Romans subkultury klubowej z używkami to zgrana historia. Muzyka rozwija się z narkotykami. Bez euforycznego działania molly nie byłoby rave’u. House’owe kluby wypełniało ekstatyczne odurzenie empatogenami i entaktogenami. Jungle? Stymulanty. PCP? LSD? Psytrance. Ketamina? Techno.
Choć tradycyjny karnawał jest coraz mniej wyodrębniony z pozostałej części roku, coraz większe znaczenie mają święta o karnawałowym charakterze – street parties, parady i festiwale. Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów jest Przystanek Woodstock.
„Królowa polskiego kryminału” – taki tytuł zasłużenie przylgnął już do Katarzyny Bondy, autorki serii o profilerce zmagającej się z kolejnymi śledztwami i własnymi demonami. Na tydzień przed premierą trzeciej części historii o Saszy Załuskiej i jej czterech żywiołach Barbara Rusinek rozmawiała z pisarką, dzięki której Polacy nie chcą czytać już tylko o skandynawskich zbrodniach.
Międzynarodowa ekscytacja duńskim terminem hygge i medialny szał wokół skandynawskiego stylu życia, który ma rzekomo stanowić odpowiedź na wszystkie nasze problemy, skierowały ostatnio uwagę publiczną w stronę północnej krainy wiecznej szczęśliwości.
Moje dzieciństwo, przypadające na lata 90., cierpiało na brak anteny satelitarnej i Paszportu Polsatu. Odebrało mi to przepustkę do obcowaniaz większością hitów epoki zwiastującej przyszłość, która nie nadeszła.
Zdarza się, że są nazywani drugimi dyrygentami w orkiestrze. Liczą takty, kontrolują tempo gry i nie jeden, a kilkadziesiąt instrumentów. Perkusiści, bo o nich mowa, sprawiają, że utwór muzyczny staje się pełnym i rezonującym obrazem, przyprawiają go dozą tragizmu i szczyptą melancholii.
Okrągłe, blade oczy i wyszczerzone zęby Buki, cięte riposty Małej Mi, filozofia życia Włóczykija, oscylująca gdzieś pomiędzy hipisostwem a tumiwisizmem – wszyscy znamy te fenomeny i wiemy, że „to z Muminków”. Co mamy wtedy na myśli? Książki Tove Jansson?