DO GÓRY

PO - CZYTAJ, PO - LUB, PO - KAŻ ZNAJOMYM I... ZA - DZIAŁAJ!

"ZDOBYWCY ODDECHU"
PRZEMYSŁAW PIOTR KŁOSOWICZ

Zdobywcy oddechu - logotypy.jpgJak prze­bie­gała praca nad Pana debiu­tancką powie­ścią?

Muszę przy­znać, że przez mój sło­miany zapał książka powsta­wała latami. Dosłow­nie. Poza tym moja pisa­nina to nie tyle koron­kowa, ile pat­ch­wor­kowa robota. Gdy mia­łem już ogólny zarys fabuły, dokle­ja­łem do goto­wego szkie­letu zda­nia, które z cza­sem przy­cho­dziły mi do głowy. Książka dosłow­nie wisiała nad moim biur­kiem, roz­pi­sana na samo­przy­lep­nych kar­tecz­kach. Był też oczy­wi­ście zeszyt z luź­nymi zda­niami i tele­fon pełen kopii robo­czych smsów. Zdo­bywcy odde­chu są więc pozszy­wani z bar­dzo róż­nych, cza­sem nie do końca pasu­ją­cych do sie­bie odczuć, ale to celowy zabieg, ponie­waż zale­żało mi na przed­sta­wie­niu tego, co ludzie mają w gło­wach, a prze­cież nasze myśli nie bie­gną ni­gdy jed­nym torem. Czę­sto coś nas roz­pra­sza, sce­na­riusz tego, co pla­nu­jemy zro­bić, pełen jest jakichś pobocz­nych wąt­ków. Final­nie wystar­czyło to sca­lić w jedną całość – książka powstała z odpa­dów świa­do­mo­ści, z uczuć i nie­faj­nych emo­cji, któ­rych inni pozby­wali się, opo­wia­da­jąc mi o swo­ich bolącz­kach.

Tytuł Zdo­bywcy odde­chu odnosi się do fabuły powie­ści, ale meta­fo­rycz­nie uka­zuje też spo­sób pro­wa­dze­nia nar­ra­cji: jej dyna­mikę, róż­no­rod­ność, cza­sem wręcz swo­isty stru­mień świa­do­mo­ści. Czy fak­tycz­nie Pana powieść jest próbą „zdo­by­cia odde­chu”?

Oczy­wi­ście. Myślę, że książki pisze się, by się cze­goś pozbyć. Są formą auto­te­ra­pii, ale są w sta­nie pomóc rów­nież innym. W cza­sie lek­tury mogą w tek­ście odkryć swoje pro­blemy, a przez to czuć się mniej osa­mot­nieni. Kie­dyś ktoś zapy­tał mnie, ile w tym tek­ście jest mnie samego. Nie­wiele i mnó­stwo zara­zem. To, że te zda­nia są tak nie­zborne, pozwo­liło mi upchnąć na zale­d­wie dwu­stu stro­nach pro­blemy ser­cowe moich zna­jo­mych, moje kom­pleksy oraz kil­ka­dzie­siąt innych, uwie­ra­ją­cych jak kamień w bucie prze­my­śleń. Zatem skoro mogę myśleć i oddy­chać, sta­ram się zdo­by­wać oddech każ­dego dnia. Odru­chowo, lecz nie bez­myśl­nie.

Pod­czas lek­tury odnio­słam wra­że­nie, że postu­luje Pan ide­ały tole­ran­cji i wewnętrz­nej wol­no­ści. Uważa Pan, że w ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści są one szcze­gól­nie istotne?

Cho­ler­nie ważne jest to, byśmy mogli żyć tak, jak chcemy. Zna­jomi radzili mi, bym wydał książkę pod pseu­do­ni­mem, rodzina oba­wiała się, czy nie będę miał przez ten tekst pro­ble­mów w życiu zawo­do­wym, ale posta­no­wi­łem sobie, że pod­czas pisa­nia nie będę brał jeń­ców. W kilka tygo­dni po pre­mie­rze mogę śmiało powie­dzieć, że jestem z tej książki po pro­stu dumny.

Jeśli czło­wiek nie ma odwagi być sobą, to tak naprawdę nie ma go wśród żywych – nikt inny nie będzie prze­cież „nim” w jego imie­niu. Skoro już żyjesz, to żyj, a nie symu­luj. Całe życie chcia­łem zostać auto­rem, więc mimo że moją pierw­szą powieść odrzu­cili wszy­scy wydawcy, po raz kolejny zaczą­łem stu­kać w kla­wi­sze. Drugą książką zain­te­re­so­wało się już kilka wydaw­nictw. Nie wolno się pod­da­wać. Bycie wol­nym i uczci­wym wzglę­dem samego sie­bie wymaga wysiłku, ale daje mnó­stwo rado­ści. Pole­cam!

fuss_przemyslaw_klosowicz.jpg

Wik­tor, cho­ciaż od zawsze chciał być pisa­rzem, pra­cuje na wyż­szej uczelni, opie­kuje się doro­słym dziec­kiem z zespo­łem Downa i zmaga się z depre­sją. 

Dwu­dzie­sto­sied­mio­let­niego Pio­tra do opusz­cze­nia rodzin­nej wsi i zamiesz­ka­nia w metro­po­lii skło­niła jego odmien­ność. „Gdy­bym zde­cy­do­wał się na coming out, zafun­do­wał­bym matce out, ale z tego świata” – stwier­dza pew­nej nie­dzieli w auto­bu­sie, jadąc z przy­ja­ciółką do kościoła. 

Zbi­gniew ma dwa­dzie­ścia pięć lat i poczu­cie, że jego życie jest jak wyrób cze­ko­la­do­po­dobny: „Łamie się jak cze­ko­lada, roz­pusz­cza się jak cze­ko­lada, tylko sma­kuje jak nie­oso­lony popcorn.[…] Wyrób życio­po­dobny”. Od zawsze czuł się gor­szy. Doku­cza mu poczu­cie upły­wa­ją­cego czasu i mija­ją­cych wraz z nim wido­ków na miłość. 

„Zdo­bywcy odde­chu” to zapis frag­men­tów życia i reflek­sji trzech miesz­kań­ców Kra­kowa, któ­rych łączy coś wię­cej niż wspólna podróż. 

„Zdo­bywcy odde­chu” to powieść opi­su­jąca kon­dy­cję emo­cjo­nalną współ­cze­snych trzy­dzie­sto­lat­ków, w aspek­cie potrzeby zago­spo­da­ro­wa­nia serca, którą to potrzebę odczu­wają prze­cież wszy­scy – i ci przed trzy­dziestką i ci już dawno po. Histo­ria podzie­lona została na seg­menty, co pozwala uzy­skać efekt wie­lo­wąt­ko­wo­ści powie­ści. Posz­cze­gólne jej skła­dowe ozna­czono gwiazd­kami. Odpo­wied­nia ich ilość wska­zuje czy­tel­ni­kowi, którą z opowie­ści w danej chwili zgłę­bia, co spra­wia, iż nie spo­sób zagu­bić się w fabule. Taki podział tek­stu daje nieco odcin­kowy, wręcz seria­lowy efekt prze­rzu­ca­nia obser­wa­tora mię­dzy pla­nami i posta­ciami. Final­nie histo­rie zazę­biają się, poka­zu­jąc, iż prze­ży­cia wszyst­kich teo­re­tycz­nie nie­zwią­za­nych z sobą osób oscy­lują wokół akcep­ta­cji oraz miło­ści i to do nich dąży każdy z nas. Nie­za­leż­nie od wieku, płci, czy orien­ta­cji sek­su­al­nej.

Więcej o książce: przemyslawpiotrklosowicz.com

Na okładce wykorzystano ilustrację pt. „Bajki o gołębiach” autorstwa Reni Loj.
instagram.com/Lookarna.Illustrations
facebook.com/Lookarna.Illustrations

Ta strona korzysta z plików cookie.