DO GÓRY

 

fuss_mozart_in_the_jungle_domżalska_cover.jpg

NUMER 17 (8) KWIECIEŃ 2016 | "MAKE SOME NOISE"


HBO HAŁASUJE, ALE TO AMAZON CZUJE ROCKA – W TELEWIZJI ROBI SIĘ GŁOŚNO!

KATARZYNA NOWACKA | KATARZYNA DOMŻALSKA
kreska.jpg

Seriale – w rozu­mie­niu tele­wi­zji jako­ścio­wej – zago­ściły na stałe w naszym życiu i od dobrych 15 lat pochła­niają coraz wię­cej czasu w coty­go­dnio­wym gra­fiku roz­ry­wek. Rze­czy­wi­ście, jest w czym wybie­rać, ame­ry­kań­skie i euro­pej­skie sta­cje tele­wi­zyjne prze­ści­gają się w się­ga­niu po śmiel­szą tema­tykę i nie­zwy­kle róż­no­rodne for­maty, a gwiazdy fil­mowe czę­sto nie tylko godzą się, ale wręcz zabie­gają o trans­fer ze srebr­nego ekranu do pro­za­icz­nej tele­wi­zji. Zja­wi­sko seria­lo­ma­nii nie wygląda na prze­mi­ja­jącą modę – to raczej efekt kuli śnież­nej: roz­ocho­ci­li­śmy się; chcemy wię­cej i szyb­ciej.

Nic dziw­nego, że w poszu­ki­wa­niu cie­ka­wych tema­tów tele­wi­zja obrała kurs na muzykę – co można wszakże porów­nać z eks­cy­ta­cją towa­rzy­szącą oglą­da­niu kon­certów na żywo! Kulisy branży muzycz­nej zawsze fascy­no­wały fanów. Popu­lar­ność, świetna sprze­daż płyt i ofi­cjalne wywiady czy sesje zdję­ciowe to jedno, ale przy­naj­mniej rów­nie pasjo­nu­jące jest pry­watne życie muzy­ków, trasy kon­cer­towe, rze­komo roc­kan­drol­lowy styl życia oraz wiel­kie wytwór­nie, sta­cje radiowe i dys­try­bu­cja online wraz z praw­dziwą dżun­glą zawi­ło­ści praw­nych i finan­so­wych. Wystar­czy więc dodać dwa do dwóch i mamy zapo­wiedź muro­wa­nego suk­cesu: seriale o muzyce.

Ostat­nio w tele­wi­zji i inter­ne­cie było wyjąt­kowo gło­śno (dosłow­nie!), a na widzów cze­kał sze­roki wybór instru­men­tów i sty­lów muzycz­nych. I cho­ciaż zapa­da­jące w pamięć sceny z cha­rak­te­ry­stycz­nym pod­kła­dem muzycz­nym już od dobrej dekady gosz­czą na naszych ekra­nach, na zawsze łącząc w naszej pamięci dany serial z kon­kretną pio­senką, to zde­cy­do­wa­łam się jed­nak rzu­cić okiem (uchem?) na dwie sto­sun­kowo nowe pro­duk­cje, które w cało­ści opie­rają swoją treść na branży muzycz­nej. Nie siląc się na budo­wa­nie suspensu, od razu zapo­wiem głów­nych boha­te­rów: świetna pro­po­zy­cja Ama­zonu z Gaelem Gar­cią Ber­na­lem w ento­ura­ge’u muzyki kla­sycz­nej oraz spore roz­cza­ro­wa­nie jed­nym z naj­bar­dziej wycze­ki­wa­nych seriali sezonu, czyli co wyszło z roc­ko­wego rów­na­nia Scor­sese + Jag­ger + HBO.

FILHARMONIA DAJE CZADU

Mozart in the Jun­gle zade­biu­to­wał w 2014 roku. Serial wypro­du­ko­wany przez Picrow i Ama­zon Stu­dios oparty jest na sce­na­riu­szu adap­to­wa­nym: książka Mozart in the Jun­gle: Sex, Drugs, and Clas­si­cal Music autor­stwa ame­ry­kań­skiej obo­istki (i dzien­ni­karki) Blair Tin­dall uka­zała się w 2005 roku nakła­dem wydaw­nic­twa Atlan­tic Mon­thly Press i zdo­była nie­małą popu­lar­ność. Muzyczka przez więk­szość swo­jej kariery zwią­zana była z Nowym Jor­kiem, wystę­pu­jąc m.in. z New York Phil­har­mo­nic, zdo­była też nomi­na­cję do nagrody Grammy w kate­go­rii jazz. Opi­sane przez nią trudy funk­cjo­no­wa­nia w śro­do­wi­sku pro­fe­sjo­nal­nych muzy­ków posłu­żyły jako mate­riał do nakrę­ce­nia świet­nego serialu – sce­na­riusz pilota stwo­rzony został przez Jasona Schwart­zmana, Romana Cop­polę i Alexa Tim­bersa, przy czym ten pierw­szy gra w serialu rów­nież nie­dużą rolę i czyn­nie pro­muje pro­duk­cję w mediach. Próbny odci­nek został wyre­ży­se­ro­wany przez Paula Weitza (zna­nego głów­nie z napi­sa­nych i wyre­ży­se­ro­wa­nych wspól­nie ze swoim bra­tem Chri­sem fil­mów Ame­ri­can Pie, 1999, i Był sobie chło­piec, 2002), nato­miast póź­niej funk­cję show­run­nera prze­jął John J. Strauss, pro­du­cent i sce­na­rzy­sta koja­rzony głów­nie z kome­diami (Spo­sób na blon­dynkę, 1998, Bobby Far­relly i Peter Far­relly; Bez pamięci, 2001, Mark Waters) i sit­co­mami (Chło­piec poznaje świat). Serial od początku zbie­rał świetne recen­zje, był wychwa­lany przez ame­ry­kań­ską prasę. W 2015 roku uka­zał się drugi sezon, nato­miast nie­wiele ponad mie­siąc temu, praw­do­po­dob­nie po czę­ści na fali świeżo przy­zna­nych nagród (dwa Złote Globy: za rolę Ber­nala oraz dla naj­lep­szego serialu kome­dio­wego lub muzycz­nego), Ama­zon zło­żył zamó­wie­nie na kolejne 10 odcin­ków, na które, muszę przy­znać, cze­kam z nie­zdrową eks­cy­ta­cją.

Serial podąża śla­dami mło­dej obo­istki, Hailey Rutledge, za wszelką cenę pró­bu­ją­cej odnieść zawo­dowy suk­ces w Nowym Jorku. Mimo talentu i deter­mi­na­cji dziew­czyna ledwo wiąże koniec z koń­cem, opie­ra­jąc swoje zarobki głów­nie na pry­wat­nych lek­cjach udzie­la­nych boga­tym dzie­cia­kom i off-broad­way­owych orkie­stro­wych chał­tu­rach. Los się do niej uśmie­cha, kiedy z czy­stej uprzej­mo­ści pomaga pod­czas kon­certu spóź­nio­nej na niego wio­lon­cze­li­stce (Saf­fron Bur­rows) – ta rewan­żuje się zapro­sze­niem na drinka, a potem infor­ma­cją o nabo­rze muzy­ków do nowo­jor­skiej fil­har­mo­nii. Cho­ciaż nie od razu udaje się jej roz­po­cząć wielką karierę muzyczną, Hailey „zacze­pia się” w pre­sti­żo­wym zespole jako oso­bi­sta asy­stentka nowego kon­tro­wer­syj­nego dyry­genta, Rodrigo de Suozy. To młody, uta­len­to­wany muzyk, któ­rego nie­wy­czer­pana kre­atyw­ność i eks­cen­tryczne zacho­wa­nia prze­wrócą do góry nogami kon­ser­wa­tywną insty­tu­cję publiczną. Postać ta jest podobno luźno wzo­ro­wana na Wene­zu­el­czyku Gustavo Duda­melu – sław­nym skrzypku i dyry­gen­cie, który udzie­lał porad aktor­skich Ber­na­lowi i poja­wia się przy oka­zji w malut­kiej rólce w dru­gim sezo­nie serialu.

Mozart in the Jun­gle to przede wszyst­kim pory­wa­jąca histo­ria: dowia­du­jemy się, jak wiele wyrze­czeń czeka pro­fe­sjo­nal­nych muzy­ków na dro­dze do osią­gnię­cia sławy, że czę­ściej niż gla­mo­urowa otoczka sal kon­cer­towych to pot i łzy, zwąt­pie­nie, zawiść i kon­ku­ren­cja oraz prak­tycz­nie nie­moż­liwe do prze­sko­cze­nia układy bran­żowe. Przy tym wszyst­kim boha­te­ro­wie potra­fią się jed­nak bawić i nie stro­nią od miło­snych przy­gód – voilà, muzyce kla­sycz­nej nie prze­szka­dza oby­cza­jowy roc­kan­droll! Inną mocną stroną serialu jest aktor­stwo. Lola Kirke (znana m.in. z filmu Mistress Ame­rica [2015, Noah Baumbach]; jest sio­strą gra­ją­cej w serialu Girls Jemimy Kirke) w roli Hailey two­rzy nie­zwy­kle świeżą i wia­ry­godną kre­ację; to postać wie­lo­wy­mia­rowa, zara­zem natchniona i zagu­biona, cza­ru­jąca i zde­ter­mi­no­wana, cza­sami entu­zja­styczna, cza­sami na gra­nicy kapi­tu­la­cji, ale nade wszystko młoda i bez­pre­ten­sjo­nalna. Kirke i Gar­cia Ber­nal (balan­su­jący zresztą nie­bez­piecz­nie na gra­nicy kary­ka­tu­ral­nej kata­strofy, ale osta­tecz­nie wygry­wa­jący ide­alną nutę w bra­wu­rowo kre­owa­nej postaci dyry­genta) two­rzą elek­try­zu­jący duet, od któ­rego nie można ode­rwać oczu. Cze­kamy na wię­cej!

fuss_mozart_in_the_jungle_domżalska.jpgJeśli cho­dzi o samą ścieżkę dźwię­kową, to główny motyw sta­nowi utwór Lisz­to­ma­nia grupy Pho­enix, nato­miast cały serial naszpi­ko­wany jest oczy­wi­ście kla­sycz­nymi dzie­łami, a w sym­bo­licz­nych rolach czę­sto poja­wiają się znani muzycy. Nie jest to jed­nak jedyna stra­te­gia twór­ców – się­gają oni rów­nież po bar­dzo modne roz­wią­za­nia, nie­ma­jące nic wspól­nego z muzyką poważną. W odcinku pt. Touché Maestro, Touché (2x04) Hailey spon­ta­nicz­nie uma­wia się ze star­szym od sie­bie wio­lon­cze­li­stą (Der­mot Mul­ro­ney), a ich pełen wra­żeń wie­czór w barze (czę­ściowo poka­zany w slow-mo) zilu­stro­wany został utwo­rem Veri­dis Quo, czyli sta­rym dobrym Daft Punk. Myśląc o tej – dobrze zresztą nakrę­co­nej – sce­nie, szybko do mnie dotarło, jak popu­larna jest to metoda: zilu­stro­wane muzyką elek­tro­niczną, nakrę­cone w slow-mo sceny sta­no­wią afir­ma­cję noc­nego, miej­skiego życia; mają uchwy­cić ulotne momenty, kiedy boha­te­ro­wie płyną peł­nymi neo­nów uli­cami, pod­da­jąc się uro­kowi spon­ta­nicz­nej zabawy, która – jak nam się suge­ruje – ni­gdy może się już nie powtó­rzyć. W ciągu dosłow­nie kilku ostat­nich dni tra­fi­łam już na dwie pra­wie iden­tycz­nie zro­bione muzyczne frag­menty w pre­mie­ro­wych odcin­kach: Toge­ther­ness (2x03; nocny bar, ping­pon­gowy tur­niej i rowe­rowa masa kry­tyczna przy dźwię­kach utworu Polish Girl Neon Indian) oraz Girls (5x03; spon­ta­niczna impreza w japoń­skim klu­bie i zaczą­tek romansu do wtóru setu Yoji­’ego Bio­me­ha­niki).

WSKRZESZANIE ROCKA

O ile Mozart in the Jun­gle nie miał może tak hucz­nego startu i dopiero po pre­mie­rze potwier­dził swoją jakość, zdo­by­wa­jąc uzna­nie kry­ty­ków i widzów, to nowa pro­duk­cja HBO odwrot­nie – od samego początku była pro­mo­cyj­nie napom­po­wana do kurio­zal­nych roz­mia­rów. Vinyl zade­biu­to­wał na ante­nie w lutym tego roku, dając widzom dużo do myśle­nia poprzez wyemi­to­wa­nie na pierw­szy rzut dwu­go­dzin­nego, spek­ta­ku­lar­nie fil­mo­wego pilota. No wła­śnie, tylko czy spek­ta­ku­larna z zało­że­nia opo­wieść naprawdę zro­biła na kim­kol­wiek aż takie wra­że­nie? Mar­tin Scor­sese i Terence Win­ter współ­pra­co­wali już ze sta­cją przy oka­zji wie­lo­krot­nie nagra­dza­nego Boar­dwalk Empire (z tego serialu znamy też Bob­by­’ego Can­ne­vale, który tym razem wciela się w rolę pro­ta­go­ni­sty, Rit­chiego Fine­stry). Do tego zna­nego i cie­szą­cego się świetną repu­ta­cją zespołu pisar­sko-pro­du­cenc­kiego dołą­czyli jesz­cze Rich Cohen i Mick Jag­ger – ta wybu­chowa mie­szanka miała nas prze­nieść za kulisy sza­lo­nych roc­ko­wych lat 70. w Nowym Jorku. Tysiące widzów przez dłu­gie mie­siące cze­kało z wiel­kim podnie­ce­niem na efekty tej pracy, a Vinyl na długo przed swoją pre­mierą zaczął obra­stać legendą i wieść prym w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. Przy­znaję, sama tro­chę się dałam w to wkrę­cić, bo cenię pro­duk­cje HBO, kocham kla­sycz­nego rocka, a do tego na pokła­dzie zna­la­zła się Oli­via Wilde. Z fazy wiel­kich nadziei szybko prze­szłam jed­nak do etapu spo­rego zakło­po­ta­nia i do tej pory nie wiem wła­ści­wie, jak ugryźć Vinyl.

Cho­ciaż w chwili, kiedy piszę ten tekst, wyemi­to­wane zostały dopiero 4 odcinki i trudno odwa­żyć się na jakieś bar­dziej kom­plek­sowe pod­su­mo­wa­nie, inter­net miał już oczy­wi­ście bar­dzo dużo do powie­dze­nia. Nie oznaj­mię nic odkryw­czego, przy­zna­jąc, że Vinyl zupeł­nie mnie nie por­wał. Już po pierw­szych luto­wych poka­zach poja­wiły sie komen­ta­rze, że nowy serial jest jak Mad Men na pro­chach. Tylko czy potrze­bu­jemy kolej­nego Dona Dra­pera? – pytał Ben Tra­vers na łamach Indie­wire. Wydaje się, że pro­po­zy­cja HBO cierpi na prze­ła­do­wa­nie wizu­al­nych i muzycz­nych atrak­cji, które w efek­cie roz­my­dlają i tak dość sztam­pową histo­rię. W jej cen­trum mamy więc Richiego Fine­strę, wpły­wo­wego pro­du­centa muzycz­nego, głów­nego udzia­łowca Amer­cian Cen­tury Records. Ostat­nio nie jest na fali, ale przy­go­to­wuje kon­trakt życia – sprytne odsprze­da­nie swo­jej firmy fono­gra­ficz­nej, zaczy­na­ją­cej popa­dać w pro­blemy finan­sowe. Sprawy przy­bie­rają jed­nak nie­ocze­ki­wany obrót, a Fine­stra wpada w wie­lo­dniowy histe­ryczny ciąg nar­ko­ty­kowo-muzycz­nej miej­skiej ody­sei, w mię­dzy­cza­sie odby­wa­jąc cha­otyczne spo­tka­nia bizne­sowe i pró­bu­jąc poła­tać swoje roz­sy­pu­jące się w każ­dym aspek­cie życie. Can­ne­vale two­rzy wyra­zi­stą kre­ację, ale to za mało, żeby nas zain­te­re­so­wać nie­cie­ka­wie napi­saną posta­cią, nie­bu­dzącą spe­cjal­nej sym­pa­tii ani nie­in­try­gu­jącą nas swoim geniu­szem czy moty­wa­cjami. Wydaje się, że wię­cej świe­żo­ści wno­szą na ekran postaci dru­go­pla­nowe, w tym m.in. grana przez Juno Tem­ple asy­stentka w fir­mie Fine­stry, aspi­ru­jąca do kariery pro­du­centki muzycz­nej (inter­net już wie, że to nasza nowa Peggy Olson), wspól­nicy Richiego, któ­rzy mają rodziny i kre­dyty do spła­ce­nia, więc chcie­liby się zająć bizne­sem na poważ­nie, czy nawet boha­terka Oli­vii Wilde, choć mówi się już o zmar­no­wa­nym poten­cjale tej roli – nie z winy samej aktorki, ale zwy­czaj­nie nie­cie­ka­wego sce­na­riusza. Jeśli cho­dzi o tę postać, to dam jej jesz­cze kilka odcin­ków, bo widzę w tym przy­padku szansę roz­woju, ale rze­czy­wi­ście na razie odtwa­rzana przez Wilde piękna Devon, żona Fine­stry, to zamknięta na przedmie­ściach kura domowa, która odkąd ma dzieci, jest na odwyku od alko­holu i nar­ko­ty­ków. Obec­nie sfru­stro­wana i nie­szczę­śliwa, cho­ciaż na­dal kocha Richiego, ale z licz­nych retro­spek­cji wiemy, że kie­dyś było ina­czej, potra­fiła się bawić, była muzą Andy­’ego War­hola, obra­cała się w naj­mod­niej­szym światku arty­stycz­nym. Cóż, pozo­staje nam cze­kać na jakieś poten­cjal­nie inte­re­su­jące pęk­nię­cie.

Inny pro­ble­mem, na który wska­zuje wiele osób, jest nie­zbyt czy­telna for­muła łącząca fakty z fik­cją. W serialu poja­wiają się wątki zwią­zane z praw­dzi­wymi muzy­kami, by wymie­nić Led Zep­pe­lin, The Velvet Under­gro­und, Davida Bowiego, Pink Floyd, New York Dolls czy Janis Joplin. Scena z udzia­łem tej ostat­niej mocno zresztą zbiła mnie z tropu, bo przy całym moim dla niej uwiel­bie­niu, frag­ment, w któ­rym krzyk Richiego prze­ra­dza się w chra­pliwy wokal artystki, a potem obser­wu­jemy jak gra­jąca pio­sen­karkę Cathe­rine Ste­phani zamiata wło­sami dopóki utwór nie wybrzmi do końca, jest zwy­czaj­nie bez­sen­sowny i nie­ma­jący nic wspól­nego z fabułą – to wła­śnie jedna z typo­wych na siłę ser­wo­wa­nych nam atrak­cji. Opo­wiada się więc o praw­dzi­wych muzy­kach i poka­zuje ich sfik­cjo­na­li­zo­wane wer­sje, ale brak w tym wszyst­kim jakie­goś głęb­szego histo­rycz­nego kon­tek­stu; o kuli­sach funk­cjo­no­wa­nia branży muzycz­nej wła­ści­wie nie dowia­du­jemy się zbyt wiele, za to nie brak nam oka­zji do obser­wo­wa­nia zaćpa­nego Richiego. Nawet jeśli przez chwile wydaje nam się, że w tym sza­leń­stwie jest metoda i że tkwi w nim jakaś wizja, szybko prze­ko­nu­jemy się, że to kłam­stwa i absur­dalny chaos.

Boha­te­ro­wie odwie­dzają różne kluby i sale kon­cer­towe, ale i tu brak ope­ro­wa­nia jaki­miś kon­kre­tami, np. w stylu nie­dawno tro­chę odku­rzo­nej histo­rii legen­dar­nego CBGB (np. w Bur­ning Down the House: The Story of CBGB, 2009, Mandy Stein). Mamy też fik­cyjny zespół zapo­wia­da­jący nadej­ście punku, czyli The Nasty Beats – w roli jego front­mena wystą­pił James Jag­ger, muzyk, aktor i oczy­wi­ście syn Micka. No i jesz­cze sławna scena zawa­le­nia się budynku (olśnie­nie Richiego?): tak, to prawda, Grand Cen­tral Hotel runął 9 sierp­nia 1973, ale nie odby­wał się tam wtedy żaden kon­cert; miesz­czące się w nim The Mer­cer Arts Cen­ter pozbyło się New York Dolls rok wcze­śniej, zanie­po­ko­jone złą repu­ta­cją roc­ko­wego towa­rzy­stwa. W porządku, to twór­cze prze­two­rze­nie praw­dzi­wego zda­rze­nia, które mogę przy­jąć. Nie zmie­nia to jed­nak faktu, że cało­ściowy brak koor­dy­na­cji histo­rii i nie­usta­jące zamie­sza­nie naszpi­ko­wane pustymi atrak­cjami wizu­al­nymi powo­duje, że nie wia­domo za bar­dzo, co myśleć o Vinylu. Sądzę, że zro­bi­łoby się bar­dziej inte­re­su­jąco, gdyby twórcy sku­pili się raczej na kuli­sach pro­wa­dze­nia biznesu; może byłoby cie­ka­wie dowie­dzieć się, kto dla kogo pra­co­wał, jak arty­ści byli kon­traktowani i opła­cani, jakie były losy poszcze­gól­nych wytwórni i klu­bów muzycz­nych oraz na czym pole­gała droga dys­try­bu­cyjna nowych hitów. Ale kiedy sce­na­riusz na krótką chwilę zdry­fuje w te cie­kaw­sze rejony, zaraz zosta­jemy zasy­pani grubą war­stwą koka­iny i jakimś wyko­ny­wa­nym na żywo utwo­rem, który nie ma nic wspól­nego… z niczym. Przy całym cię­ża­rze kry­tyki, nie jest tak, że Vinyl nie nadaje się do oglą­da­nia. Prze­ciw­nie, można się bez bólu popa­trzeć na tę całą karu­zelę fajer­wer­ków i zanu­cić ulu­bione pio­senki, ale nie­stety nie jest to pro­duk­cja wybitna, zwłasz­cza w obli­czu ogrom­nej przed­pre­mie­ro­wej pro­mo­cji.

W lekką kon­fu­zję wpro­wa­dza także dobór ścieżki dźwię­ko­wej. To w dużej mie­rze muzyka die­ge­tyczna, wyko­ny­wane na żywo w nowo­jor­skich loka­lach utwory regu­lar­nie prze­ty­kają ekra­nową histo­rię. Tyle że Vinyl zapo­wia­dany jako roc­kowe wyda­rze­nie sezonu tak naprawdę pełen jest blu­esa, jazzu, muzyki gospel… Nie żebym miała coś prze­ciwko, bar­dzo lubię i w ogóle, podobno zresztą Scor­sese i Jag­ger pry­wat­nie też nie­zwy­kle cenią te gatunki. No dobrze, ale co w takim razie z zapo­wia­daną rewo­lu­cją cięż­kiego brzmie­nia i eks­cy­tu­ją­cym zwie­dza­niem kulu­arów muzycz­nego światka lat 70.? Czy ekwi­wa­len­tem rocka jest już tylko biały pro­szek…?

Osta­tecz­nie trudno oczy­wi­ście porów­nać oba seriale, ponie­waż z wyjąt­kiem łączą­cego je tematu sze­roko poję­tej branży muzycz­nej są one zupeł­nie ina­czej zre­ali­zo­wane. Naj­więk­szy kon­trast wyni­kać może z ocze­ki­wań, jakie mamy wobec sta­cji. Ama­zon jest nowym gra­czem na rynku ory­gi­nal­nych pro­gra­mów tele­wi­zyj­nych, pierw­sze seriale udo­stęp­nio­ane przez ser­wis Ama­zon Video zade­biu­to­wały bowiem zale­d­wie w 2013 roku. Choć Mozart in the Jun­gle nie jest jedyną mocną pro­po­zy­cją w reper­tu­arze tego dys­try­bu­tora (warto wspo­mnieć dobrze oce­niany serial Trans­pa­rent, rów­nież wzno­wiony na kolejne sezony), trudno się dzi­wić, że to wła­śnie dostar­cza­jąca dobrej jako­ści roz­rywkę od wielu lat sta­cja HBO auto­ma­tycz­nie koja­rzy się z cie­kawą ofertą pro­gra­mową i podnosi nadzieje wzglę­dem pla­no­wa­nych przy­szłych pro­duk­cji. Tym razem jed­nak Ama­zon, teo­re­tycz­nie star­tu­jąc z niż­szej pozy­cji w świe­cie seriali i wybie­ra­jąc bar­dziej niszowy temat (vide: przy­gody dziew­czyny gra­ją­cej na oboju, która marzy o tym, żeby pra­co­wać w publicz­nej insty­tu­cji), zapro­po­no­wał świeże spoj­rze­nie i osią­gnął dosko­nały efekt, osta­tecz­nie się­gając po Złote Globy. Z kolei Vinyl, ze względu na znane nazwi­ska, muzykę roc­kową i potęgę marki HBO, powi­nien być samo­gra­jem, ale jak się oka­zuje – i taki poten­cjał można zmar­no­wać. Do tego nie­udol­nie pró­bu­jąc wskrze­sić muzykę roc­kową, która moim zda­niem ma się zresztą nie naj­go­rzej i takich despe­rac­kich zabie­gów nie potrze­buje, twórcy tej histo­rii swój ulu­biony gatu­nek w kary­ka­tu­ralny spo­sób raczej dobi­jają. Muzycz­nych seriali poja­wia się jed­nak w ostat­nich latach coraz wię­cej – od cukier­ko­wego, zakończonego minionej zimy po kilku latach emisji Glee aż po intry­gu­jącą doku­men­talną podróż Dave’a Grohla w 8-odcin­ko­wym Foo Figh­ters: Sonic High­ways. Pozo­staje nam więc tylko z cie­ka­wo­ścią cze­kać, co przy­nie­sie kolejny sezon tele­wi­zyjno-kon­cer­towy!musująca tabletka.png

kreska.jpg

KATARZYNA NOWACKA
Krakuska, miastofilka, miłośniczka morza i żyraf, absolwentka filmoznawstwa. Interesuje się kulturą, podróżami i sportem. Ma słomiany zapał, ale dzięki temu ciągle się czegoś uczy.

KATARZYNA DOMŻALSKA
Absolwentka kierunku Projektowanie Graficzne na ASP we Wrocławiu (2012). Na co dzień zajmuję się projektowaniem graficznym, ilustracją oraz animacją. Laureatka licznych konkursów. Obecnie freelancer.

Ta strona korzysta z plików cookie.