NUMER 25 (5) LISTOPAD 2017 | "50 TWARZY NUDY"
Zaczęło się od filmu. Dokumentu Wojtka Szumowskiego o sytuacji w Aleppo. Na projekcję i spotkanie z reżyserem „zaciągnął” mnie Jacek Dunikowski, związany z „Sylwestrem dla ubogich” i Zupą na Plantach. Przedstawił mnie Piotrkowi Żyłce, inicjatorowi zupowej akcji: „To jest Gosia, która będzie robiła Wymianę Ciepła w Nowej Hucie”.
O samej akcji wiedziałam tylko tyle, ile Jacek mi podesłał w linku do fanpage’a Wymiana Ciepła: że przed wejściem głównym do Urzędu Dzielnicy Wola przy al. Solidarności 90 stanął specjalny wieszak z haczykami i będzie stał na tam całą dobę; że jeśli ktoś potrzebuje ciepłego ubrania, może przyjść pod urząd, wybrać coś, zdjąć z wieszaka i zwyczajnie zabrać ze sobą. Niby nic trudnego – wywnioskowałam na gorąco. Potem wygooglowałam i znalazłam więcej informacji. Całą akcję wymyślił 21-latek z Budapesztu i że w ciągu kilku dni na ulicach węgierskich miast stanęło ponad 200 wieszaków! W Polsce pomysł podchwyciła w Warszawie Wiktoria Siedlecka-Dorosz. Napisała o nim na swoim profilu na Facebooku – inicjatywę podchwycił burmistrz Woli i po paru dniach przed ratuszem stanął pierwszy wieszak. Że zimno – wiadomo, ale urzekły mnie oddolność i brak pompatyczności w tej akcji. Podchwyciłam. Z czystej ciekawości. Chciałam sprawdzić, czy u nas, w Nowej Hucie, zadziała.
NA TAKIM ZADUPIU?
W Emaus kupowaliśmy od lat. Krzesła na komunię córki, „Julię” stereo za udaną wyprawę rowerową dla Zosi, kultowy aparat Polaroid, rzutnik do przeźroczy Reflecta, poszukiwaną od miesięcy dwutomową biografię Rubinsteina. Jakoś to miejsce najlepiej wypadło w zestawieniu z innymi lokalizacjami. Byłam też pod dużym wpływem Zupy na Plantach, czyli oddolnej akcji grupy młodych ludzi, którzy w każdą niedzielę o 15:00 spotykają się w Żywej Pracowni na ul. Celnej 5 w Krakowie i gotują zupę dla osób w kryzysie bezdomności, a następnie wyjeżdżają na Planty, by spotkać się z drugim człowiekiem. W czasie spotkań rozmawiałam z tymi, którzy gdzieś mieszkają: na działkach, w pustostanach, w domach do rozbiórki. Na Plantach poznałam m.in. Ryszarda, starszego pana z bujną przeszłością i chęcią znalezienia przytulnego kącika. Dużo opowiadałam mu o wspólnocie Emaus i miałam nadzieję, że po którymś z kolei spotkaniu powie mi, że się zdecydował i że przyjedzie do Nowej Huty. Niestety nigdy się to nie zdarzyło, ale otworzyło mi to oczy na osoby narażone bezdomnością, a ich nie trzeba szukać, są wszędzie.
Napisałam do szefa Emaus na Willowym 29, Grzegorza Hajduka, że potrzebuję kawałek chodnika i że chcę rozwiesić kurtki, a 60-letnia kratownica doskonale się nadaje. Odpisał: „Ano spróbujemy!” 23 stycznia br. przyjechałam na rowerze z wydrukowanymi czarno-białymi plakatami Wymiany Ciepła i trzema trochę już niemodnymi kurtami, które do niedawna wisiały w szafie mojej wspaniałej sąsiadki, pani Alicji. Bez niej i tuzina innych sąsiadów: Kryś, Moniki, Mirki, Joli, Gabrysi, Amelki, Jadwigi, Eli, Justyny, Wojtka, Adama, Tomka, Tadeusza, nie warto zabierać się za jakiekolwiek akcje. Zrobiłam z nimi dwa murale na ścianach garażowych, pomalowaliśmy wspólnie osiedlową ławkę, zorganizowaliśmy sąsiadówkę świąteczną czy zbieraliśmy karmę i koce dla przytuliska w Łętkowicach. I tylko dzięki nim odważyłam się ruszyć z Wymianą Ciepła.
Chłopaki z Emaus ciągle powtarzali ze zdziwieniem: „Gosia, czemu tu, na takim zadupiu?” A ja odpowiadałam, że to chyba z miłości do starych rzeczy. Zawsze kupuję używane i noszę do całkowitego zużycia, żyję w duchu zero waste (a przynajmniej staram się), jestem ratowniczką jedzenia w jadłodzielni na Długiej, a na targowisku kupuję małe, krzywe, niechciane warzywa. Nie znoszę wyrzucania.
Gdyby opisać pierwszą edycję Wymiany jednym słowem, byłaby to prowizorka. Najpierw tylko wieszaki, których w Emaus są setki – Maria chętnie je użyczyła. Codziennie przed 9:00 rozwieszałam kurtki na kratownicy, przed 17:00 chowałam je do starej szafy. O pozostawieniu odzieży nie było mowy, chłopcy snuli najczarniejsze scenariusze, o podpaleniu, zniszczeniu itd. Brakowało nam stojaka na wieszaki, po prostu. Wreszcie się objawił razem z Małgosią Burkot, architektką i wnuczką nowohucianina. Tylko, że ten stojak był niekompletny i należało dokupić śrubki – faceci zawsze wiedzą jakie, dla mnie to abstrakcja. Wzięłam więc dwie rury i pojechałam autobusem 123 z Bulwarowej na Zielone, a że do Wymiany Ciepła na ogół ubierałam się, jakby to określić, wygodnie, ciepło i kolorowo, nie powiem, spojrzenia współpasażerów były co najmniej współczujące: taka młoda, a już na ulicy! Ważne jednak, że udało się złożyć wieszak.
A poza tym było cudownie. Z tych dwu i pół tygodnia przed Emaus pamiętam nie tylko wywiady, nie tylko herbatę pitą ze Staszkiem Banasiem z Fundacji Ukryte Skrzydła między meblami, ale przede wszystkim dziesiątki pomniejszych rozmów z ludźmi, którzy przychodzili, przynosili, bo usłyszeli, bo zobaczyli, bo czekali na okazję taką jak ta. To było wspaniałe, mocne doświadczenie, po którym miałam ochotę przenosić góry.
NIE DA SIĘ TEGO ZROBIĆ NA ZASADZIE KOPIUJ WKLEJ.
ZA TYM STOJĄ LUDZIE.
WARSZTAT „NAPRAW TO SOBIE”
Najgorzej zostawić mnie w kuchni – po pół godzinie kucharzenia mam kolejny pomysł na działanie. Sąsiedzi wkurzają się na wysypywany kilogramami chleb na trawniku przy Handlowym 11 przez opiekuńcze starsze panie? Poprosiłam w naszym imieniu, czyli grupy nieformalnej Aktywni mieszkańcy osiedla Centrum D, o karmniki w Zarządzie Zieleni Miejskiej w Krakowie, a potem zrobiliśmy lekcje dla mieszkańców, jak mądrze dokarmiać ptaki. Pani Ludwika z „6” przygarnęła po śmierci siostry sunię z przytuliska w Łętkowicach? Wpadłyśmy z Basią na pomysł zorganizowania zbiórki karmy i koców: „Kotek Włodek i reszta osiedla pomaga”. Super akcja, w której sąsiedzi pokazali, jakie mają wspaniałe serca: odjechałyśmy wypchanym po brzegi golfem i 2 godziny bawiłyśmy się z nie swoimi psiakami. Myślałam, że po „Święcie alei Artystów” – międzysąsiedzkim i międzypokoleniowym wydarzeniu, które przygotowali wspólnie mieszkańcy os. Centrum D i os. Handlowego, by zaktywizować się artystycznie, warsztatowo, obywatelsko i posadzić ponad 600 cebulek kwiatowych na skwerze między naszymi osiedlami – nie przytrafi mi się (tak od razu) nowy pomysł. I nagle dostaję widomość od Sebastiana Adamczyka z Fundacji Promocji Nowej Huty: „Witam Cię, Gosiu. W tym roku również organizujesz Wymianę Ciepła? Mam z 80 nowych kurtek, tylko są zakurzone, leżały w garażu. Zastanawiałem się, co z nimi robić, i pomyślałem o Twojej akcji”.
12 godzin później odebraliśmy z Grzegorzem kurtki, przewieźliśmy je do Emaus i czekaliśmy aż się ochłodzi, bo akurat jesienią zrobiło się lato. W końcu z Krysią – mega pozytywną seniorką z Centrum Aktywności Seniorów Fruwającej Ryby – przyjechałyśmy ze stojakiem, który w połowie roku dostałam go od Zbyszko Dunikowskiego, szalonego człowieka, od czasu do czasu podrzucającego mi różne przedmioty, żebym znalazła dla nich zastosowanie: książki, resztki materiałów, z których szyjemy na warsztatach krawieckich z Agnieszką Malec oryginalne torby. Czy stojak, który 11 października stanął przed wejściem do Emaus. Tym razem bezterminowo, póki nam sił wystarczy i chęci. Na tekturowej dykcie wypisałam dużymi literami credo Wymiany Ciepła: „Marzniesz? Weź sobie ubranie! Chcesz pomóc? Zostaw ciepłą kurtkę, płaszcz, polar, sweter NA WIESZAKU”. Personel Emaus zwraca się do mnie „pani Marzniesz”, ludziska coraz częściej piszą, dzwonią, esemesują: „W tym miesiącu dotrę do Was z dużą ilością ciepła".
I jeszcze taka sytuacja. Dzwonił do mnie sąsiad, który był w zakładzie krawieckim i wspomniał o Wymianie Ciepła, a pani krawcowa przekazała natychmiast cztery kurtki i płaszcz. Klienci przynieśli, ona naprawiła, wszyła zamki, a oni nie odebrali. I tak leżały rok, dwa lata. I nareszcie je przekazała. Samo życie.
Między kolejnymi dniami akcji Wymiany Ciepła uczę się, szkolę, bywam na forach ekonomii współdzielenia, ekonomii społecznej. Rozmawiam, pytam się, jak to zrobić. Mam pomysł uruchomienia warsztatu, innego niż wszystkie, takiego miejsca, gdzie przy filiżance herbaty czy kawy będzie można naprawić zepsuty zegar czy odbiornik radiowy albo rower. Bo przywracanie życia starym przedmiotom da się fajnie połączyć ze spotkaniami z przyjaciółmi i sąsiadami. Tego jestem pewna i w tej pewności utwierdza mnie inicjatywa Repair Cafe w Pile. Pan Tomasz Sene Wojciechowski już od roku w każdą pierwszą sobotę miesiąca organizuje spotkania naprawiaczy i właścicieli zepsutych przedmiotów.
Nieskomplikowane i niesamowite! Jednak nie da się tego zrobić na zasadzie kopiuj wklej. Za tym stoją ludzie. No więc marzy mi się taki warsztat przy filiżance czy kubku. Bo liczą się ludzie i wymiana (nie tylko ciepła).
GOSIA SZYMCZYK-KARNASIEWICZ
Fotografka, liderka osiedlowa, absolwentka Akademii Inicjatorów Lokalnych (2016) i szkoły Łaźnioaktywnych w Teatrze Łaźnia Nowa. Od marca 2017 r. w CAS Fruwająca Ryba przy Fundacji Ukryte Skrzydła, gdzie prowadzi warsztaty z fotografii mobilnej i warsztaty obywatelskie. Ponadto ze swoimi sąsiadami buduje aktywną społeczność o czym przeczytacie na Centrum D – osiedle z pomysłami na Fb. Interesuje się ruchem sąsiedzkim, ekonomią współdzielenia, foodsharingiem, Inicjatywą Lokalną, Bankiem Czasu.
ANNA TEODORCZYK
Z zawodu ilustratorka, z potrzeby autorka bloga Anna Alternatywnie o sztukach wizualnych i kulturze. Namiętny czytelnik literatury różnej oraz wierny fan gier typu point&click z ambicją na zostanie twórcą co najmniej jednej z tych rzeczy.