NUMER 13 (4) SIERPIEŃ 2015 | "FOLWARK ZWIERZĘCY"
KATARZYNA NOWACKA | KLAUDYNA SCHUBERT
Na rozmowę o książce Rozmowy z psem, czyli komunikacja międzygatunkowa umawiamy się w mieszkaniu jej autorki, Jolanty Antas, gdzie chwaląc się swoją pluszową zieloną żabą, wita mnie również golden retriever o imieniu Fraszka. Rozeznawszy sytuację, pies kładzie się grzecznie na swoim posłaniu i w czasie naszego wywiadu ucina sobie drzemkę.
Na początku zapytam o samą książkę i historię jej powstania – kiedy z pani wielkiej miłości do psów wypłynął pomysł podzielenia się wiedzą z innymi?
Historia tej książki jest dość zabawna, ponieważ od dawien dawna byłam po prostu postrzegana przez swoich znajomych jako osoba z dobrą ręką do psów i wielokrotnie im pomagałam. Na przykład swojej przyjaciółce, która sądziła, że doga de Bordeaux nie da się nauczyć chodzić luźno na smyczy, czy znajomym właścicielom berneńskiego psa pasterskiego, uważającym, że nigdy nie nauczą go przechodzić przez ulicę – udowodniłam jednak, że jest to możliwe. Znajomi byli mi bardzo wdzięczni, a ja po prostu robiłam to amatorsko, ponieważ od zawsze interesowałam się psami i mnóstwo na ten temat czytałam. Chętnie też uczyłam się od innych, np. moja przyjaciółka Renia jest specjalistką od gotowania i żywienia psów. Z jednym z moich psów poszłam nawet na kurs, ale okazał się on zupełnie zbędny – nie potrzebowałam pomocy. Dużo osób mnie więc o tę książkę prosiło, uważali, że jest niezbędna, no a ja sobie myślałam, że owszem, wezmę się za to, ale może na emeryturze… Jednak po napisaniu mojej książki profesorskiej miałam trochę wolnego czasu i jakoś z rozpędu Rozmowy z psem zaczęły pisać się same – zgromadziłam sporo wiedzy na ten temat i okazało się, że mam naprawdę dużo do powiedzenia, więc książka powstała bardzo szybko!
A jak zareagowało środowisko akademickie, pani koledzy z pracy, na publikację związaną z pozauczelnianym hobby?
Książka spotkała się z bardzo życzliwym odbiorem – tym bardziej, że jest tam rozdział Pies na uniwersytecie. Uniwersytet Jagielloński jest przyjaznym środowiskiem dla zwierząt, chociaż nie zawsze tak było. Ja niezmiennie o to walczyłam – pierwszego psa przyprowadziłam na uczelnię sama będąc jeszcze studentką. Od początku, od kiedy dorosłam i za własne pieniądze mogłam kupić sobie pierwszego psa, przyjęłam taki styl życia, że pies będzie mi wszędzie towarzyszył. Postanowiłam odpowiednio oswoić mu ludzki świat i równocześnie dopilnować, żeby pies potrafił się wszędzie odpowiednio zachować. To jest niezwykle istotne, ponieważ z jednej strony walczymy o to, żeby zwierzę mogło pójść z nami do restauracji, apteki czy banku, ale z drugiej strony właściciele nie zawsze potrafią zadbać o to, żeby potrafiło się ono właściwie zachować – w takiej sytuacji trudno się też więc dziwić niektórym zakazom. Wczoraj np. byłam razem z Fraszką u dentysty. Wydałam komendę „zostań” i pies grzecznie się położył i na mnie czekał – wszyscy obecni byli niezwykle zdziwieni, że moja psia towarzyszka w ogóle się nie stresuje i cierpliwie znosi wizytę.
A przecież u dentysty to już w ogóle często panuje dość nerwowa atmosfera…
No właśnie, ale ja wszystkie moje psy tego nauczyłam i to jest bardzo ważny element, żeby pies mógł człowiekowi towarzyszyć. Nauczenie go chodzenia na smyczy jest istotne, ale potrzebuje też trochę wolności. Ja uczyłam swojego psa chodzić na tak zwanej „niewidzialnej smyczy”, tzn. ja nie używam smyczy, ale ona jest na smyczy: jesteśmy cały czas ze sobą w relacji i w związku z tym w ogóle nie muszę się o tego psa bać, bo on po prostu do mnie przyjdzie. Pamiętam, że na początku stosowałam jeszcze smycz przy wsiadaniu do tramwaju, ale szybko się okazało, że nie muszę tego robić, bo pies sam świetnie wie, jak ma się zachować. Książka powstała więc też po to, żeby pokazać ludziom, że można mieć przyjaciela-psa, który nie jest uciążliwy i który po prostu wszędzie za mną podąża. Oczywiście idziemy też zawsze na spacer specjalnie dla psa, bo to jest dla niego konieczne, ale poza tym pies idzie już dla mnie i wie, co ma robić, jak się zachować, gdzie zostać. Fraszkę mogę zostawić wszędzie, przed sklepem czy gdziekolwiek, bo wiem, że nie muszę się o nią martwić. Nie mogę patrzyć, jak ludzie szarpią się ze swoim psem.
Czy bywa tak, że widząc innych ludzi z psami, obserwuje pani ich zachowanie i nie może się powstrzymać od fachowej analizy ich postępowania?
Zwykle staram się tego nie robić, ale czasami widzę takie rzeczy, że ze smutkiem sobie myślę: „Boże, następny stracony pies”. Bo jeśli człowiek nie będzie wymagał, to pies sam się nie nauczy. Uderza mnie zawsze brak wyobraźni u ludzi, np. stałe powtarzanie „nie mogę go puścić, bo ucieka”. Ale to jest koło zamknięte: zawsze będzie przecież uciekał, jeśli nie będzie puszczany, ponieważ jak dostanie ten łyk wolności, to się nim zachłyśnie. Mój pies jest cały czas wolny i dlatego właśnie nie musi nigdzie uciekać. Da się tego nauczyć każdego psa. Np. udało mi się w tym pomóc znajomemu z agresywnym psem rasy Akita. Po jednym dniu pracy z przestrzenią i rezygnacji z zamykania go zwierzę przestało być agresywne wobec mojego psa, uspokoiło się i nawet puszczone wolno na spacerze trzymało się „stada”. Da się to osiągnąć z każdym psem. Pamiętam, że na promocji mojej książki dwie panie behawiorystki zarzucały mi, że nie wierzę w agresję psów. I rzeczywiście tak jest – uważam, że psy stają się agresywne tylko z powodu błędów człowieka. Oczywiście jest coś takiego jak instynkt łowczy, ale to jest co innego niż agresja.
Czy w takim razie pani książka ma za zadanie trafić do ludzi na początku ich kariery w roli opiekunów psów i pomóc im uniknąć podobnych błędów?
Przede wszystkim chciałam pobudzić wyobraźnię. Przykładowo za bardzo antropomorfizujemy zwierzęta, przekładamy na nie naszą uczuciowość, a przez to źle interpretujemy sygnały i często przeszkadzamy zwierzętom w wyrażaniu się. Absolutnie podstawowym błędem jest na przykład interwencja właściciela w przypadku spotkania z innym psem – najczęściej trzyma on wtedy swoje zwierzę na krótkiej, naprężonej linie, żeby mu się nic nie stało. Jednak naprężając smycz, leciutko podnosi psa, zmuszając go do pokazania postawy bojowniczej. Taki pies nie może się językiem ciała wyrazić. „Błagam, luźno tę smycz!” – mówię wtedy, ale i tak każdy dalej ciągnie tego swojego psa.
A jak ludzie reagują na udzielane przez panią wskazówki?
Staram się w ogóle nie wtrącać, ale czasem nie wytrzymuję. Próbuję jednak wszystko życzliwie i spokojnie tłumaczyć. Poprzez książkę chciałabym właśnie pomóc ludziom, żeby po prostu źle nie interpretowali zachowań zwierząt, a przede wszystkim ich nie uczłowieczali. Równocześnie jestem przeciwko modnej teraz postawie czysto behawioralnego warunkowania psa. Wiem, że zwierzęta obok zachowań behawioralnych mają osobowość, pewne preferencje i życie emocjonalne, z którym trzeba się liczyć i je zrozumieć. Pies – tak samo jak człowiek – może mieć lepszy lub gorszy nastrój do uczenia się. Żeby czegokolwiek nauczyć psa, trzeba zrobić mu z tego zabawę, frajdę, dostarczyć mu odpowiedniej motywacji i wtedy robi to chętnie oraz ma z tego satysfakcję. Pies nie jest więc behawioralną maszynką, ale ma też dumę, godność i – co najważniejsze – niebywałą empatię! Doszłam do wniosku, że jest ona w dużej mierze oparta o uważność (tak samo zresztą u ludzi); chodzi o obserwację mimiki, gestów, mikroekspresji. Zwierzęta są niezwykle wrażliwe na takie rzeczy.
Czytałam na przykład, że pies widzi z 3 metrów zamazaną postać swojego właściciela, ale zauważa motyla 20 metrów dalej – dlatego żaden szczegół nie umknie zwierzęcej uwadze i bardzo trudno psa oszukać. Jeśli, dajmy na to, będziemy tylko udawać, że jesteśmy wkurzeni, pies od razu się zorientuje – dużo łatwiej jest nabrać człowieka! Chociaż ta niewiarogodna psia empatia jest dla mnie ciągle zagadką, próbuję opisać ją w książce. Przytaczam np. taką historię, kiedy okropnie zdenerwowałam się pracując przy komputerze, a Fraszka od razu wyczuła, że coś jest nie w porządku, przyszła do mnie i „wyprowadziła mnie” na spacer, żebym mogła się uspokoić. Psy bezbłędnie odczytują każdy rejestr emocji i to jest kolejna kluczowa kwestia: żeby mieć spokojnego psa, trzeba mieć tego świadomość i panować nad swoimi nerwami. Właściciel, który cały czas krzyczy, żyje w ogólnym nieładzie i do tego koncentruje swoją złość na zwierzęciu, spowoduje po prostu wychowanie nerwowego psa. Pies działa jak sejsmograf i dlatego powinniśmy pracować nad samokontrolą. Proszę zwrócić uwagę, że Cesar Milano, prowadzący program Zaklinacz psów, pracuje w swoim programie głównie z ludzkimi emocjami. Ludzie bezwiednie stresują zwierzęta, na przykład zwracając się do nich podniesionym, wysokim głosem, czego psy naprawdę nie lubią. Ja pani to zresztą pokażę:
„Frasia, Frasia, Frasia!” – moja rozmówczyni raptownie podnosi głos i niespokojnie zwraca się do psa. Śpiąca w swoim posłaniu Fraszka gwałtownie się podrywa i rozglądając się nerwowo, próbuje ocenić sytuację. Szybko zostaje jednak uspokojona głaskaniem oraz normalnym tonem i kładzie się z poczuciem przywróconego bezpieczeństwa.
Rzeczywiście, sama zaobserwowałam, że ludzie często wytwarzają wokół siebie bardzo stresującą atmosferę, a ich działania są zupełnie nieskoordynowane i każdy kolejny pies mieszkający z takimi osobami– niezależnie od rasy – jest bardzo nerwowy i głośny.
No właśnie! Bo my sobie nie zdajemy sprawy, jak bardzo psy są na to wrażliwe. Jeżeli cały czas panuje takie zawirowanie emocjonalne, to pies nie może wypocząć, nie może się zrelaksować, nie będzie też spał w pomieszczeniu, gdzie przebywa niespokojny człowiek. Jeśli coś jest nie w porządku, to zwierzę natychmiast reaguje. Dlatego pies jest lekarstwem, które zmusza człowieka (o ile jest on, oczywiście, uważny) do kontrolowania swoich emocji wszędzie, gdzie zwierzę mu towarzyszy. W książce opisuję taką sytuację z uczelni, kiedy w czasie zajęć z retoryki zaczęliśmy zajadle dyskutować podniesionym głosem – pies, który nigdy nie zwraca na siebie uwagi na uniwersytecie, nagle do mnie podszedł, położył na mnie łapy i zbliżył swój pysk, zmuszając mnie tym samym do tego, abym się uspokoiła. Pozostała część zajęć przebiegała już w zrelaksowanej atmosferze. Tylko że takie rzeczy trzeba zauważyć, wyłapać, bo normalnie człowiek ma odruch, żeby odgonić psa, krzyknąć na niego, żeby nie przeszkadzał, i tym samym jeszcze podnieść poziom swoich emocji.
A czy sądzi pani, że podnosi się poziom takiej świadomości u ludzi? Czy stajemy się bardziej wyczuleni na zwierzęcą naturę?
Wydaje mi się, że widać pozytywne zmiany. Zaczęły się ukazywać na ten temat książki, jak np. Sygnały uspokajające autorstwa Turid Rugaas, i chociaż takie publikacje nie są idealne, to jednak jest to dobry kierunek działania. Dlatego też napisałam swoją książkę, bo doszłam do wniosku, że już czas na to, żebyśmy się zaczęli dokładniej przyglądać naszym psim braciom i nie tylko szkolili ich behawioralnie, ale też zainteresowali się ich osobowością. Jestem przeciwna traktowaniu psa jako „behawioralnej maszynki” i dlatego nigdy nie używam słowa treser – zamiast tego mówię o układaniu psa. „Ułożyć psa” to znaczy zatroszczyć się o właściwe wspólne funkcjonowanie człowieka i psa, w tym zadbanie o bezpieczeństwo psa, spokój człowieka, tworzenie odpowiednich relacji z innymi ludźmi oraz zwierzętami. Psu należy oswoić otoczenie, pomóc mu zapoznać się z różnymi rzeczami, które mogą się wydawać mu dziwne, jak np. motocykl, człowiek na wózku inwalidzkim czy nawet unoszący się w powietrzu worek. W tym wszystkim chodzi o utworzenie harmonijnej relacji człowiek–pies w świecie człowieka. Przy czym ciągle należy pamiętać o niejednakowych preferencjach zarówno konkretnych ras, jak i poszczególnych psów w ich obrębie.
Jak bardzo różnią się te preferencje i jak wpływają ona na kontakt opiekuna z psem?
Każdy z moich psów był inny i uczyłam się rozpoznawać ich potrzeby, np. wyżeł niemiecki uwielbiał pływać i łowić ryby, a seter angielski lubił polować – zawsze starałam się zapewnić im spacery z możliwością realizowania tych potrzeb. Mój obecny piesek to „zadaniowiec”, więc chodzimy razem na zakupy, przynosi mi papiery w pracy albo kapcie w domu itd. Oczywiście musi mieć z tego frajdę, więc bardzo ważna jest moja reakcja – zadowolenie opiekuna jest dla psa większą nagrodą niż smakołyk. Zawsze pokazuję Fraszce, że jestem jej wdzięczna, chodzi bowiem o godność psa i nasze zaangażowanie w relację z nim. Wcześniej istniała szkoła dominacji nad psem, której ostatnim przedstawicielem z sukcesami jest właśnie Cesar Milano. Psa się w tej szkole po prostu do wszystkiego zmusza. Uważam, że takie podejście powinno już zniknąć. Sama nigdy nie dominowałam żadnego ze swoich psów, szybko doszłam do wniosku, że nie ma potrzeby „łamania” zwierzęcia, ponieważ wtedy wykonuje ono zadania wyłącznie z lęku przed właścicielem. Kolejna metoda – behawioralna – jest o tyle pozytywna, że pies jest nagradzany, a nie bity. Ale z drugiej strony nie tworzy się z nim więzi, tylko się go warunkuje. Opiekun zyskuje najwięcej w oczach zwierzęcia, kiedy traktuje go partnersko. Wiem, że wszystkie moje psy mają godność, własną osobowość i że powinna być ona szanowana – tak zdobywa się zaufanie. To jest chyba kolejny krok, który musimy zrobić: po przejściu od dominacji do pozytywnego wzmacniania należy budować więź między człowiekiem a psem w oparciu o wzajemne poszanowanie i przyjaźń.
Czy dotarły już do pani takie głosy, że po przeczytaniu Rozmów z psem komuś udało się nawiązać lepszą komunikację ze swoim zwierzęciem?
Tak, wielokrotnie! Pamiętam, że jeden czytelnik bardzo polecał wszystkim moją książkę, twierdząc, że nie zdawał sobie wcześniej sprawy, ile to my, ludzie, popełniamy błędów. Sam wołał swojego psa powtarzając tylko wciąż jego imię, natomiast ja tłumaczę, że to właśnie nie wystarczy. Pies musi wiedzieć, co ma zrobić, więc oprócz imienia musimy jeszcze wydać jakąś konkretną komendę. Psy wyczuwają różnicę w głosie, ale skąd mają wiedzieć, czego się od nich wymaga, jeśli słyszą tylko swoje imię powtarzane wielokrotnie niezadowolonym głosem? Zdarza się też, że pies nie chce przyjść, bo po prostu się boi – właściciel powinien wytwarzać pozytywną energię, żeby współpracować ze zwierzęciem i dać mu odpowiednią motywację. Kiedy jest zdenerwowany, pies się go nie słucha, może uciekać, więc następnym razem weźmie już go na smycz, żeby nie robić sobie problemu. Tymczasem zamiast więzić psa na smyczy, należałoby raczej zrobić szkołę własnych uczuć, ale to jest oczywiście trudniejsze. I dlatego mamy kolczatki i automatycznie wysuwane smycze, choć jest to makabryczne rozwiązanie – pies jest przez chwilę wolny, po czym nagle się dusi i tak w kółko. Te wszystkie rozwiązania mają ułatwić życie człowiekowi, ale tak naprawdę są przeciwko budowaniu jego relacji z psem. A to jest wspaniałe, kiedy ja mogę spacerować w ogóle nie używając smyczy.
Rozmawiamy o obserwowaniu prawdziwej natury i osobowości zwierząt oraz nietraktowaniu ich jako bytów na służbie człowieka, czyli kwestiach, którymi zajmują się też animal studies. Czy myśli pani, że możliwy jest w Polsce rozwój naukowej refleksji na ten temat?
Na Uniwersytecie Warszawskim była rok temu taka konferencja – tam co prawda chodziło chyba głównie o wizerunek zwierząt w literaturze i sztuce, ale to jednak zawsze jest jakiś początek. Ja miałam wielkie szczęście, bo zawodowo zajmuję się językoznawstwem i komunikacją, więc wiem, ile treści znaczeniowych jest przekazywanych niewerbalnie. To mnie odpowiednio naprowadziło – zobaczyłam, jak ogromną wagę w komunikacji ze zwierzęciem mają i gesty, i mimika, i modulacja głosu. Tak samo zresztą jest w przypadku ludzi, choć ze zwierzętami trzeba się jeszcze subtelniej komunikować, bo tam słowa prawie nic nie znaczą. Dlatego też pies jest znakomitym ćwiczeniem relacji interpersonalnych, stajemy się lepszymi partnerami, przyjaciółmi czy rodzicami, ponieważ uczymy się empatii i uważności.
Językoznawca, wykładowca akademicki, kierownik Katedry Teorii Komunikacji na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorka książek: O mechanizmach negowania. Wybrane semantyczne i pragmatyczne aspekty negacji (1991), O kłamstwie i kłamaniu (2000), Semantyczność ciała. Gesty jako znaki myślenia (2013). Działaczka opozycji demokratycznej w latach 80. Prywatnie właścicielka golden retrievera o imieniu Fraszka oraz miłośniczka i znawczyni psów. Jej książka Rozmowy z psem, czyli komunikacja międzygatunkowa ukazała się w 2014 roku nakładem wydawnictwa Iskry.