NUMER 24 (4) WRZESIEŃ 2017 | "ŻYCIE ANIMOWANE"
Życie świadome (2001) Richarda Linklatera to jeden z tych filmów, o których Britney Spears miała powiedzieć, że są dziwne i wymagają od widza myślenia[1]. Choć przedmiotem filmu są sny bezimiennego protagonisty, nie mamy tu do czynienia ani z lynchowskim czy Buñuelowskim surrealizmem, ani z kinem rozrywkowym pokroju Incepcji (2010) Christophera Nolana. Owszem, film zanurzony jest w estetyce surrealistycznej, jednak jego ciężar położony jest – jak to w kinie Linklatera – na treść rozmów, które w tym przypadku nasz bohater odbywa we śnie.
Życiorys Linklatera sam w sobie jest niezłym materiałem na film biograficzny. Jako niepokorny uczeń rzuca uczelnię, aby nająć się na platformie wiertniczej. Za zaoszczędzone pieniądze kupuje kamerę Super 8, którą kręci swoje pierwsze filmy. Od początku swojej kariery żyje i pracuje w Austin, gdzie jeszcze w latach 80. zakłada Austin Film Society – towarzystwo wspierające niezależnych filmowców. Wreszcie odnosi sukces zarówno artystyczny, jak i komercyjny, umiejętnie balansując na granicy alternatywy i mainstreamu. Spektrum możliwości Linklatera jest bardzo szerokie: od niskobudżetowych, alternatywnych filmów, takich jak Dazed and Confused (1993), poprzez hollywoodzką komedyjkę Szkoła rocka (2003), aż po nagrodzony Oscarem za najlepszą rolę drugoplanową i nominowany w najważniejszych kategoriach (najlepszy film, reżyserię, scenariusz orginany) Boyhood (2014). Mimo że największą sławę przyniosła mu dosyć konwencjonalna trylogia: Przed wschodem słońca (1995), Przed zachodem słońca (2004) i Przed północą (2013), Amerykanin jest znany ze skłonności do eksperymentowania. W Slackerze (1990) – pierwszym długim metrażu, który przyniósł reżyserowi rozgłos, daje popis umiejętności reżyserskich tworząc obraz, z bohaterem zbiorowym, w którym przy zachowaniu ciągłości czasu podejmuje szereg płynnie zmieniających się wątków. Wspomniany Boyhood – opowieść o wchodzeniu w dorosłość – kręcił przez 12 lat, z kolei kameralny dramat Taśma (2001) zrealizował w czasie rzeczywistym. Życie świadome i Przez ciemne zwierciadło (2006) to, w przeciwieństwie do powyższych, eksperymenty nie tylko narracyjne, ale przede wszystkim formalne: obydwa filmy zostały zaanimowane techniką cyfrowej rotoskopii.
BRACIA FLEISCHER, MIECZ ŚWIETLNY I A-HA
Jak w Myśleć animacją pisał Mike Wellins, „Rotoskopia jest formą animacji, w której zdjęcia aktorów z żywego planu są poklatkowo przerysowywane na taśmę, dzięki czemu ruch jest przenoszony do obrazu animacji 2D”. Rotoskop – urządzenie, które pozwalało „przerzucać” rzeczywisty film poprzez szklaną płytkę na warsztat rysownika – został opatentowany równo sto lat temu przez braci Maxa i Davida Fleischerów (twórców takich kreskówek jak Popeye, Betty Boop czy Klaun Ko Ko, który był pierwszą postacią przerysowaną za pomocą rotoskopu) i bardzo szybko zadomowił się w studiach produkujących zarówno filmy animowane, jak i aktorskie. Był użyty m.in. w Królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach (1937) Whalta Disneya czy w niektórych wyjątkowo trudnych do zrealizowania scenach Władcy Pierścieni (1978) w reżyserii Ralpha Bakshiego. Istotą rotoskopu jest bowiem możliwość zachowania naturalnej trajektorii ruchu postaci bądź przedmiotu przy praktycznie nieograniczonym polu manewru barw czy faktur.
Rotoskop służy także do uzyskiwania efektów specjalnych w filmach aktorskich. Chyba najsłynniejszym przykładem jest najważniejszy rekwizyt serii Gwiezdne wojny, czyli miecz świetlny. Warto by też wspomnieć czołówkę do filmu Dobry, zły i brzydki (1966) Sergia Leone. Rzecz jasna, w ubiegłym stuleciu rotoskopia była niesłychanie żmudna i pracochłonna. Dziś twórcom pomaga specjalistyczny software. Nawiasem mówiąc – jeśli posiadasz smartfona, to niechybnie masz też jakąś aplikację, która działa w podobny sposób. Kolejnym przykładem pomysłowego zastosowania rotoskopii jest film Sin City (2005), w którym idealnie udało się przenieść na ekran komiksową aurę. Technika chętnie bywa wykorzystywana również przez twórców wideoklipów – pozostając w estetyce komiksowej, zwróćmy uwagę na słynne Take On Me z repertuaru norweskiej formacji A-ha. Jest to wręcz książkowy przykład zastosowania rotoskopu: oto młoda kobieta w kawiarni czyta komiks, w którym wyśniony rysunkowy kochanek najpierw puszcza jej oczko, po czym – ku wściekłości bufetowej, która nie otrzymała rachunku – wciąga ją w komiksowym świat. Urok klipu polega na przenikaniu się rzeczywistości komiksowej i realnej. Z nowszych teledysków warto wspomnieć Drive Incubusa czy kapitalne Go with the Flow Queens of the Stone Age. Naturalnie istnieje grono sceptyków, bardziej tradycyjnie nastawionych twórców-animatorów, którzy nie uznają rotoskopii jako techniki animacji. Zapewne to ten sam obóz, co nie toleruje muzyki samplowanej.
ROTOSHOP
Pytany o Życie świadome, Linklater przyznaje, że jest to jeden z tych filmów, który mu chodził po głowie od lat, ale nie miał pomysłu na formę. Inspiracją dla Teksańczyka była lektura krótkich metraży, animowanych metodą cyfrowej rotoskopii, m.in. Snacks and drinks (1999) autorstwa Tommy'ego Palloty (asystującego na planie Slackera) oraz Boba Sabistona (wielkiego fana twórczości Linklatera). To ten ostatni odświeżył koncepcję Fleischera i stworzył program o znaczącej nazwie: Rotoshop. Esencja rotoskopii jest niezmienna – mówi w wyiadzie dla Judith Krieg Sabiston – to wciąż rysowanie po konturach nakręconego wcześniej filmu, jednakowoż dzięki technologii staje się to mniej czasochłonne, a obraz jest bardziej gładki. W tym samym wywiadzie przyznał też, że praca nad Waking Life była poniekąd spełnieniem marzeń. Slacker wywarł na nim takie wrażenie, że chciał przeprowadzić się do Austin i żyć jak slacker.
Rotoskopia jest formą animacji, w której zdjęcia aktorów z żywego planu są poklatkowo przerysowywane na taśmę, dzięki czemu ruch jest przenoszony do obrazu animacji 2D
Linklaterowi, który zobaczył efekty pracy młodszych kolegów, połączyły się synapsy i zabrał się za dawny projekt. Zdjęcia trwały relatywnie krótko, a drugie tyle zabrał montaż. Obraz był kręcony cyfrową kamerą, najczęściej z ręki, zagrany zarówno przez profesjonalnych aktorów, jak i przez naturszczyków, przeważnie wcielających się w samych siebie. Co ciekawe, film był zmontowany w wersji ostatecznej, zanim zaczęto go kolorować. Doszukanie się kopii roboczej byłoby pewnie ciekawym odkryciem, niemniej sam animator żartuje, że oglądanie tego filmu bez udziału rotoskopii może być bolesne. Proces animowania trwał przeszło rok, następnie całość zgrano na taśmę 35 mm. Sabiston, czuwający nad całością, zebrał zespół animatorów, każdemu dając spore pole manewru przy pracy nad kolejnymi rozdziałami filmu. Można by porównać to do pracy nad płytą, na której różni producenci są odpowiedzialni za brzmienie poszczególnych utworów.
Pamiętajmy, że produkcja filmu przypadła na przełom tysiącleci, zatem czas przemian i wielkich nadziei. Życie świadome to z wielu stron nowość nie tylko dla Linklatera, ale i dla kina w ogóle. Z perspektywy czasu wiele filmów zrealizowanych w tym czasie technikami CGI, które zapierały mojemu pokoleniu dech w piersiach podczas seansów, chociażby części I-III wspomnianych Gwiezdnych wojen, dziś już trąci myszką. Na tym tle Życie świadome ciągle broni się jednak swoją wizualnością.
ŚWIADOMY SEN
W jednej z początkowych scen Slackera pasażer jadący taksówką (grany przez samego Linklatera) zadaje kierowcy pytanie podobne do tego, które zadaje na początku Matrixa (1999) Neo: „Czy miałeś kiedyś sen tak rzeczywisty, że myślałeś że to prawda?” Słowo „remake” byłoby nadużyciem, ale Życie świadome nawiązuje do o dekadę starszego filmu, przerysowując niemalże niektóre sekwencje (przyjazdu do miasta, podróży taksówką czy potrącenia pieszego). Wreszcie sam temat i struktura wskazywałyby na to, że Linklater – powracając do muzycznych porównań – próbuje zagrać podobne harmonie, ale na innych instrumentach.
W obydwu filmach reżyser rozpoczyna wiele wątków, ale bez obowiązku ich dokańczania czy choćby rozwijania. Fabułę Życia świadomego można by streścić w jednym zdaniu: bohater we śnie odbywa szereg interesujących rozmów oraz jest takowych świadkiem, zaś ilekroć próbuje się obudzić – trafia do kolejnego snu. Podobnie jak w Slackerze, sama historia nie jest najważniejsza, jest jedynie pretekstem do coraz to nowych dygresji.
Luicid dream (z ang. „świadomy sen”) – przypadłość, z jaką boryka się nasz bohater, to temat chętnie podejmowany przez filmowców. Do wyżej wymienionej Incepcji dodać możemy chociażby Mulholland Drive (2001) Davida Lyncha czy Drabinę Jakubową (1990) Adriana Lyne’a. W dużym skrócie LD oznacza, że śniący, który uzmysłowi sobie, że otaczająca go rzeczywistość jest snem, jest w stanie ją kreować. Jednym ze sposobów na przekonanie się o tym, czy śnimy, ma być obserwacja rzeczywistości. Jeśli np. rozmywają się cyfry na zegarze albo jakieś urządzenie nie działa zgodnie z przeznaczeniem, może to być sygnał, że ciągle śnimy. W Życiu świadomym zdarzają się wyżej wymienione sytuacje, widzimy też bohatera przebudzającego się w łóżku (jeden z bardziej konwencjonalnych sposobów ukazania snu w filmie), a lucid dream staje się też tematem rozmów, jednak nie dostajemy czytelnych, jednoznacznych sygnałów odróżniających jawę od snu, ponieważ bohater nigdy się nie budzi. Rotoskopowa animacja wciąż przypomina o tym, że znajdujemy się w uniwersum snu.
AUSTIN W STANIE TEKSAS
Akcja filmu ma miejsce w Austin. Miasto jest siedzibą jednej z największych i najwyżej notowanych uczelni w Stanach Zjednoczonych. University of Texas to siłą rzeczy kulturalno-artystyczna wysepka w „redneckowym” stanie.
Akademicki ferment staje się także siłą napędową filmu. Jednym z pierwszych wyśnionych rozmówców bohatera jest Robert C. Solomon, profesor filozofii na lokalnym uniwersytecie. Solomon – grając sam siebie – podważa stereotypowe odczytanie egzystencjalizmu jako filozofii rozpaczy. Twierdzi, że lektura Sartre’a powinna nas nauczyć odpowiedzialności oraz przekonania o istotności swojej roli w świecie, a co za tym idzie – możliwości odczuwania szczęścia. Ciekawy jest sposób, w jaki jest zmontowana sekwencja z filozofem: rozpoczyna się wykładem, a po cięciu trafiamy wraz z bohaterem i profesorem na ulicę, by wreszcie wylądować w kawiarni. Mimo elips czasowych wywód zachowuje swoją przejrzystość, kończąc jakże idealistycznym przesłaniem: że to od nas zależy, kim jesteśmy. Podczas filmu możemy spotkać jeszcze innych naukowców – David Sosę (filozofa rozważającego naturę wolnej woli) czy Eamona Healeya (profesora chemii organicznej, który opowiada o nowej ewolucji) – a i sam tytuł filmu jest intelektualnie zakorzeniony w tradycji amerykańskiej filozofii. Odwołuje się do fragmentu z The Elements and Function of Poetry George’a Santayana: „Sanity is a madness put to good uses, waking life is dream controlled” (z ang. “Normalność to szaleństwo wykorzystane w dobry sposób, życie jest kontrolowanym snem”).
Gdyby ktoś podjął się próby napisania książki na podstawie Świadomego życia, to biorąc pod uwagę strukturę epizodów podejmujących wątki filozoficzne, naukowe czy polityczne, powstałby obszerny zbiór esejów. W indeksie znaleźliby się między innymi: Arystoteles, Platon, Jean-Paul Sartre, Søren Kierkegaard, Fiodor Dostojewski, D.H. Lawrance, André Bazin czy Frederico García Lorca. Zaś hasła klucze to: egzystencjalizm, wolność, postmodernizm, religia, nauka, ewolucja. Zresztą po zobaczeniu całości warto wracać do filmu i oglądać go we fragmentach. Czasem można odnieść też wrażenie, że siedzimy w modnej knajpie, gdzie młody hipster (przeczytawszy trzy książki na krzyż) próbuje wyrywać „na intelektualistę”. Sam reżyser żartobliwie odpiera potencjalny atak: „Nawet jeśli nie podoba ci się, co [dane postaci] mówią, to może ci się podobać to, jak wyglądają”[2].
Urok filmu polega jednak na tym, że wypowiedzi intelektualnej elity zestawione są z całą gamą przeróżnych dziwaków, anarchistów i buntowników. Pojawia się chociażby postać jadąca samochodem (Alex Jones), wykrzykująca do megafonu teorie spiskowe. Skrajnym przypadkiem jest mężczyzna (J.C. Shakespeare), który dokonuje aktu samospalenia. Zanim poleje się benzyną i podpali zapałkę, wypowiada słowa: „Niech mój brak głosu będzie słyszalny”. W przeciwieństwie do nasuwającej się analogii, czyli – Ryszarda Siwca sportretowanego przez Macieja Drygasa w dokumencie Usłyszcie mój krzyk (1991) – samospalenie w filmie Linklatera nie jest ukazane z należnym mu tragizmem. Pokazane jest raczej jako luźna forma ekspresji, o skali ciężkości podobnej wypowiedzi sprayem po murze.
SEN WE ŚNIE, FILM W FILMIE
Slacker odcisnął na Życiu świadomym najmocniejsze piętno, ale Linklater podejmuje tutaj grę z całą swoją twórczością, umieszczając w jednej scenie Ethana Hawke’a i Julie Delpy, a raczej Jesse’a i Celine z Przed wschodem słońca. Para, leżąc w łóżku, toczy rozmowę na temat reinkarnacji, względności czasu we śnie, telepatii etc. Tym samym rozmowa wchodzi na poziom meta, a film staje się jawnie autotematyczny. Bohater dwa razy jest widzem w kinie i dwa razy ogląda telewizję. Podczas drugiej wizyty w kinie wyświetlany jest film The Holy Moment, w którym Caveh Zahedi – amerykański reżyser irańskiego pochodzenia – rozmawia z poetą Davidem Jewellem na temat teorii filmu. Zaczynają od refleksji André Bazina, w myśl której film musi być odbiciem rzeczywistości, a co za tym idzie – staje się odbiciem Boga. Potem przechodzą do refleksji François Truffauta, według której nawet najlepszy scenariusz nie jest gwarancją sukcesu. Mając na uwadze, że przystępując do prac nie miał scenariusza, a tylko niespełna 50 stron notatek, Linklater wykazał się sporym tupetem, kiedy zdecydował się umieścić tego typu epizod w filmie.
Ostatnim rozmówcą bohatera jest sam Richard Linklater, przywołujący m.in. esej Philipa K. Dicka, w którym pada hipoteza, że czas jest złudzeniem – co w ramach filmu zgrabnie podsumowuje wcześniejsze rozważania na ten temat. Odwołanie do Dicka można by potraktować również jako prorocze wręcz nawiązanie do przyszłego dzieła twórcy. Linklater powrócił bowiem do cyfrowej rotoskopii i współpracy z Sabistonem podczas realizacji filmu Przez ciemne zwierciadło, adaptacji powieści mistrza science-fiction, traktującej o niedalekiej przyszłości, w której ludzkość boryka się z masowym problemem uzależnienia od narkotyków. W drugim filmie animowanym reżysera rotoskop ułatwia ukazywanie narkotycznych wizji bohaterów. Przede wszystkim pozwala jednak stworzyć niemalże niemożliwy do uzyskania w inny sposób kostium dla agentów, wiecznie zmieniający swój wygląd i służący zachowaniu anonimowości.
TANGO NUEVO I LIMITS OF CONTROL
Oniryczny nastrój Waking Life spotęgowano muzyką. Za kompozycje odpowiedzialny jest Gill Glover, lider zespołu Tosca Tango Orchestra, zespołu instrumentalnego grającego w stylu tango nuevo – eklektycznej formy łączącej w sobie tradycję tanga i współczesnej muzyki rozrywkowej. Podobnie, jak w przypadku współpracy z Sabistonem, zadecydowało szczęśliwe zrządzenie losu. Linklater bywając na koncertach ensamblu stwierdził, że muzyka zespołu znakomicie pasuje do filmu. W jednej z pierwszych scen widzimy próbę orkiestry, podczas której lider zwraca się do wiolonczelistki: „Chciałbym, aby to brzmiało głęboko i może trochę falująco”.
Sekwencja z udziałem Tosca Tango Orchestra pojawia się również na końcu. Dzięki temu oraz podziałowi filmu (w pierwszej połowie bohater jest biernym słuchaczem, w drugiej – włącza się do rozmów) daje się zauważyć w nim strukturę i wręcz pewnego rodzaju symetrię. Jednak świat Świadomego życia ma mało stabilnych punktów zaczepienia. Nie dość, że sceny w większości wypadków są kręcone kamerą z ręki, to rysownicy amplifikują poczucie rozchwiania: poza tym, że chwieją się kontury postaci, to chwieją się jeszcze kształty przedmiotów, ścian czy nawet linia horyzontu. Czasami animatorzy „idą na łatwiznę” i po prostu rysują na ekranie to, o czym w danej chwili jest mowa: kiedy David Sosa opowiada, że chciałby być trybikiem w maszynie, jego twarz zmienia się w trybik; kiedy kobieta (Kim Karizan) mówi o komunikacji, z jej ust wydobywa się obłok, który wędruje do tymczasowo zawieszonego w przestrzeni ucha. Przykłady można by mnożyć.
Schemat filmu bez sztywnego scenariusza, opartego o rozmowy na temat sztuki, nauki, kultury, żywo przypomina późniejszy film Jima Jarmuscha Limits of Control (2009): eksperyment lubiany chyba tylko przez psychofanów Jarmuscha (do których to zalicza się autor). Oczywistym jest, że taki projekt grozi dużą powierzchownością. Linklater jednak wyszedł z opresji obronną ręką. Chociaż momentami obraz bywa irytujący, nie rości sobie prawa do snobizmu kulturalnego, a jest raczej miłym zaproszeniem do własnych poszukiwań. Co łączy też obydwa filmy, to założenie aktywnego udziału widza, który musi uzupełniać luki w historii. Automatycznie przychodzą mu do głowy pytania: czy młody chłopak z pierwszej sekwencji to nasz bohater za młodu? Czy jest to retrospekcja, sen, a jeśli tak – to czyj? Wreszcie zawieszony pozostaje główny problem: czy protagonista śpi, czy jest chory, a może już martwy?
Podczas konferencji Animator Pro 10. edycji Festiwalu Filmów Animowanych Animator w Poznaniu Signe Baumane, łotewsko-amerykańska reżyserka, bardzo klarownie wyłożyła jedną z głównych zalet animacji. Film aktorski zawsze będzie pokazywał akcję z zewnątrz, animacja zaś jest w stanie przełamać tę granicę i pokazać życie „od środka”. Richard Linklater i cały zespół dzięki technikom animacji przekroczyli tę granicę. Gdybyśmy zobaczyli film w wersji surowej, byłby to zapewne na swój sposób dość pretensjonalny paradokument. Rotoskopia nadała obrazowi nowe życie.
[1] To nie jest żart. Piosenkarka wypowiedziała się o festiwalu Sundance (którego częstym gościem jest Linklater): “Sundance is weird. The movies are weird – you actually have to think about them when you watch them” (https://www.sundance.org/blogs/summer-movie-guide-that-britney-spears-would-find-weird, dostęp: 06.06.2017).
[2] Making of: Waking life, https://www.youtube.com/watch?v=9J0MlkmtXyY, dostęp: 07.06.2017.
STANISŁAW BITKA
Doktorant poznańskiego filmoznawstwa. W wolnych chwilach gra w zespołach, o których nikt nie słyszał, dlatego większość czasu spędza w pociągach podczas dojazdów na próby. Nie znosi jak ktoś mlaszcze, dlatego cały czas ma słuchawki na uszach.
WERONIKA WOLSKA
Studentka grafiki na Akademii Sztuki w Szczecinie. Zajmuje się ilustracją, projektowaniem graficznym oraz introligatorstwem. Kocha ilustrację dziecięcą oraz kuchnię wegetariańską. Więcej prac można obejrzeć na wwolska.tumblr.com