DO GÓRY

 

fuss_ursynow_sawicki_cover.jpg

NUMER 21 (1) STYCZEŃ 2017 | "CZY ROZMIAR MA ZNACZENIE?"


BETONOWA KOMNATA

MARTA STAŃCZYK | LUCJUSZ SAWICKI

Lidia Pań­ków zaczyna swoją opo­wieść o Ursy­no­wie Pół­noc­nym od zdjęć. I widoczne na nich miej­sce, i przed­sta­wieni ludzie zmie­nili się, więc foto­gra­fie kryją duchy prze­szło­ści. Repor­terka nie egzor­cy­zmuje ich, a przy­zywa. Pro­wa­dzi bada­nia przede wszyst­kim w tere­nie: nie zamyka się w archi­wach, cho­dzi „po ludziach”, puka od drzwi do drzwi, wzbi­ja­jąc kurz z wycie­ra­czek i uru­cha­mia­jąc rzę­żącą maszy­ne­rię wind, którą podró­żuje mię­dzy pię­trami. Staje się medium osie­dli. Final­nie oka­zuje się bowiem, że nie ma jed­nego Ursy­nowa.

Zaw­sze gubi­łam się na blo­ko­wiskach – nie wycho­wu­jąc się na żad­nym z nich, odbie­ra­łam je jak labi­rynt wyso­kich ścian, mul­ti­pli­ku­jący się w nie­skoń­czo­ność i odgra­dza­jący od reszty świata. Póź­niej dowie­dzia­łam się o „ósmych dniach tygo­dnia”, prze­cho­dze­niu obok ławek w dro­dze po chleb i o Tere­skach w domach z betonu. Oraz o labo­ra­to­riach socjo­lo­gicz­nych na zglisz­czach wiel­kiej płyty – pozna­łam opo­wie­ści o blo­kach, które epa­to­wały biedą, pato­lo­gią, alie­na­cją, pach­nąc nie­zmien­nie tanim winem wypi­ja­nym pod osie­dlo­wym skle­pi­kiem. Jed­nak blo­ko­wiska w tych opo­wie­ściach były nie tylko labi­ryntem beto­no­wych kory­ta­rzy, anten sate­li­tar­nych czy uwspół­cze­śnie­niem wizji Émila Zoli – ofe­ro­wały moż­li­wo­ści spo­tkań. Pod­po­wia­dały, że krót­kie filmy o miło­ści, ludziach z pre­fa­bry­ka­tów i nie­szczę­śli­wych (ostat­nich) rodzi­nach nie sta­no­wią jedy­nej nar­ra­cji blo­ko­wisk.

fuss_ursynow_sawicki.jpgNie­dawno rynek wydaw­ni­czy pod­bi­jał Atlas: Dop­pel­gan­ger Domi­niki Sło­wik o ślą­skiej „mapie osie­dla”, rok wcze­śniej na ekra­nach kin zoba­czyć można było Sąsiady (2014) Grze­go­rza Kró­li­kie­wi­cza, czyli awan­gardę zaan­ga­żo­waną – oba dzieła pró­bo­wały stwo­rzyć blo­ko­wiskom wła­sną mito­lo­gię. Jed­no­cze­śnie coraz więk­szy roz­głos zdo­bywa strona i fan­pejdż Socia­list Moder­nism – celem dzia­łal­no­ści witryny jest rato­wa­nie socja­li­stycz­nego dzie­dzic­twa archi­tek­to­nicz­nego w daw­nym bloku wschod­nim tak przez doku­men­ta­cję foto­gra­ficzną, jak i przez zbie­ra­nie środ­ków na kon­ser­wa­cję i reno­wa­cję budyn­ków. Obok kato­wic­kiego Spodka można zna­leźć Hotel Uzbe­ki­stan w Tasz­kien­cie, ale także osie­dla – m.in. Ont i Eva w Buka­resz­cie czy „dom na kurzych nóż­kach” w Moskwie. Niek­tóre blo­ko­wiska czy nawet całe dziel­nice, jak np. Nowa Huta, zyskują zresztą sta­tus kul­towy – cza­sami aż do gra­nicy osie­dlo­wych cepe­lii.

W kul­towym serialu Sta­ni­sława Barei – Alter­na­tywy 4 – jeden z boha­te­rów, nowych miesz­kań­ców bloku na Ursy­no­wie, wykrzy­kuje: „Piękny dom, piękny! Tak, ta płyta to wielka płyta! Ma ogromną przy­szłość!”. W PRL-u pro­jektowanie urba­ni­styczne łączono z two­rze­niem nowego spo­łe­czeń­stwa i pro­mo­cją sys­temu: nowy, wspa­niały świat impo­no­wać miał funk­cjo­nal­no­ścią, zbu­rze­niem kla­so­wego porządku, ale przede wszyst­kim roz­mia­rem. Pań­ków pisze o Ursy­no­wie jako o mie­ście „wyra­sta­ją­cym z ziemi ku chwale władz” (s. 272), porów­nu­jąc ten pro­ces do powsta­wa­nia Nowej Huty. Hero­icz­nych, ale naiw­nych „ludzi z mar­muru” zastą­pił w War­sza­wie oddział „sied­miu wspa­niałych” – grupa ide­ali­stów, która stop­niowo dostrze­gała, że nie wszyst­kie ich pomy­sły prze­cho­dzą pomyśl­nie star­cie z sys­te­mem, kry­ty­ku­jąca moder­nizm, scen­tra­li­zo­wane budow­nic­two, upo­li­tycz­nione pla­no­wa­nie urba­ni­styczne i zgodę na byle­ja­kość, ale zmu­szona do dzia­ła­nia w tych ramach.

Archi­tekci, któ­rymi kie­ro­wał Marek Budzyń­ski, mieli do wyko­rzy­sta­nia pre­fa­bry­katy – wiel­kie zespoły miesz­ka­niowe w dru­giej poło­wie XX wieku zdo­mi­no­wane były przez wielką płytę i myśle­nie za jej pomocą. Kiedy zaczęto rezy­gno­wać z niej w Euro­pie Zachod­niej (trans­port był bar­dzo skom­pli­ko­wany, a budynki miały pro­blem z trzy­ma­niem cie­pła), prze­żyła rene­sans w bloku wschod­nim. W Pol­sce beto­nowy „reżim” datuje się zwy­kle od początku lat 50. do połowy lat 80. (choć pierw­sze takie budynki powstały jesz­cze przed II wojną świa­tową w Łodzi). Ursy­nów nie miał być wyjąt­kiem od tej reguły. Kon­tr­przy­kła­dem dla archi­tek­tów była bau­hau­sow­ska, moder­ni­styczna zabu­dowa – myśle­nie o nowym osie­dlu było pro­spo­łeczne, może nawet socja­li­styczne, ale nie radziec­kie. Sta­rali się nie powie­lać nega­tyw­nych wzor­ców oraz wytwo­rzyć spo­łecz­ność lokalną i więzi sąsiedz­kie, a także zadbać o uatrak­cyj­nie­nie prze­strzeni. Cza­sami ich tezy wyda­wały się naiwne, może nawet newa­ge­’owe, ale poka­zy­wały, że Budzyń­ski i reszta myślą o mie­ście i jego miesz­kań­cach w kate­go­riach orga­nicz­nych. Po latach w wywia­dzie opu­bli­ko­wa­nym w „Kry­tyce Poli­tycz­nej” Budzyń­ski kry­ty­ko­wał ówcze­śnie domi­nu­jący spo­sób myśle­nia, przy­po­mi­na­jący zresztą dzia­ła­nie dewe­lo­pe­rów: „Myśl moder­ni­styczna kom­plet­nie znisz­czyła poję­cie mia­sta, które two­rzyło swo­istą jed­nię życia oby­wa­teli, wła­dzy, prze­strzeni publicz­nej czy obron­nych związ­ków z Naturą. Jed­nak w dro­dze ewo­lu­cji ta jed­nia została zde­ge­ne­ro­wana, two­rząc warunki nisz­czące życie. Moder­nizm ogra­ni­czył mia­sto do stre­fo­wa­nia funk­cji – do pro­stych geo­me­trycz­nych blo­ków i układu dróg”.

Dla­tego też Ursy­nów „wyre­ży­se­ro­wano” wedle kon­cep­cji par­ce­la­cji gru­po­wej oraz pro­wa­dzono dia­log z pierw­szymi miesz­kań­cami. Budo­wie osie­dla przy­świe­cały idee samo­rzą­dowe, oby­wa­tel­skie; podmiej­ską sypial­nię chciano zamie­nić we wspól­notę, w któ­rej ludzie biorą odpo­wie­dzial­ność za swoje oto­cze­nie. W tym celu sta­rano się, po pierw­sze, „zre­ha­bi­li­to­wać ulicę”, sku­pić życie osie­dla na pozio­mie par­teru, na licz­nych podwó­recz­kach. Sło­wem: stwo­rzyć wiel­ko­miej­ską wieś. Po dru­gie, współ­pra­co­wano z psy­cho­lo­gami i socjo­lo­gami, z twór­cami insty­tu­cji, osie­dlo­wych klu­bów, poradni, szkół, biblio­tek. Zachę­cano miesz­kań­ców do współ­dzia­ła­nia i do przyj­mo­wa­nia aktyw­nej postawy. Po trze­cie, zadbano o prze­strzeń – roz­bu­do­wano lub zacho­wy­wano tereny zie­lone, stwo­rzono Kopę Cwila, wyko­rzy­stu­jąc zie­mię z placu budowy, w tro­sce o orien­ta­cję w prze­strzeni dano wolną rękę rzeź­bia­rzom. Pio­senka dla nowej War­szawy – jak nosi nazwę jedno z dzieł – nie wybrzmiała jed­nak w pełni.

fuss_ursynow_sawicki2.jpg„Sied­miu wspa­niałych”, jak i w fil­mo­wym wcie­le­niu, sta­nęło do nie­rów­nej walki z całym sys­te­mem, pro­mu­ją­cym wydaj­ność, czyli byle­ja­kość. Mate­riały, które otrzy­my­wali, nie dorów­ny­wały jako­ścią pro­jek­tów, wypa­cza­jąc ich wizje. Odważny pro­jekt szkoły czy kościoła nie mógł się po pro­stu ziścić w ówcze­snej rze­czy­wi­sto­ści. Twór­com rów­nież bra­ko­wało doświad­cze­nia – przede wszyst­kim w oce­nie „czyn­nika ludz­kiego”. Ekspe­ry­ment spo­łeczny, któ­rym miał być Ursy­nów Pół­nocny, i dobra wola jego twór­ców upa­dły w kon­flik­cie z urzęd­ni­kami, a następ­nie z wła­dzami spół­dzielni. Oka­zało się rów­nież, że „spo­łe­czeń­stwo jest nie­miłe” – miesz­kańcy nie chcieli włą­czać się w kształ­to­wa­nie osie­dla, zasko­czyli ekipę Budzyń­skiego bier­no­ścią i rosz­cze­nio­wo­ścią. Zresztą Pań­ków roz­bija ste­reo­typ i dostar­cza do „żywo­tów świę­tych osie­dlo­wych” mniej­szą, ale jed­nak ist­nie­jącą grupę akty­wi­stów, ludzi zaan­ga­żo­wa­nych w życie Ursy­nowa, sta­ra­ją­cych się je ani­mo­wać.

Blo­kach w słońcu nie ma mono­li­tycz­nej grupy, próby sta­ty­stycz­nej, a tym bar­dziej kry­mi­na­li­za­cji osie­dla i epa­to­wa­nia „socjo­lo­gicz­nie potwier­dzoną” pato­lo­gią, co jest sta­łym moty­wem nie tylko u nas, ale rów­nież na fran­cu­skim ban­lieu czy w bry­tyj­skich high-rise. Histo­ria pro­jektowania, a następ­nie budowy Ursy­nowa prze­plata się ze wspo­mnie­niami miesz­kań­ców z róż­nych grup spo­łecznych. Można nawet zary­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że repor­terka pre­fe­ruje inte­li­genc­kie losy, wybi­ja­jące się jed­nostki i histo­rie karier „od blo­kersa do praw­nika”. Pukamy do Sie­sic­kich, potem zaglą­damy do Domu Sztuki Ursy­nów, pro­wa­dzo­nego przez Urszulę Janow­ską, a następ­nie zaha­czamy o ogród Joli Stry­jec­kiej. Włodi, współ­za­ło­ży­ciel zespołu Mole­sta, „wyszedł na ludzi”, skejci to opie­kuń­czy ojco­wie, a graf­fi­cia­rze-wan­dale cie­szą się renomą pre­kur­so­rów pol­skiego street artu. Bloki są odde­mo­ni­zo­wane – wła­ści­wie na skalę peere­low­skiej pro­pa­gandy. Wielka płyta nabiera przy­tul­no­ści, a współ­cze­sną ano­ni­mo­wość zastę­puje poczu­cie wspól­noty i zin­dy­wi­du­ali­zo­wane doświad­cze­nia.

Jeden z boha­te­rów repor­tażu, Patryk, „wszystko zapa­mię­tał ina­czej”: nie szlak ulic i blo­ków, a miej­scó­wek i baz. Stwo­rze­nie kro­niki nie jest moż­liwe, więc repor­taż o osie­dlu składa się z mate­riału o wiele bar­dziej kru­chego niż ten, z któ­rego je budo­wano: ze wspo­mnień. Jak można prze­czy­tać w Atla­sie… Sło­wik: „sadow­ski two­rzył w swo­jej gło­wie nie­zwy­kłą kon­fi­gu­ra­cję obra­zów, odtwa­rzał miniony czas z naj­drob­niej­szymi jego ele­men­tami. nie war­to­ściu­jąc ich zna­cze­nia, uzna­wał każdy, nawet naj­mniej­szy prze­błysk minio­nej rze­czy­wi­sto­ści za istotny. stał się eks­per­tem poru­sza­jąc się z praw­dziwą wprawą na pozor­nie wąskim, ale w rze­czy­wi­sto­ści nie­skoń­czo­nym polu swo­jej eks­per­tyzy. w jego gło­wie w cudowny spo­sób for­mo­wał się peł­no­wy­mia­rowy, dawno wymarły świat, który być może ni­gdy nie ist­niał”. Dla­tego też te opo­wie­ści – o Ursy­no­wie, ale i o innych przed­się­wzię­ciach – zdo­mi­no­wane są przez nostal­gię.

Nie tylko reno­wa­cja ele­wa­cji odma­lo­wuje bloki w paste­lo­wych bar­wach i zmie­nia ich fak­tury. Nar­ra­cje o „ante­nach wyż­szych od drzew”, chło­pa­kach piją­cych na ław­kach i za małych metra­żach miesz­kań wypie­rane są coraz czę­ściej przez spo­tka­nia przy trze­pa­kach, zabawy domo­fo­nem czy poży­cza­nie soli – przez wspo­mnie­nia daw­nej bli­sko­ści i lokalny patrio­tyzm. Ja nie mia­łam wła­snego osie­dla, ale pamię­tam z dzie­ciń­stwa wizytę w mie­ście rodzin­nym ojca, Kłodzku. Zabrał mnie na osie­dle Krucz­kow­skiego i z dumą przepro­wa­dził wzdłuż falowca: „To chyba naj­dłuż­szy blok w Pol­sce”. Jak widać, wielka płyta ma jed­nak na­dal ogromną przy­szłość – cały czas rośnie w pamięci.musująca tabletka.png


Arty­kuł powstał w opar­ciu o książkę Lidii Pań­ków "Bloki w słońcu. Mała histo­ria Ursy­nowa Pół­noc­nego" (Czarne 2016)

kreska.jpg

MARTA STAŃCZYK
Studentka Uniwersytetu Jagielloń­skiego, filmo­znawca wannabe. Trochę ogląda, trochę czyta i trochę słucha, ponieważ marzy o zostaniu kulturalnym krakusem.

LUCJUSZ SAWICKI
26 lat, kola­żem zaj­muje się od 5 lat. Pierw­sze kolaże two­rzył słu­cha­jąc radia. Dzięki moż­li­wo­ści współ­pracy z Pra­cow­nią R5 w Bia­łym­stoku miał oka­zję urzą­dzić wystawę swo­ich prac.Obec­nie dalej stara roz­wi­jać się w tym kie­runku, lecz sta­wia na swój indy­wi­du­alny styl. Na dzień dzi­siej­szy mocno inte­re­suje się sztuką glit­chu i próbą jej prze­ło­że­nia na kolaż. Teraz głów­nymi tema­tami jego kolaży jest sek­su­al­ność, oso­bo­wość i obraz czło­wieka w współ­cze­snym świe­cie, facebook.com/sztafcollage.

Ta strona korzysta z plików cookie.