser porzucił punkt widzenia z Zapomnianego świata kanibali, gdzie tytułowi bohaterowie byli krwiożerczymi, pozbawionymi pierwiastka dobra bestiami. Cannibal Holocaust wbrew pozorom ma odmienne przesłanie. W filmie z 1980 roku to biali turyści, przybysze z „cywilizowanego” świata Zachodu, okazują się być prawdziwymi barbarzyńcami. Przybywając do głuszy z kamerą 16 mm za pasem, wprowadzają jedynie dramat i zniszczenie do dziewiczej krainy. Z dala od świata prawa i porządku tracą wszelkie hamulce, dopuszczając się aktów gwałtu i przemocy na miejscowej ludności, swoje występki skwapliwie rejestrując kamerą. Wszystko po to, aby uzyskać jak najbardziej „atrakcyjne” i kontrowersyjne ujęcia, które mogłyby ukazać się w mediach cywilizowanego świata. Finalnie stają się celem zemsty plemienia kanibali.
Piotr Sawicki w Odrażające, brudne, złe słusznie porównuje antropologiczny nihilizm widoczny w dziele włoskiego reżysera do punktu widzenia Francisa Forda Coppoli w Czasie Apokalipsy (1979). Każdy z tych filmów podejmuje niewygodny wątek ignorancji ludzi Zachodu, podczas ich zetknięcia z pierwotnymi cywilizacjami. Złudne poczucie wyższości na szczeblach hierarchii rozwoju, ostatecznie stało się przyczyną zguby bohaterów Deodato. Jest w filmie włoskiego reżysera również element makabrycznej parafrazy wojny w Wietnamie. Szczególnie dzięki quasi-dokumentalnej estetyce, nawiązującej częściowo do reportaży frontowych, dzięki którym opinia publiczna poznawała prawdę o zbrodniach popełnionych przez amerykańską armię.
Jednakowoż, mimo wielu istotnych społecznie wątków, film włoskiego reżysera został zapamiętany głównie jako ekstremalny, brutalny horror, w którym pornograficzna przemoc osiągnęła swoje apogeum. Być może stało się tak dlatego, że podobnym tropem, co jego bezlitośni bohaterowie, podążał sam Deodato, hiperbolizując środki wyrazu. Wychodził bowiem z prostego założenia: im więcej przemocy, tym lepiej dla filmu. W jednym z wywiadów tak wspominał szaleństwo, które panowało podczas kręcenia filmu: „Mój producent we Włoszech pokazywał ujęcia z poszczególnych dni na rynkach filmowych i dostawał niesamowitą odpowiedź, więc dzwonił do mnie codziennie, kiedy siedziałem w samym środku dżungli, mówiąc mi: »Zrób więcej! Zrób więcej! Filmuj dalej! Zabij więcej ludzi! «”
Kolejnym filmem, Szalona ucieczka (1985), Deodato odszedł od bulwersującej fabuły, chociaż nadal pozostał w amazońskiej scenerii. Problemy z jego najsłynniejszym dziełem spowodowały, że na dobre zrezygnował z tematyki, która paradoksalnie zapewniła mu największą popularność, a również odnowiła formułę filmu kanibalistycznego. Już w 1981 roku Umberto Lenzi, również włoski reżyser, nakręcił Cannibal ferox – niech umierają powoli. Skrzętnie wykorzystał on konwencję filmu Deodato, dodając swoje trzy grosze do kanibalistycznego nurtu. Zanim świat poznał wyjątkowo parszywą wizję Deodato, głos postanowił zabrać chociażby Sergio Martino kręcąc Górę boga Kanibali (1978), gdzie w jednej z ról możemy zobaczyć samą Ursulę Andress. Całkiem przyjemna mieszanka horroru i kina przygodowego nie miała aż takiej siły rażenia jak późniejsze dokonania Deodato, ale na gruncie nurtu z pewnością wyróżniała się przyzwoitym aktorstwem i sprawnie poprowadzoną narracją. Tym razem akcja filmu została przeniesiona w rejony wysp Nowej Gwinei. To właśnie tam zaginął słynny podróżnik i odkrywca, w ślad za którym już wkrótce wyruszy ekspedycja. Znając prawidła nurtu, możemy być pewni, że trafią w sam środek piekła. Włoscy prowokatorzy nie spoczęli na laurach, kręcąc kanibalistyczne wariacje w sposób niemalże taśmowy. W 1980 roku, oprócz filmu Deodato, światło dzienne ujrzały chociażby takie filmy jak Zjedzeni żywcem Lenziego, wyjątkowo kiepski Mondo Cannibale słynnego hiszpańskiego prowokatora Jesusa Franco czy też erotyczno-kanibalistyczne szaleństwa Joe D’Amato w Orgasmo nero.
Dzisiaj to jednak przede wszystkim do filmu Deodato wracają głównie młodzi adepci ekstremalnego kina, przede wszystkim za sprawą poczty pantoflowej, która umiejętnie wypromowała Kanibalistyczny holocaust, przypinając mu łatkę jednego z najbardziej obrzydliwych filmów w dziejach. Filmu, któremu wiele można zarzucić, począwszy od nieco archaicznej formy aż po epatowanie nieudawaną przemocą, ale wobec którego nie można przejść obojętnie. Włoski twórca wykorzystując stylistykę szoku, skłania do refleksji nad kondycją człowieka Zachodu i jego stosunkiem do figury Innego. Konkluzja wynikająca z historii może nie być zbyt optymistyczna, ale czyż to nie jest jasne od dawna, iż wszyscy dążymy do samozagłady, będąc największymi bestiami zamieszkującymi ziemię?
MARTA PŁAZA
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa. Pasjonatka horrorów, od klasycznych po te dziwniejsze. Miłośniczka gór i kociego futra. Po godzinach marzy o podróży po Nowej Zelandii śladem Drużyny Pierścienia i wyjeździe do Nowego Jorku na festiwal filmów Tromy.
WERONIKA "WERA" GRZYWA
Absolwentka Uniwersytetu Śląskiego (filia w Cieszynie), na kierunkach Edukacja Artystyczna i Grafika. Zajmuje się komiksem i ilustracją. Poza tym jest potrzepaną melancholiczką, starającą się nie zwariować!