Fiołki, intensywne na tle białej, lnianej sukienki, przewiązano wstążką w kolorze spłowiałej lawendy. Długie palce ciasno opasują wstążkę. Dłoń powoli puszcza uścisk i kwiaty lądują na biurku, w tumanie rozpryskującej się rosy. Slow motion jak z Hollywood. Za bukietem podąża słomkowa torba i kluczyki do zapięcia do roweru.
Księżyc odbija się w oknach stojącej w ciszy na podzamczu karety i czubkach przemykających po dziedzińcu pantofelków. Szelest sukni miesza się z głosami zza grubych murów zamczyska. Rozłożysta sukienka jak niebieski obłok wtapia się w ciemniejące niebo.
Piszę ten tekst w sporym napięciu. Nerwowo spoglądam na wyłożony nijaką wykładziną korytarz przez szparę w drzwiach. Czekam na przesuwające się cienie, ciche pukanie i niepokojące odgłosy. I zapłakane dzieci, pokazujące się od czasu do czasu w progu mojego pokoju. Praca wychowawcy nie jest łatwa, jednak to nie dziecięce smutki i tęsknoty są najtrudniejszą częścią tego typu wyjazdów. Największe palpitacje serca i nerwowe pocenie się rąk wywołują… zadawane pytania.
Ludzkość dzieli się na dwie kategorie: na tych, którzy finałową scenę Śniadania u Tiffany’ego (1961, B. Edwards) czytają jako romantyczne uniesienie Audrey Hepburn w objęciach swojego kochanka, i na tych, co widzą w tym radość z odnalezienia wygnanego wcześniej Kota. Tych drugich jest wcale niemało, stąd nie tylko internetowa popularność czworonogów, ale i wysyp adresowanych do ich miłośników filmów.
Kulturę alternatywną w bardzo szerokim ujęciu można rozumieć jako kulturę nieoficjalną, niepopartą żadnym instytucjonalnym zapleczem, niejako uzupełniającą mainstream. Alternatywne może być podejście do życia, zdrowia, religii, polityki. Alternatywne mogą być kino, literatura czy muzyka; to w definicji tej ostatniej zachodzą obecnie ważne zmiany.