MAŁGORZATA RADZISZEWSKA I WOJTEK PAPAJ
Wojtek: Natura vs kultura? Opozycja, jak dla mnie, cokolwiek naciągana. Wolę postrzegać te kategorie jako dwie strony medalu albo lepiej – jako przeciwne ładunki elektryczne: przyciągają się, dzięki czemu wytwarzana jest energia.
Kultura powstaje wskutek twórczego przeżywania natury, natura staje się sobą poprzez kulturę właśnie – nasza świadomość wynosi ją ponad czystą biologię. Miejsce fotografii na styku natury i kultury jest specyficzne w porównaniu z innymi gałęziami sztuki. Tylko w fotografii bowiem fragment otaczającej nas rzeczywistości może zostać niemal dosłownie przeniesiony w sferę kultury. Świadomość fotografa czy dopasowanie intencji do rozwiązań warsztatowych pozwalają jednak anulować tę dosłowność – obraz zastany staje się obrazem wykreowanym.
Małgorzata: Pamiętam jak bardzo kontrowersyjne wydały mi się słowa jednego kolegi, który powiedział, że raczej nie fotografuje natury, bo to jest zbyt proste. Teza była mniej więcej taka: natura jest piękna sama sobie, więc fotografia krajobrazowa nie stanowi już wyzwania. Wystarczy dobrze wykadrować, opublikować na Instagramie i liczyć kolejne polubienia.
Czy jednak faktycznie jest to takie niewymagające? Wszak tak łatwo popaść w banał – zwłaszcza kiedy ktoś zapomina o anulowaniu tej dosłowności.
|
|
Wojtek: Kwestia priorytetów – jeśli ktoś robi zdjęcia pod publiczkę, to będzie działał “IG-normatywnie”, czyli trzymał się pewnej społecznej czy może raczej społecznościowej normy; jeśli dla siebie – będzie robił swoje.
A czy dobre kadrowanie wystarczy w krajobrazie? O tyle, ile… Pewnie wszyscy fotografujący znają to uczucie: sam na sam z Majestatem i Pięknem Natury. Monumentalność gór. Albo tajemnica lasu. Do tego wschód. Względnie zachód. W każdym razie ekstaza. Iluminacja.
Sięgnięcie po aparat.
Pstryk.
…
Na ekranie komputera zamiast pejzażu na miarę Ansela Adamsa widzimy nijakie zdjęcie kilku drzew. Często jest tak właśnie wskutek braku przemyślanej kompozycji, która uwypukliłaby główny motyw zdjęcia, ale w końcu dosłowność przeniesienia rzeczywistości w sferę obrazu jest fikcją. Fotografia – nie tylko krajobrazowa zresztą – zawsze redukuje nasze doświadczenia; z całej palety doznań obejmującej także ruch traw kołysanych wiatrem, jego cichy szum, zapach rozgrzanych łąk, wreszcie dotyk słońca wiatru na skórze – tego wszystkiego pozostawia ograniczony, statyczny kadr.
Natura bowiem jest autonomiczna względem kultury. Dobrze byłoby zachować także autonomię fotografii właśnie poprzez anulowanie dosłowności.
Małgorzata: Tak, pamiętamy te momenty – piękne widoki i ujmujące zachody słońca są znaną pułapką. Podczas obrad komisji największego w Polsce konkursu fotografii mobilnej “Zobacz więcej przez telefon”, któremu patronowała Grupa Mobilni, jednym najczęściej pojawiających się zarzutów pod adresem zdjęć w kategorii „Krajobraz i Natura” było stwierdzenie: „Gdybym ja miał taki widok z okna, to też bym zrobił takie zdjęcie”, czyli wracamy do obiegowej opinii, że fotografowanie natury jest banalnie proste.
Pokazuje to trudność zawieszenia owej sztucznie narzuconej dychotomii kultura–natura, które to pojęcia przenikają się w fotografii. Każdy kadr jest przecież interpretacją fotografa, jest jego wizją porządkowania świata i próbą nadania obrazowi sensu.
Wojtek: No w tym miejscu dotykamy chyba istoty rzeczy: chociaż fotografia pozornie doskonale czy wręcz – jak chcieli XIX-wieczni krytycy nowej dyscypliny – „mechanicznie” odzwierciedla rzeczywistość, zadaniem fotografa nie jest przecież kopiowanie, ale – jak mówisz – nadanie sensu, interpretacja tego, co zastane.
W mojej opinii podstawowym narzędziem fotografa interpretującego rzeczywistość jest redukcja. Skoro na zdjęciu i tak nie możemy pokazać pełni “tego, co jest”, spróbujmy pokazać chociaż “to, co widzimy”. W fotografii krajobrazowej będzie to oznaczało wyjście poza landszaft, poza narzucającą się zmysłową konkretność pejzażu, którą w jakimś świadomym, twórczym działaniu zredukujemy do samej jego istoty, której doświadczamy. Aparat fotograficzny narzędzie edycji stają się tutaj aparatem do destylacji – oczyszczają, odrzucają nieistotne, oddając wzmocnioną treść, esencję.
W ten sposób możemy próbować wydobyć z obrazu jakiś – wizualny, emocjonalny czy może intelektualny – ekwiwalent tego, co nierejestrowalne, choć wymaga to oczywiście podjęcia próby zrozumienia tego, co widzimy. Jedynie próby, ale już sama taka kontemplacja ratuje nas przed wyjałowieniem, stanowiąc znakomite towarzystwo dla fotografii.
|
|
Małgorzata: Zdecydowanie są to tylko próby, ale podejmowane intencjonalnie i konsekwentnie, przynajmniej z założenia, powinny prowadzić do doskonalenia warsztatu oraz wzmacniania siły przekazu. Należy jednak pamiętać, że to, co widzimy, i to, co chcemy pokazać, to często zupełnie inne płaszczyzny. Wspomniałeś narzędziach edycji. One powołują do życia kolejną rzeczywistość, przestrzeń manipulacji. Szczególnie w fotografii mobilnej kuszące są te wszystkie aplikacje, które wykorzystują obraz zastany i transformują go podług weny autora, czasami dodając doń elementy, których oryginalny pejzaż nie posiadał. Nie mówię tu tylko o wyśmiewanych instagramowych filtrach, którymi niektórzy maskują nieudane kadry, ale potężnych mininarzędziach, które potrafią przenieść zwyczajne sceny w sferę abstrakcji. Fotografia staje się wtedy jedynie pretekstem, bazą do dalszych eksperymentów. Przycinanie, kolorowanie, retusz, nakładanie kilku obrazów, dodawanie efektów specjalnych: promieni słonecznych, deszczu, księżyców, figur geometrycznych, filtrów postarzających zdjęcia, zadrapań itd. – łatwo o zawrót głowy i przesadę, ale w odpowiednich rękach otwierają się zupełnie nowe możliwości twórcze.
Wojtek: Jasne. Dostępność i poręczność narzędzi obróbki – i tej podstawowej, i całkiem zaawansowanej – stanowi obok aspektu społecznościowego jeden z zasadniczych wyróżników fotografii mobilnej. Oczywiście głęboka ingerencja w zdjęcie budzi kontrowersje, wielu praktyków i teoretyków odmawia zdjęciom manipulowanym prawa do miana fotografii, jednak dla mnie manipulacja to po prostu kolejny krok w procesie twórczym, kolejne narzędzie „destylacji” sensu.
I tak jak krokiem pierwszym byłaby redukcja (obejmująca przede wszystkim kadrowanie, kompozycję – czyli decyzję o tym, jaki fragment rzeczywistości pominąć, zaś które elementy oraz w jakim porządku w kadrze umieścić; ale także dalsze decyzje dotyczące barw, zakresu tonalnego czy głębi ostrości), tak manipulacja pozwala już sfotografowaną rzeczywistość przekształcić, uzupełnić
w celu uzyskania dodatkowych środków wyrazu.
Rzecz jasna manipulując obrazem, opowiadamy się wyraziście po stronie kultury przeciwko naturze, przedkładając nieograniczoną ekspresję artystyczną ponad prawdopodobieństwo czy realizm. Pewnie nieraz to deklaracje bez pokrycia, usiłujące maskować niecierpliwość fotografa czy po prostu brak umiejętności. Z drugiej strony taka jednoznaczna manifestacja postawy twórczej pozwala przynajmniej uniknąć nieporozumień dotyczących granic rejestracji i interpretacji, takich jak choćby w przypadku Eugène’a Atgeta, którego prace zostały zaanektowane przez awangardę i surrealistów, chociaż on sam protestował, tłumacząc, że „robi tylko dokumenty” – i to, dodajmy, dokumenty o przeznaczeniu czysto utylitarnym.
|
|
Małgorzata: Pytania o granice zawsze będą się pojawiać. Promowany przez blogerkę Geri Centonze nurt – w którym ty, Wojtku, przodujesz – painterly mobile art bezustannie te sztywne granice między mechanicznym odwzorowaniem a malarskim kunsztem zaciera. Pędzel artysty, choćby ten cyfrowy, to oczywista manifestacja kultury. Sama technologia – smartfon i aplikacje – to też jej przejawy. Jednak czy dzieje się to przeciwko naturze? A może raczej za jej sprawą? Jak już wspominaliśmy, nierzadko to jej onieśmielające piękno wzbudza w nas pragnienie rejestracji tego, co maluje się przed naszymi oczami. Nic dziwnego więc, że sięgamy po rozmaite edytory fotograficzne malujemy palcem po ekranie dotykowym. Fotografia to tylko wymówka.
Wojtek: Ładnie powiedziane! Rzeczywiście fotografowanie służy przede wszystkim nam i zaspokojeniu tego pragnienia. Ale też to, co powiedziałaś o „onieśmielającym pięknie”, przypomina mi o istniejącym w praktyce fotograficznej podziale, który odpowiadałby właśnie dychotomii kultura–natura, mianowicie: słynną Bressonowską koncepcję decisive moment przeciwstawia się podejściu, które Robert McFarlane określił jako received moment. Z jednej strony mamy zatem postawę myśliwego charakterystyczną zwłaszcza dla street photography – „czyhanie” na odpowiednią sytuację, nawet zastawianie swego rodzaju pułapek (jak choćby tzw. strzał z biodra, ale znaczące są tu również angielskie czasowniki używane dla czynności fotografowania: shoot czy capture); z drugiej – kontemplacyjne niemal oczekiwanie na sygnał od wszechświata, oczekiwanie, w którym to stan wewnętrzny fotografa decyduje tym, jaki obraz otrzyma (sic!). W tym drugim przypadku zatem liczy się już nie swoiste polowanie, ale harmonia między psyche a kosmosem, między podmiotem a przedmiotem poznania. Ta kontemplacyjna postawa stanowi piękny ukłon kultury w stronę natury.
|
|
MAŁGORZATA RADZISZEWSKA
Entuzjastka fotografii mobilnej, fotografuje i koloruje miasto, w którym mieszka. Na co dzień przykładna żona i mama Tymka. Blogerka kulinarna na stronach Amku-Amku.
WOJTEK PAPAJ
W swojej „obrazotwórczości” posługuję się filtrami Tradycji i Wyobraźni. Nie dokumentuje rzeczywistości i nie stwarza jej na nowo - odczytuje ją po swojemu.