NUMER 19 (4) SIERPIEŃ 2016 | "BIG CITY LIFE"
Topografię nocnej Warszawy można określić na podstawie kilku czynników: tego, jak wyglądasz, gdzie pijesz i za ile pijesz. Nie trudno nauczyć się rozpoznawania typów ludzi podczas wieczornych wyjść. Siedząc na Placu Zbawiciela, jesteś otoczony przez osoby, które z pewnością mają więcej obserwatorów na Instagramie niż ty. Pijąc w Makulaturze, natykasz się na dzieciaki, których standardowe pytanie brzmi: „A można bez dowodu?”. Trafiając do jednej z dziwnych otchłani potocznie zwanej modnym-warszawskim-klubem, masz przed sobą całe spektrum społeczeństwa: od dziewczyn, które przecież przyszły tu tylko potańczyć, po ludzi z Erasmusa. Większość z nich studiuje stosunki międzynarodowe, myślą, że wszyscy w tym mieście piją czystą bez popity, a ci z Turcji podczas pierwszych minut rozmowy kilkukrotnie zapewnią cię, że nie są uchodźcami, mimo że nikt nawet o to nie pytał.
Ci bardziej wprawieni w imprezowych bojach nie mają problemu ze wskazaniem, kto wybiera się na jaką techno imprezę. Najłatwiej rozpoznać tych z Wixapolu. Dla nich wskaźnik dobrej zabawy rośnie wprost proporcjonalnie do wielkości źrenic i liczby ludzi w kolorowych dresach. Z kolei ci ubrani cali na czarno i pokryci geometrycznymi tatuażami prawdopodobnie idą na Brutaż. „Artystki” piją w Eufemii, rozprawiając o tym, czyj performance był lepszy i gdzie kupić najbardziej ekologiczne, bezglutenowe, bezlaktozowe, bezskładnikowe jedzenie. Ludzie pośpiesznie przekraczają próg Do dna, żeby szybko wypić szoty Zero Trosk, których nazwa mogłaby być dewizą każdego wieczornego wyjścia. Większe grupy znajomych, a raczej znajomych znajomych, biegają między kolejnymi knajpami, poszukując miejsca, bo jak zawsze nikt nie zrobił rezerwacji. Przeważnie kończy się to kupieniem butelki wódki w Carrefourze i obaleniu jej w bramie. Jednoosobowe firmy, w porze lunchu jedzące sushi, wieczorami piją Ballantinesa z colą, opowiadając o swoich projektach. Tak naprawdę mówią o pracy w międzynarodowej korporacji, ale nazywając to projektem, czują się trochę bardziej niezależni.
Przemierzając kolejne ulice, wchodzisz w głąb organizmu, jakim jest Warszawa. Na Świętokrzyskiej spotykasz wygłodniałych ludzi, dla których kebab jest wybawieniem. Na Mazowieckiej natkniesz się na stada dziewczyn, które prawdopodobnie nigdy nie zwróciłyby na ciebie uwagi, gdyby nie to, że odbiór rzeczywistości jest już lekko zniekształcony i rozmyty. Pieniądze są przelewane do szkła, rozmowy prowadzone z większą łatwością, a organizm pulsuje neonami. Tworzy jednonocne związki i przyjaźnie, o których zapomina się następnego dnia, a także historie służące jako zabawne anegdoty opowiadane przy piwie w Pawilonach.
Uświadamiasz sobie całą pozorność nocnych sytuacji dopiero wtedy, gdy wychodząc z tego-klubu-o-którym-każdy-słyszał-ale-boi-się-wejść, uderza w ciebie łuna światła. Mrużysz oczy przyzwyczajone do czerwonych ciemności. Powoli na prawie pustej ulicy zaczynasz dostrzegać tramwaje, ludzi śpieszących się do pracy, babcie z wnukami i kilku równie jak ty zagubionych ludzi z epoki popiątkowej. I uświadamiasz sobie, że jesteś już w innym stanie świadomości Warszawy – w połowie trzeźwej, w połowie skacowanej. Związki przeminęły, muzyka już nie brzmi, a ty mijasz rozbite butelki po Soplicy oraz niedopalone papierosy rzucone w pośpiechu na ulicę, po której przez całą noc przejeżdżały taksówki wiozące warszawską masę na Kredytową. Nocne życie przeminęło. Aż do następnego piątku.
ANNA KARPIŃSKA
Od października studentka kulturoznawstwa na UW. W wolnych chwilach fotografuje analogiem i słucha techno.
ANNA TEODORCZYK
Z zawodu ilustratorka, z potrzeby autorka bloga Anna Alternatywnie o sztukach wizualnych i kulturze. Namiętny czytelnik literatury różnej oraz wierny fan gier typu point&click z ambicją na zostanie twórcą co najmniej jednej z tych rzeczy.