DO GÓRY

 

fuss_kanibale_cover.jpg

NUMER 29 (4) LIPIEC 2018 | "NO PAIN, NO GAME"

KANIBALE. WSZYSTKO NA OPAK

BARBARA RUSINEK | KUBA SOWIŃSKI

„Dla­czego tego wszyst­kiego nie rzu­ci­łam? Pró­bo­wa­łam i się nie udało. Kiedy pró­bu­jesz zmie­nić kie­ru­nek, pozbyć się cze­goś, ale nie możesz bo to wciąż do Cie­bie wraca, to przy­cho­dzi myśl że może postę­pu­jesz wbrew sobie” – o tym, jak Kani­bale ujrzeli świa­tło dzienne Pau­lina Bukow­ska opo­wiada Bar­ba­rze Rusi­nek.

To o co będziesz mnie pytać – o pro­ces wyda­wa­nia książki czy o jej zawar­tość? Nie wiem, czy ja tak szcze­gó­łowo pamię­tam treść.

No coś Ty, jak mogła­byś nie pamię­tać tre­ści swo­jej książki?

No wiesz, pisa­łam ją bar­dzo dawno temu.

Co zna­czy „bar­dzo dawno temu”?

Zaczę­łam ją pisać, kiedy koń­czy­łam poprzed­nią książkę, bo zawsze tak piszę, na zakładkę. Kiedy koń­czę jedną książkę, gdzieś tam już rodzi się pomysł na kolejną. Córeczkęwyda­łam na II roku stu­diów licen­cjac­kich, czyli to musiał być 2010…

8 lat temu?!

Chry­ste, jak to brzmi! No tak, 8 lat temu pomysł na Kani­balizaczął kieł­ko­wać w mojej gło­wie. Na poważ­nie zaczę­łam roz­wi­jać go nie­całe 2 lata póź­niej, zro­bi­łam sobie wtedy prze­rwę od stu­diów wła­śnie po to, żeby pisać.

fuss_kanibale_1.jpg

A kiedy w takim razie skoń­czy­łaś pisać Kani­bali?

To tyle trwało i tyle w międzycza­sie wyda­rzyło się z tą książką i ze mną samą… 2014, tak, wtedy skoń­czy­łam pisać. Pro­ces powsta­wa­nia Kani­bali był bar­dzo roz­cią­gnięty w cza­sie, ale głów­nie przez to, że w nim zawie­rają się poszu­ki­wa­nie wydaw­nic­twa i póź­niejsza reali­za­cja Pro­jektu Kani­bale, czyli dopro­wa­dze­nie do powsta­nia wszyst­kiego, co można teraz zna­leźć na mojej stro­nie. Oczy­wi­ście jest tam e-book, ale też frag­menty czy­tane przez akto­rów, rysunki ilu­stru­jące prze­strzeń, w któ­rej dzieje się jeden z wąt­ków, spot pro­mo­cyjny, gra­fika, mój dzien­nik i frag­menty wcze­śniej­szych powie­ści.

Po dro­dze było szar­pa­nie się z rze­czy­wi­sto­ścią. Kiedy skoń­czyła się moja współ­praca ze Zna­kiem i żadne wydaw­nic­two nie było zain­te­re­so­wane Kani­ba­lami, poja­wiło się zwąt­pie­nie, przed któ­rym ucie­ka­łam w pracę i dal­sze stu­dia. Pisa­nie prze­szło w tryb uśpie­nia. Na jakiś czas odcię­łam się od myśle­nia o powie­ści czy w ogóle o sobie jako pisarce. I cho­ciaż pod­świa­do­mie czu­łam, że jed­nak to pisa­nie jest czymś, w czym czuję się naj­le­piej, i że bar­dzo chcia­ła­bym do niego wró­cić, to posta­no­wi­łam spraw­dzić, czy nie da się tej pasji prze­szcze­pić na inny grunt i porzu­cić przy­godę z lite­ra­turą. Książka jed­nak nie dała mi o sobie zapo­mnieć.

Dzięki tej prze­rwie Kani­baleodle­żeli jed­nak swoje – pierw­szą wer­sję wysła­łam swo­jej redak­torce, Karo­li­nie Macios, już w 2014 roku. Po powro­cie do pomy­słu zostali grun­tow­nie prze­re­da­go­wani. Na początku samo­dziel­nie, póź­niej wspól­nie z Karo­liną, którą mia­łam szczę­ście poznać przy moim debiu­cie.

Swoją debiu­tancką powieść napi­sałaś i wyda­łaś bar­dzo młodo, byłaś jesz­cze nasto­latką. Czu­łaś się ina­czej przy powsta­wa­niu Kani­bali niż przy Nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­nym obiek­cie halu­cy­no­gen­nym?

Cią­gle jestem młoda! (śmiech) Ale moje pisa­nie oczy­wi­ście zmie­niło się dia­me­tral­nie. Bar­dzo nie lubię teraz wra­cać do moich dwóch pierw­szych ksią­żek, nawet tro­chę się ich wsty­dzę. Chyba nie jestem pod tym wzglę­dem odosob­nio­nym przy­pad­kiem, mam wra­że­nie, że wielu pisa­rzy nie­chęt­nie sięga po to, co napi­sali przed laty. Teraz po pro­stu wiem, że ni­gdy wię­cej bym już cze­goś takiego nie napi­sała. Jed­no­cze­śnie obie książki są dla mnie cen­nym świa­dec­twem tego, jakim kie­dyś byłam czło­wie­kiem. Cie­ka­wie jest móc spraw­dzić, co działo się w Two­jej gło­wie dekadę temu.

Skoro jed­nak z pierw­szymi książ­kami mia­łam spory pro­blem pod wzglę­dem arty­stycznym, wąt­pli­wo­ści przy Kani­ba­lachjesz­cze bar­dziej wzro­sły. Kiedy prze­stało mi się podo­bać to, co napi­sałam, a wydaw­nic­twa nie były skłonne przy­jąć mojej kolej­nej powie­ści, naj­prost­szym nasu­wa­ją­cym się wnio­skiem było: rzuć to, i tak się do tego nie nada­jesz.

A jed­nak nie odpu­ści­łaś.

Pisa­łam do więk­szo­ści pol­skich wydaw­nictw, 2 z nich dały mi nadzieję, pisząc, że wstęp­nie są zain­te­re­so­wane Kani­ba­lami. Ale po kolej­nych tygo­dniach ocze­ki­wa­nia oka­zało się, że nic z tego. Nie otrzy­ma­łam żad­nych wyja­śnień, bo wydaw­nic­twa nie są do nich zobo­wią­zane. To oczy­wi­ście było dołu­jące. Każdy czuje się pew­niej, gdy dosta­nie z zewnątrz sygnał, że to, co robi ma sens i jest dobre. Wyda­wa­łoby się, że z dwiema książ­kami wyda­nymi przez Znak, roz­po­zna­walne i sza­no­wane wydaw­nic­two, mam jakąś prze­wagę, kartę prze­tar­gową. Nie­stety oka­zała się ona bez­u­ży­teczna.

Jak zna­la­złaś w sobie siłę do samo­dziel­nego wyda­nia powie­ści czy wręcz do stwo­rze­nia całego Pro­jektu?

Codzien­nie w trak­cie jego reali­za­cji nacho­dziły mnie wąt­pli­wo­ści. Para­dok­sal­nie było ich najwię­cej, kiedy zbli­żał się już koniec mojego Pro­jektu i Kani­bale byli już gotowi do publi­ka­cji. Książka nabrała real­nych kształ­tów, została zre­da­go­wana, zło­żona, miała okładkę i formę gotową do prze­ka­za­nia czy­tel­ni­kom. Wtedy w mojej gło­wie poja­wiło się pyta­nie – dla­czego by nie rzu­cić tego wszyst­kiego w cho­lerę? Po co mi to wszystko? Sama sie­bie zasko­czy­łam. Liczy­łam na błogą ulgę, a zamiast niej poja­wiła się kolejna fala lęku. W tam­tej chwili mia­łam poczu­cie, że wszystko, co zro­bi­łam i chcę robić dalej z Kani­ba­lami, jest wybo­rem drogi najbar­dziej okręż­nej, najbar­dziej pod prąd, że to nie może się udać. Wszy­scy wokół cie­szyli się, że wresz­cie książka ujrzy świa­tło dzienne, że mam swoją stronę inter­ne­tową, będę miała tra­iler zro­biony przez Mar­cina Podolca i Kac­pra Zamarło oraz frag­menty audio czy­tane przez pro­fe­sjo­nal­nych akto­rów: Laurę Breszkę i Miro­sława Zbro­je­wi­cza; chwa­lili moją deter­mi­na­cję. A ja wła­śnie wtedy poczu­łam roz­cza­ro­wa­nie, że nie mogę wydać powie­ści w tra­dy­cyjny spo­sób. Dla­czego tego wszyst­kiego nie rzu­ci­łam? Pró­bo­wa­łam i się nie udało. Kiedy pró­bu­jesz zmie­nić kie­ru­nek, pozbyć się cze­goś, ale nie możesz, bo to wciąż do Cie­bie wraca, to przy­cho­dzi myśl że może postę­pu­jesz wbrew sobie.

Dla­czego nie zde­cy­do­wa­łaś się prze­mę­czyć jakiś czas w korpo, zaro­bić kasę i wtedy wydać Kani­bali samo­dziel­nie, nawet małym nakła­dem, ale tra­dy­cyj­nie?

Wydaje mi się, że przy typo­wym sel­fpu­bli­shingu prze­ży­wa­ła­bym dokład­nie to samo, co przy reali­za­cji Pro­jektu. Nie sądzę, żeby moje wąt­pli­wo­ści nagle znik­nęły, gdy­bym zapła­ciła jakie­muś wydaw­nictwu za wyda­nie mojej książki. Ta kon­cep­cja w ogóle mnie nie prze­ko­ny­wała. Skoro już posta­no­wi­łam, że wydaję Kani­balisama, to wie­dzia­łam, że muszę to zro­bić na wła­snych zasa­dach, nawet jeśli ozna­cza to zro­bie­nie wszyst­kiego na opak. Poza tym nie chcia­łam dłu­żej dusić się w nie­kre­atyw­nej pracy i postę­po­wać wbrew sobie. Po kilku latach tłam­sze­nia tego, co dla mnie naj­waż­niej­sze, zde­cy­do­wa­łam się zary­zy­ko­wać. Wola­łam rzu­cić się na głę­boką wodę pełną nie­wia­do­mych, niż póź­niej tonąć we fru­stra­cji.

Czy zre­ali­zo­wa­łaś swój plan w stu pro­cen­tach?

Pod­sta­wo­wym, najbar­dziej suro­wym pla­nem było posia­da­nie książki w for­mie elek­tro­nicz­nej. Czyli pierw­szym wyzwa­niem było spra­wie­nie, że ten doku­ment zapi­sany w Wor­dzie przy­bie­rze formę wygod­nego i przy­ja­znego w odbio­rze pliku dosto­so­wa­nego do czyt­ni­ków. Kiedy wizja stwo­rze­nia e-booka oka­zała się realna, zaczę­łam myśleć o dys­try­bu­cji i zasta­na­wiać się nad pro­mo­cją. Wtedy poja­wiła się kon­cep­cja wyj­ścia poza tekst, czyli zna­le­zie­nia osób, które mogłyby jakoś uroz­ma­icić samą treść np. o obraz albo wideo. Wtedy ten plan wciąż wyda­wał mi się bar­dzo ide­ali­styczny, bo na początku byłam z nim sama. Nie wie­dzia­łam, do kogo ude­rzać, a jak już znajdę wła­ści­wych ludzi – o co pytać? Ja naprawdę nie wie­dzia­łam, jak wydaje się książki, zupeł­nie nie byłam świa­doma tego, jakie kroki i w jakiej kolej­no­ści pod­jąć. Dla­tego pierw­sze, co musia­łam zro­bić, to wpi­sać w Google pod­sta­wowe ter­miny zwią­zane z wyda­wa­niem ksią­żek.

Począt­kowo było to jak błą­dze­nie w ciem­nym tunelu bez końca. Na szczę­ście tra­fi­łam na pro­fe­sjo­na­li­stów, któ­rzy byli gotowi szcze­rze zaan­ga­żo­wać się w mój pomysł. Myślę, że pod­sta­wową war­to­ścią, jaką daje auto­rowi wydaw­nic­two, jest wła­śnie pro­fe­sjo­nalne zaple­cze. Przy Kani­ba­lachmusia­łam je zbu­do­wać sobie sama. Na początku zyska­łam wspar­cie redak­torki, z którą pozna­ły­śmy się w Znaku, i gra­fika, Kuby Sowiń­skiego, który stwo­rzył okładkę do mojej pierw­szej książki, a następ­nie spo­tka­li­śmy się pra­cując przy Kra­kow­skim Festi­walu Fil­mo­wym. Póź­niej dołą­czyła do nich cała grupa ludzi, odpo­wie­dzial­nych np. za korektę, stronę inter­ne­tową i te wszyst­kie uroz­ma­ice­nia do tek­stu, które sobie wymy­śli­łam.

fuss_kanibale_2.jpg

Zaan­ga­żo­wali się w Twój Pro­jekt bez­płat­nie?

Róż­nie. Rozma­wia­jąc z każdą z tych osób pod­kre­śla­łam, że jest to pro­jekt arty­styczny i nie reali­zuję go dla pie­nię­dzy. Przed wdro­że­niem planu w życie zało­ży­łam sobie pewien budżet, w tym na wyna­gro­dze­nia dla ludzi, któ­rzy zechcą wejść ze mną w tę przy­godę. Mia­łam pro­blem z tym, żeby pro­sić kogoś o wyko­na­nie dla mnie pracy za darmo. Kani­bale to mój pro­jekt i ja nie muszę na nim zara­biać, ale ocze­ki­wa­nie od innych takiej samej postawy nie byłoby fair. Z wyna­gro­dze­niem czy bez, czu­łam jed­nak, że Ci wszy­scy ludzie naprawdę pra­cują ze mną, bo uwie­rzyli w mój pomysł.

Twoją książkę można pobrać za darmo, nie zor­ga­ni­zo­wa­łaś też zbiórki na crowd­fun­din­go­wych plat­for­mach – wła­ści­wie dla­czego?

Od początku takie spo­łeczne zrzutki nie wcho­dziły w grę. Czu­łam, że jeśli wezmę od ludzi pie­nią­dze na wyda­nie Kani­bali, to będę im coś winna. Nie chcia­łam być od kogo­kol­wiek zależna ani jesz­cze bar­dziej mar­twić się tym, czy ludzie, któ­rzy się­gną po moją książkę, nie będą aby roz­cza­ro­wani. Nie czu­ła­bym się kom­for­towo, bio­rąc od ludzi pie­nią­dze za coś, czego jesz­cze nie znają i może nie przy­paść im do gustu.

Ludzie nie płacą za pobra­nie książki z bar­dzo pro­za­icz­nego powodu. Musia­ła­bym zało­żyć dzia­łal­ność gospo­dar­czą, co w tym momen­cie cał­ko­wi­cie mnie prze­ra­sta. Już por­wa­nie się na samo­dzielne wyda­nie książki było wyzwa­niem dla osoby, która naj­le­piej czuje się, sie­dząc w biblio­tece i pisząc. Nie widzę sie­bie w pro­wa­dze­niu dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej, w ogóle nie mam do tego głowy i nie chcę tego robić. Gdy­bym to zro­biła, musia­ła­bym teraz gorącz­kowo myśleć tylko o tym, ile osób kupiło już moją książkę. A nie taki był też cel.

Czy gdy­byś z wie­dzą, którą teraz już masz, jesz­cze raz pod­jęła się wyda­nia swo­jej książki na podob­nych zasa­dach, zro­biłabyś to dokład­nie tak samo?

Sta­ram się nie wyrzu­cać sobie zbyt wielu błę­dów, bo jak już mówi­łam, przed Kani­ba­lami nie mia­łam bla­dego poję­cia o pro­cesie wyda­wa­nia książki. Gdy­bym zabrała się za to jesz­cze raz, na pewno zaję­łoby mi to mniej czasu. Przede wszyst­kim dla­tego, że nie bała­bym się uru­cho­mić pew­nych pro­cesów rów­no­le­gle. Może też nie wstrzy­my­wa­ła­bym kolej­nych eta­pów przez swoje wła­sne obawy, które nie­raz para­li­żo­wały moją pracę. Wol­ność, którą sobie dałam, zakła­da­jąc, że robię wszystko na swo­ich zasa­dach, nakła­dała na mnie też 100% odpo­wie­dzial­no­ści.

Czyli zmie­ni­ła­byś sam pro­ces, ale nie efekt, który osią­gnę­łaś?

Myślę, że tak. Cho­ciaż na ten koń­cowy efekt jesz­cze będę musiała pocze­kać. Pre­miera za mną, książka jest dostępna i ludzie mogą ją czy­tać. Ale przede mną jesz­cze kolejny, bar­dzo trudny etap, czyli pro­mo­cja. Mam doświad­cze­nie w pracy przy pro­mo­cji festi­walu fil­mo­wego, ale to zupeł­nie inna bajka niż targetowa­nie, zachwa­la­nie i sprze­da­wa­nie wła­snej książki i sie­bie samej.

fuss_kanibale_3.jpg

Na co chcia­ła­byś poło­żyć naj­więk­szy nacisk przy tych dzia­ła­niach mar­ke­tin­go­wych, które Cię cze­kają? Oczy­wi­ście poza tym, że chcesz podzie­lić się Kani­ba­lami ze świa­tem?

Mam nadzieję, że cały Pro­jekt zwróci uwagę któ­re­goś wydaw­nic­twa i może w przy­szło­ści będzie mi po pro­stu łatwiej z opublikowa­niem kolej­nej książki.

Chcia­ła­byś wró­cić do tra­dy­cyjnego wydaw­nic­twa? Nie kręci Cię wyda­wa­nie ksią­żek na wła­snych zasa­dach?

Z jed­nej strony pro­ces wyda­nia Kani­bali był eks­cy­tu­jący, ale jesz­cze bar­dziej wyczer­pu­jący. Wiem już, jak wygląda samo­dzielne wyda­wa­nie książki, więc pew­nie z kolej­nymi powie­ściami byłoby łatwiej, ale ja zdecydowa­nie wolę pisać niż wyda­wać. Czu­ła­bym się znacz­nie spo­koj­niej, gdyby ktoś ogar­nął całą tę machinę za mnie, a ja mogła­bym sku­pić się na tym, w czym czuję się naj­le­piej. I mieć czas na pisa­nie.

Z dru­giej strony jed­nak myślę, że byłoby świet­nie móc połą­czyć tra­dy­cyjne wyda­nie książki w for­mie papie­ro­wej z tym wszyst­kim, co powstało przy oka­zji Kani­bali. Tra­iler, ilu­stra­cje czy frag­menty czy­tane przez akto­rów poma­gają samej książce roz­peł­znąć się po róż­nych zakąt­kach Inter­netu i dotrzeć do nowych czy­tel­ni­ków. Marzę o tym, żeby kolejne moje książki też nie ogra­ni­czały się do tek­stu, ale tra­dy­cyjne wydaw­nic­twa raczej nie zmie­niają swo­ich metod pracy. Przy czym youtu­be­rzy samo­dziel­nie wyda­jący książki uświa­da­miają, że naj­waż­niej­sze jest zna­le­zie­nie patentu na wypromowa­nie sie­bie i swo­jego dzieła. Nie trzy­mają się kur­czowo wydaw­nic­twa, bo sami są w sta­nie dotrzeć do swo­ich czy­tel­ni­ków. Stwo­rze­nie dla sie­bie odpo­wied­niego miej­sca w Inter­ne­cie, np. strony inter­ne­to­wej, gdzie możesz zgro­ma­dzić ludzi zain­te­re­so­wa­nych Twoją twór­czo­ścią, może sta­no­wić alter­na­tywę dla wydaw­nic­twa. To trudna droga, jak każde odej­ście od tra­dy­cji. Bar­dzo nie chcia­ła­bym, żeby ludzie postrze­gali te alter­na­tywne metody wydaw­ni­cze jako coś gor­szego.

Co dalej?

Praca przy kolej­nym festi­walu i pro­mo­cja Pro­jektu. A jesz­cze przed pro­mo­cją próba uwie­rze­nia, że ludzie już naprawdę mogą się­gnąć po Kani­bali. Do mnie to jesz­cze nie dociera, nie mam poję­cia, jak to się wyda­rzyło.musująca tabletka.png

kreska.jpg

PAULINA BUKOWSKA
Uro­dziła się jesie­nią 1990 roku w Kra­ko­wie, gdzie miesz­kała przez więk­szą część życia. Rok temu porzu­ciła zbyt dobrze znane sobie mia­sto na rzecz peł­nej nowych wyzwań War­szawy. Skoń­czyła fil­mo­znaw­stwo, bo to kino bar­dziej niż lite­ra­tura uru­cha­mia w niej inne patrze­nie na rze­czy­wi­stość. Pró­bo­wała zapo­mnieć o pisa­niu, pra­cu­jąc przy festi­wa­lach fil­mo­wych. O pisa­niu nie zapo­mniała, ale do festi­wali wraca. Bada­jąc gra­nice języka, spraw­dza swoje wła­sne. Tylko pisząc, czuje się naprawdę sobą i naprawdę dobrze, cho­ciaż przy tym nie­ustan­nie wątpi i chwieje się na sinu­so­idzie satys­fak­cji i zała­ma­nia nie tylko rąk. Mając 17 lat, zade­biu­to­wała jako pisarka w Wydaw­nic­twie Znak. Mając 27 lat, ma na kon­cie trze­cią książkę, tym razem wydaną na wariac­kich papie­rach, samo­dziel­nie, na wła­snych zasa­dach, na opak. Wię­cej o Kani­ba­lach i wcze­śniej­szych powie­ściach można zna­leźć na stro­nie inter­ne­to­wej www. pau­li­na­bu­kow­ska. pl

BARBARA RUSINEK
Pocho­dzi z mia­sta meneli, które porzu­ciła na rzecz małego gali­cyj­skiego mia­steczka. Wresz­cie zamie­niła sta­tus stu­denta na magi­stra fil­mo­znaw­stwa. Ma nie­wy­pa­rzony język, ale podobno dobrze ogar­nia. Per­ma­nent­nie pani­kuje i szuka planu na prze­trwa­nie.

blog comments powered by Disqus

Ta strona korzysta z plików cookie.