DO GÓRY

 

fuss__jolanta_antas_schubert_cover.jpg

NUMER 13 (4) SIERPIEŃ 2015 | "FOLWARK ZWIERZĘCY"


MIĘ­DZY­GA­TUN­KO­WA PRZY­JAŹŃ W ŚWIE­CIE CZŁO­WIE­KA

- ROZMOWA Z JOLANTĄ ANTAS

KATARZYNA NOWACKA | KLAUDYNA SCHUBERT
kreska.jpg

Na roz­mowę o książce Ro­zmowy z psem, czyli komu­ni­ka­cja mię­dzygatunkowa uma­wiamy się w miesz­ka­niu jej autorki, Jolanty Antas, gdzie chwa­ląc się swoją plu­szową zie­loną żabą, wita mnie rów­nież gol­den retrie­ver o imie­niu Fraszka. Roze­znaw­szy sytu­ację, pies kła­dzie się grzecz­nie na swoim posła­niu i w cza­sie naszego wywiadu ucina sobie drzemkę.

Na początku zapy­tam o samą książkę i histo­rię jej powsta­nia – kiedy z pani wiel­kiej miło­ści do psów wypły­nął pomysł podzie­le­nia się wie­dzą z innymi?

Hi­sto­ria tej książki jest dość zabawna, ponie­waż od dawien dawna byłam po pro­stu postrze­gana przez swo­ich zna­jo­mych jako osoba z dobrą ręką do psów i wie­lo­krot­nie im poma­ga­łam. Na przy­kład swo­jej przy­ja­ciółce, która sądziła, że doga de Bor­de­aux nie da się nauczyć cho­dzić luźno na smy­czy, czy zna­jo­mym wła­ści­cie­lom ber­neń­skiego psa paster­skiego, uwa­ża­ją­cym, że ni­gdy nie nauczą go prze­cho­dzić przez ulicę – udo­wod­ni­łam jed­nak, że jest to moż­liwe. Zna­jomi byli mi bar­dzo wdzięczni, a ja po pro­stu robi­łam to ama­tor­sko, ponie­waż od zawsze inte­re­so­wa­łam się psami i mnó­stwo na ten temat czy­ta­łam. Chęt­nie też uczy­łam się od innych, np. moja przy­ja­ciółka Renia jest spe­cja­listką od goto­wa­nia i żywie­nia psów. Z jed­nym z moich psów poszłam nawet na kurs, ale oka­zał się on zupeł­nie zbędny – nie potrze­bo­wa­łam pomocy. Dużo osób mnie więc o tę książkę pro­siło, uwa­żali, że jest nie­zbędna, no a ja sobie myśla­łam, że ow­szem, wezmę się za to, ale może na eme­ry­tu­rze… Jed­nak po napi­sa­niu mojej książki pro­fe­sor­skiej mia­łam tro­chę wol­nego czasu i jakoś z roz­pędu Ro­zmowy z pse­m zaczęły pisać się same – zgro­ma­dzi­łam sporo wie­dzy na ten temat i oka­zało się, że mam naprawdę dużo do powie­dze­nia, więc książka powstała bar­dzo szybko!

fuss__jolanta_antas_schubert.jpgA jak zare­ago­wało śro­do­wi­sko aka­de­mic­kie, pani kole­dzy z pracy, na publi­ka­cję zwią­zaną z poza­uczel­nia­nym hobby?

Książka spo­tkała się z bar­dzo życz­li­wym odbio­rem – tym bar­dziej, że jest tam roz­dział Pies na uni­wer­sy­te­cie­. Uni­wer­sy­tet Jagiel­loń­ski jest przy­ja­znym śro­do­wi­skiem dla zwie­rząt, cho­ciaż nie zawsze tak było. Ja nie­zmien­nie o to wal­czy­łam – pierw­szego psa przy­pro­wa­dzi­łam na uczel­nię sama będąc jesz­cze stu­dentką. Od początku, od kiedy doro­słam i za wła­sne pie­nią­dze mogłam kupić sobie pierw­szego psa, przy­ję­łam taki styl życia, że pies będzie mi wszę­dzie towa­rzy­szył. Posta­no­wi­łam odpo­wied­nio oswoić mu ludzki świat i rów­no­cze­śnie dopil­no­wać, żeby pies potra­fił się wszę­dzie odpo­wied­nio zacho­wać. To jest niezwy­kle istotne, ponie­waż z jed­nej strony wal­czymy o to, żeby zwie­rzę mogło pójść z nami do restau­ra­cji, apteki czy banku, ale z dru­giej strony wła­ści­ciele nie zawsze potra­fią zadbać o to, żeby potra­fiło się ono wła­ści­wie zacho­wać – w takiej sytu­acji trudno się też więc dzi­wić niektó­rym zaka­zom. Wczo­raj np. byłam razem z Fraszką u den­ty­sty. Wyda­łam komendę „zostań” i pies grzecz­nie się poło­żył i na mnie cze­kał – wszy­scy obecni byli niezwy­kle zdzi­wieni, że moja psia towa­rzyszka w ogóle się nie stre­suje i cier­pli­wie znosi wizytę.

A prze­cież u den­ty­sty to już w ogóle czę­sto panuje dość ner­wowa atmos­fe­ra­…

No wła­śnie, ale ja wszyst­kie moje psy tego nauczy­łam i to jest bar­dzo ważny ele­ment, żeby pies mógł czło­wie­kowi towa­rzy­szyć. Nau­cze­nie go cho­dze­nia na smy­czy jest istotne, ale potrze­buje też tro­chę wol­no­ści. Ja uczy­łam swo­jego psa cho­dzić na tak zwa­nej „nie­wi­dzial­nej smy­czy”, tzn. ja nie uży­wam smy­czy, ale ona jest na smy­czy: jeste­śmy cały czas ze sobą w rela­cji i w związku z tym w ogóle nie muszę się o tego psa bać, bo on po pro­stu do mnie przyj­dzie. Pamię­tam, że na początku sto­so­wa­łam jesz­cze smycz przy wsia­da­niu do tram­waju, ale szybko się oka­zało, że nie muszę tego robić, bo pies sam świet­nie wie, jak ma się zacho­wać. Książka powstała więc też po to, żeby poka­zać ludziom, że można mieć przy­ja­ciela-psa, który nie jest uciąż­liwy i który po pro­stu wszę­dzie za mną podąża. Oczy­wi­ście idziemy też zawsze na spa­cer spe­cjal­nie dla psa, bo to jest dla niego konieczne, ale poza tym pies idzie już dla mnie i wie, co ma robić, jak się zacho­wać, gdzie zostać. Fraszkę mogę zosta­wić wszę­dzie, przed skle­pem czy gdzie­kol­wiek, bo wiem, że nie muszę się o nią mar­twić. Nie mogę patrzyć, jak ludzie szar­pią się ze swoim psem.

Czy bywa tak, że widząc innych ludzi z psami, obser­wuje pani ich zacho­wa­nie i nie może się powstrzy­mać od facho­wej ana­lizy ich postę­po­wa­nia?

Zwy­kle sta­ram się tego nie robić, ale cza­sami widzę takie rze­czy, że ze smut­kiem sobie myślę: „Boże, następny stra­cony pies”. Bo jeśli czło­wiek nie będzie wyma­gał, to pies sam się nie nauczy. Ude­rza mnie zawsze brak wyobraźni u ludzi, np. stałe powta­rza­nie „nie mogę go puścić, bo ucieka”. Ale to jest koło zamknięte: zawsze będzie prze­cież ucie­kał, jeśli nie będzie pusz­czany, ponieważ jak dosta­nie ten łyk wol­no­ści, to się nim zachły­śnie. Mój pies jest cały czas wolny i dla­tego wła­śnie nie musi ni­gdzie ucie­kać. Da się tego nauczyć każ­dego psa. Np. udało mi się w tym pomóc zna­jo­memu z agre­syw­nym psem rasy Akita. Po jed­nym dniu pracy z prze­strze­nią i rezy­gna­cji z zamy­ka­nia go zwie­rzę prze­stało być agre­sywne wobec mojego psa, uspo­ko­iło się i nawet pusz­czone wolno na spa­cerze trzy­mało się „stada”. Da się to osią­gnąć z każ­dym psem. Pamię­tam, że na pro­mo­cji mojej książki dwie panie beha­wio­rystki zarzu­cały mi, że nie wie­rzę w agre­sję psów. I rze­czy­wi­ście tak jest – uwa­żam, że psy stają się agre­sywne tylko z powodu błę­dów czło­wieka. Oczy­wi­ście jest coś takiego jak instynkt łow­czy, ale to jest co innego niż agre­sja.

fuss__jolanta_antas_schubert3.jpgCzy w takim razie pani książka ma za zada­nie tra­fić do ludzi na początku ich kariery w roli opie­ku­nów psów i pomóc im unik­nąć podob­nych błę­dów?

Przede wszyst­kim chcia­łam pobu­dzić wyobraź­nię. Przy­kładowo za bar­dzo antro­po­mor­fi­zu­jemy zwie­rzęta, prze­kła­damy na nie naszą uczu­cio­wość, a przez to źle inter­pre­tu­jemy sygnały i czę­sto prze­szka­dzamy zwie­rzętom w wyra­ża­niu się. Abso­lut­nie pod­sta­wo­wym błę­dem jest na przy­kład inter­wen­cja wła­ści­ciela w przy­padku spo­tka­nia z innym psem – naj­czę­ściej trzyma on wtedy swoje zwie­rzę na krót­kiej, naprę­żo­nej linie, żeby mu się nic nie stało. Jed­nak naprę­ża­jąc smycz, leciutko podnosi psa, zmu­sza­jąc go do poka­za­nia postawy bojow­ni­czej. Taki pies nie może się języ­kiem ciała wyra­zić. „Bła­gam, luźno tę smycz!” – mówię wtedy, ale i tak każdy dalej cią­gnie tego swo­jego psa.

A jak ludzie reagują na udzie­lane przez panią wska­zówki?

Sta­ram się w ogóle nie wtrą­cać, ale cza­sem nie wytrzy­muję. Pró­buję jed­nak wszystko życz­li­wie i spo­koj­nie tłu­ma­czyć. Poprzez książkę chcia­ła­bym wła­śnie pomóc ludziom, żeby po pro­stu źle nie inter­pre­to­wali zacho­wań zwie­rząt, a przede wszyst­kim ich nie uczło­wie­czali. Rów­no­cze­śnie jestem prze­ciwko mod­nej teraz posta­wie czy­sto beha­wio­ral­nego warun­ko­wa­nia psa. Wiem, że zwie­rzęta obok zacho­wań beha­wio­ral­nych mają oso­bo­wość, pewne pre­fe­ren­cje i życie emo­cjo­nalne, z któ­rym trzeba się liczyć i je zro­zu­mieć. Pies – tak samo jak czło­wiek – może mieć lep­szy lub gor­szy nastrój do ucze­nia się. Żeby cze­go­kol­wiek nauczyć psa, trzeba zro­bić mu z tego zabawę, frajdę, dostar­czyć mu odpo­wied­niej moty­wa­cji i wtedy robi to chęt­nie oraz ma z tego satys­fak­cję. Pies nie jest więc beha­wio­ralną maszynką, ale ma też dumę, god­ność i – co naj­waż­niej­sze – nie­by­wałą empa­tię! Doszłam do wnio­sku, że jest ona w dużej mie­rze oparta o uważ­ność (tak samo zresztą u ludzi); cho­dzi o obser­wa­cję mimiki, gestów, mikro­ek­spre­sji. Zwie­rzęta są niezwy­kle wraż­liwe na takie rze­czy.

Czy­ta­łam na przy­kład, że pies widzi z 3 metrów zama­zaną postać swo­jego wła­ści­ciela, ale zauważa motyla 20 metrów dalej – dla­tego żaden szcze­gół nie umknie zwie­rzęcej uwa­dze i bar­dzo trudno psa oszu­kać. Jeśli, dajmy na to, będziemy tylko uda­wać, że jeste­śmy wku­rzeni, pies od razu się zorien­tuje – dużo łatwiej jest nabrać czło­wieka! Cho­ciaż ta nie­wia­ro­godna psia empa­tia jest dla mnie cią­gle zagadką, pró­buję opi­sać ją w książce. Przy­ta­czam np. taką histo­rię, kiedy okrop­nie zdener­wowałam się pra­cu­jąc przy kom­pu­te­rze, a Fraszka od razu wyczuła, że coś jest nie w porządku, przy­szła do mnie i „wypro­wa­dziła mnie” na spa­cer, żebym mogła się uspo­koić. Psy bez­błęd­nie odczy­tują każdy rejestr emo­cji i to jest kolejna klu­czowa kwe­stia: żeby mieć spo­koj­nego psa, trzeba mieć tego świa­do­mość i pano­wać nad swo­imi ner­wami. Wła­ści­ciel, który cały czas krzy­czy, żyje w ogól­nym nie­ła­dzie i do tego kon­cen­truje swoją złość na zwie­rzęciu, spo­wo­duje po pro­stu wycho­wa­nie ner­wo­wego psa. Pies działa jak sej­smo­graf i dla­tego powin­ni­śmy pra­co­wać nad samo­kon­trolą. Pro­szę zwró­cić uwagę, że Cesar Milano, pro­wa­dzący pro­gram Zakli­nacz psów, pra­cuje w swoim pro­gra­mie głów­nie z ludz­kimi emo­cjami. Ludzie bez­wied­nie stre­sują zwie­rzęta, na przy­kład zwra­ca­jąc się do nich podnie­sio­nym, wyso­kim gło­sem, czego psy naprawdę nie lubią. Ja pani to zresztą pokażę:

„Fra­sia, Fra­sia, Fra­sia!” – moja roz­mów­czyni rap­tow­nie podnosi głos i niespo­koj­nie zwraca się do psa. Śpiąca w swoim posła­niu Fraszka gwał­tow­nie się podrywa i roz­glą­da­jąc się ner­wowo, pró­buje oce­nić sytu­ację. Szybko zostaje jed­nak uspo­ko­jona gła­ska­niem oraz nor­mal­nym tonem i kła­dzie się z poczu­ciem przy­wró­co­nego bez­pie­czeń­stwa.

 

fuss__jolanta_antas_schubert2.jpg

Rze­czy­wi­ście, sama zaob­ser­wo­wa­łam, że ludzie czę­sto wytwa­rzają wokół sie­bie bar­dzo stre­su­jącą atmos­ferę, a ich dzia­ła­nia są zupeł­nie nie­sko­or­dy­no­wane i każdy kolejny pies miesz­ka­jący z takimi oso­bami– nie­za­leż­nie od rasy – jest bar­dzo ner­wowy i gło­śny.

No wła­śnie! Bo my sobie nie zda­jemy sprawy, jak bar­dzo psy są na to wraż­liwe. Jeżeli cały czas panuje takie zawi­ro­wa­nie emo­cjo­nalne, to pies nie może wypo­cząć, nie może się zre­lak­so­wać, nie będzie też spał w pomiesz­cze­niu, gdzie prze­bywa nie­spo­kojny czło­wiek. Jeśli coś jest nie w porządku, to zwie­rzę natych­miast reaguje. Dla­tego pies jest lekar­stwem, które zmu­sza czło­wieka (o ile jest on, oczy­wi­ście, uważny) do kon­tro­lo­wa­nia swo­ich emo­cji wszę­dzie, gdzie zwie­rzę mu towa­rzy­szy. W książce opi­suję taką sytu­ację z uczelni, kiedy w cza­sie zajęć z reto­ryki zaczę­li­śmy zaja­dle dys­ku­to­wać podnie­sio­nym gło­sem – pies, który ni­gdy nie zwraca na sie­bie uwagi na uni­wer­sy­te­cie, nagle do mnie pod­szedł, poło­żył na mnie łapy i zbli­żył swój pysk, zmu­sza­jąc mnie tym samym do tego, abym się uspo­ko­iła. Pozo­stała część zajęć prze­bie­gała już w zre­lak­so­wa­nej atmos­fe­rze. Tylko że takie rze­czy trzeba zauwa­żyć, wyła­pać, bo nor­mal­nie czło­wiek ma odruch, żeby odgo­nić psa, krzyk­nąć na niego, żeby nie prze­szka­dzał, i tym samym jesz­cze podnieść poziom swo­ich emo­cji.

A czy sądzi pani, że podnosi się poziom takiej świa­do­mo­ści u ludzi? Czy sta­jemy się bar­dziej wyczu­leni na zwie­rzęcą naturę?

Wy­daje mi się, że widać pozy­tywne zmiany. Zaczęły się uka­zy­wać na ten temat książki, jak np. Sy­gnały uspo­ka­ja­ją­ce­ autor­stwa Turid Rugaas, i cho­ciaż takie publi­ka­cje nie są ide­alne, to jed­nak jest to dobry kie­ru­nek dzia­ła­nia. Dla­tego też napi­sa­łam swoją książkę, bo doszłam do wnio­sku, że już czas na to, żeby­śmy się zaczęli dokład­niej przy­glą­dać naszym psim bra­ciom i nie tylko szko­lili ich beha­wio­ral­nie, ale też zain­te­re­so­wali się ich oso­bo­wo­ścią. Jestem prze­ciwna trak­to­wa­niu psa jako „beha­wio­ral­nej maszynki” i dla­tego ni­gdy nie uży­wam słowa tre­ser – zamiast tego mówię o ukła­da­niu psa. „Uło­żyć psa” to zna­czy zatrosz­czyć się o wła­ściwe wspólne funk­cjo­no­wa­nie czło­wieka i psa, w tym zadba­nie o bez­pie­czeń­stwo psa, spo­kój czło­wieka, two­rze­nie odpo­wied­nich rela­cji z innymi ludźmi oraz zwie­rzętami. Psu należy oswoić oto­cze­nie, pomóc mu zapo­znać się z róż­nymi rze­czami, które mogą się wyda­wać mu dziwne, jak np. moto­cykl, czło­wiek na wózku inwa­lidz­kim czy nawet uno­szący się w powie­trzu worek. W tym wszyst­kim cho­dzi o utwo­rze­nie har­mo­nij­nej rela­cji czło­wiek–pies w świe­cie czło­wieka. Przy czym cią­gle należy pamię­tać o niejed­nakowych pre­fe­ren­cjach zarówno kon­kret­nych ras, jak i poszcze­gól­nych psów w ich obrę­bie.

jolanta_antas_fot_schubert12.jpgJak bar­dzo róż­nią się te pre­fe­ren­cje i jak wpły­wają ona na kon­takt opie­kuna z psem?

Każdy z moich psów był inny i uczy­łam się roz­po­zna­wać ich potrzeby, np. wyżeł nie­miecki uwiel­biał pły­wać i łowić ryby, a seter angiel­ski lubił polo­wać – zawsze sta­ra­łam się zapew­nić im spa­cery z moż­li­wo­ścią reali­zo­wa­nia tych potrzeb. Mój obecny pie­sek to „zada­nio­wiec”, więc cho­dzimy razem na zakupy, przy­nosi mi papiery w pracy albo kap­cie w domu itd. Oczy­wi­ście musi mieć z tego frajdę, więc bar­dzo ważna jest moja reak­cja – zado­wo­le­nie opie­kuna jest dla psa więk­szą nagrodą niż sma­ko­łyk. Zaw­sze poka­zuję Fraszce, że jestem jej wdzięczna, cho­dzi bowiem o god­ność psa i nasze zaan­ga­żo­wa­nie w rela­cję z nim. Wcze­śniej ist­niała szkoła domi­na­cji nad psem, któ­rej ostat­nim przed­sta­wi­cie­lem z suk­ce­sami jest wła­śnie Cesar Milano. Psa się w tej szkole po pro­stu do wszyst­kiego zmu­sza. Uwa­żam, że takie podej­ście powinno już znik­nąć. Sama ni­gdy nie domi­no­wa­łam żad­nego ze swo­ich psów, szybko doszłam do wnio­sku, że nie ma potrzeby „łama­nia” zwie­rzęcia, ponie­waż wtedy wyko­nuje ono zada­nia wyłącz­nie z lęku przed wła­ści­cie­lem. Kolejna metoda – beha­wio­ralna – jest o tyle pozy­tywna, że pies jest nagra­dzany, a nie bity. Ale z dru­giej strony nie two­rzy się z nim więzi, tylko się go warun­kuje. Opie­kun zyskuje naj­wię­cej w oczach zwie­rzęcia, kiedy trak­tuje go part­ner­sko. Wiem, że wszyst­kie moje psy mają god­ność, wła­sną oso­bo­wość i że powinna być ona sza­no­wana – tak zdo­bywa się zaufa­nie. To jest chyba kolejny krok, który musimy zro­bić: po przej­ściu od domi­na­cji do pozy­tyw­nego wzmac­nia­nia należy budo­wać więź mię­dzy czło­wiekiem a psem w opar­ciu o wza­jemne posza­no­wa­nie i przy­jaźń.

Czy dotarły już do pani takie głosy, że po prze­czytaniu Ro­zmów z pse­m komuś udało się nawią­zać lep­szą komu­ni­ka­cję ze swoim zwie­rzęciem?

Tak, wie­lo­krot­nie! Pamię­tam, że jeden czy­tel­nik bar­dzo pole­cał wszyst­kim moją książkę, twier­dząc, że nie zda­wał sobie wcze­śniej sprawy, ile to my, ludzie, popeł­niamy błę­dów. Sam wołał swo­jego psa powta­rza­jąc tylko wciąż jego imię, nato­miast ja tłu­ma­czę, że to wła­śnie nie wystar­czy. Pies musi wie­dzieć, co ma zro­bić, więc oprócz imie­nia musimy jesz­cze wydać jakąś kon­kretną komendę. Psy wyczu­wają róż­nicę w gło­sie, ale skąd mają wie­dzieć, czego się od nich wymaga, jeśli sły­szą tylko swoje imię powta­rzane wie­lo­krot­nie nie­za­do­wo­lo­nym gło­sem? Zda­rza się też, że pies nie chce przyjść, bo po pro­stu się boi – wła­ści­ciel powi­nien wytwa­rzać pozy­tywną ener­gię, żeby współpra­co­wać ze zwie­rzęciem i dać mu odpo­wied­nią moty­wa­cję. Kiedy jest zdener­wowany, pies się go nie słu­cha, może ucie­kać, więc następ­nym razem weź­mie już go na smycz, żeby nie robić sobie pro­blemu. Tymcza­sem zamiast wię­zić psa na smy­czy, nale­ża­łoby raczej zro­bić szkołę wła­snych uczuć, ale to jest oczy­wi­ście trud­niej­sze. I dla­tego mamy kol­czatki i auto­ma­tycz­nie wysu­wane smy­cze, choć jest to maka­bryczne roz­wią­za­nie – pies jest przez chwilę wolny, po czym nagle się dusi i tak w kółko. Te wszyst­kie roz­wią­za­nia mają uła­twić życie czło­wie­kowi, ale tak naprawdę są prze­ciwko budo­wa­niu jego rela­cji z psem. A to jest wspa­niałe, kiedy ja mogę spa­cerować w ogóle nie uży­wa­jąc smy­czy.

Ro­zma­wiamy o obser­wo­wa­niu praw­dzi­wej natury i oso­bo­wo­ści zwie­rząt oraz nie­trak­to­wa­niu ich jako bytów na służ­bie czło­wieka, czyli kwe­stiach, któ­rymi zaj­mują się też a­ni­mal stu­dies. Czy myśli pani, że moż­liwy jest w Pol­sce roz­wój nauko­wej reflek­sji na ten temat?

Na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim była rok temu taka kon­fe­ren­cja – tam co prawda cho­dziło chyba głów­nie o wize­ru­nek zwie­rząt w lite­ra­tu­rze i sztuce, ale to jed­nak zawsze jest jakiś począ­tek. Ja mia­łam wiel­kie szczę­ście, bo zawo­dowo zaj­muję się języ­ko­znaw­stwem i komu­ni­ka­cją, więc wiem, ile tre­ści zna­cze­nio­wych jest prze­ka­zy­wa­nych nie­wer­bal­nie. To mnie odpo­wied­nio napro­wa­dziło – zoba­czy­łam, jak ogromną wagę w komu­ni­ka­cji ze zwie­rzęciem mają i gesty, i mimika, i modu­la­cja głosu. Tak samo zresztą jest w przy­padku ludzi, choć ze zwie­rzętami trzeba się jesz­cze sub­tel­niej komu­ni­ko­wać, bo tam słowa pra­wie nic nie zna­czą. Dla­tego też pies jest zna­ko­mi­tym ćwi­cze­niem rela­cji inter­per­so­nal­nych, sta­jemy się lep­szymi part­ne­rami, przy­ja­ciółmi czy rodzi­cami, ponie­waż uczymy się empa­tii i uważ­no­ści.musująca tabletka.png


kreska.jpg

kreska.jpgPROF. DR HAB.
JOLANTA ANTAS

Językoznawca, wykładowca akademicki, kierownik Katedry Teorii Komunikacji na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorka książek: O mechanizmach negowania. Wybrane semantyczne i pragmatyczne aspekty negacji (1991), O kłamstwie i kłamaniu (2000), Semantyczność ciała. Gesty jako znaki myślenia (2013). Działaczka opozycji demokratycznej w latach 80. Prywatnie właścicielka golden retrievera o imieniu Fraszka oraz miłośniczka i znawczyni psów. Jej książka Rozmowy z psem, czyli komunikacja międzygatunkowa ukazała się w 2014 roku nakładem wydawnictwa Iskry.

Ta strona korzysta z plików cookie.