DO GÓRY

 

FUSS_kino_iranskie_nadolna_cover'.jpg

NUMER 27 (2) MARZEC 2018 | "DZIECI GŁOSU NIE MAJĄ?"

KINO, W KTÓRYM DZIECKO MOŻE WIĘCEJ NIŻ DOROSŁY

STANISŁAW BITKA | JUDYTA NADOLNA

Gdyby spró­bo­wać jed­nym zda­niem opi­sać fabuły tzw. dru­giej irań­skiej nowej fali, mogłoby ono brzmieć mniej wię­cej tak: przy­gody sie­roty bądź też dziecka ubo­gich rodzi­ców, które zała­twia bar­dzo poważne sprawy, bie­ga­jąc po wsi lub przedmie­ściach Tehe­ranu. Cho­ciaż powyż­sza kon­sta­ta­cja to krzyw­dzące wręcz uogól­nie­nie, więk­szość ze zna­nych na zacho­dzie irań­skich fil­mów z lat 90. (kiedy to na długo przed Osca­rami dla Asghara Far­ha­diego zaczęto zauwa­żać kine­ma­to­gra­fię z Per­sji), takich jak Dzieci nie­bios (1997) Majida Maji­diego czy Biały balo­nik (1995) Jafara Pana­hiego, chcąc nie chcąc, wpi­suje się w ten sche­mat. Boha­ter dzie­cięcy stał się emble­ma­tem kina irań­skiego w takim stop­niu, jak samotny jeździec na koniu stał się zna­kiem roz­po­znaw­czym westernu. Jak­kol­wiek w dużej mie­rze sytu­acja jest zwią­zana z cen­zurą oby­cza­jową, dziecko w kinie irań­skim to nie tylko próba ucieczki przed cen­zo­rem, ale war­tość sama w sobie. 

Odkąd w 1979 roku do wła­dzy w Ira­nie doszli szy­ici pod prze­wod­nic­twem Aja­tol­laha Ruho­al­laha Cho­me­iniego, cała kine­ma­to­gra­fia irań­ska została sfor­ma­to­wana i pod­dana dosyć rygo­ry­stycz­nym ogra­ni­cze­niom. W cza­sach rewo­lu­cji islam­skiej kino trak­to­wano bowiem jako narzę­dzie demo­ra­li­za­cji i pro­pa­gandy „zgni­łego Zachodu”, do czego przy­czy­niły się wcze­śniejsze rządy pro­za­chod­niego Sza­cha Moha­meda Rezy Pah­la­wiego. Przed nasta­niem repu­bliki islam­skiej powsta­wało wiele tzw. film farsi, będą­cych – jeśli wie­rzyć lite­ra­tu­rze – dosyć mier­nymi podrób­kami zachod­nich fil­mów gang­ster­skich, które – po odre­stau­ro­wa­niu i prze­tłu­ma­cze­niu – mogłyby dziś wywo­łać furorę wśród ama­to­rów kina klasy B. Obrazy, w któ­rych domi­no­wały prze­moc i seks, dopro­wa­dzały do furii bar­dziej kon­ser­wa­tywne śro­do­wi­ska. Jed­nakże sam Cho­me­ini – zoba­czyw­szy Krowę (1969), kla­syk tzw. pierw­szej irań­skiej nowej fali, Dariu­sha Mehr­ju­iego – stwier­dził, że kino może nieść pozy­tywne prze­sła­nie. Kine­ma­to­gra­fia zatem nie była już trak­to­wana jak dzieło sza­tana, ale fil­mowcy cią­gle mieli zwią­zane ręce. Wyni­kało to, po pierw­sze, z tego, że 8-letni kon­flikt zbrojny z Ira­kiem w latach 80. przy­niósł nie tylko ogromne straty w ludziach, ale spo­wo­do­wał także dziury w budże­cie. Po dru­gie zaś, cen­zura dała twór­com bar­dzo restryk­cyjne wytyczne, które w mniej­szym lub więk­szym stop­niu obo­wią­zują po dziś dzień. W dużym skró­cie – kino ma uni­kać dra­stycz­nych scen, a nade wszystko musi nieść pozy­tywne prze­sła­nie. Któż spełni te warunki lepiej niż dziecko?

Jak w Fil­mo­wych ścież­kach Abbasa Kia­ro­stamiego pisała Elż­bieta Wią­cek, „[dzieci] bowiem mogły robić to, czego nie wolno było doro­słym akto­rom: śpie­wać pio­senki lub wymie­niać bez­po­śred­nie spoj­rze­nia bez zwra­ca­nia uwagi na ofi­cjalne zakazy”. Krótko mówiąc, boha­ter dzie­cięcy nie boi się cen­zury. Jed­nym z głów­nych tabu irań­skiego kina są rela­cje dam­sko-męskie. Nie dość, że w pro­rzą­do­wych fil­mach nie znaj­dziemy żad­nej sceny ero­tycz­nej, konia z rzę­dem temu, kto znaj­dzie w fil­mach Ebra­hima Hata­miki albo Majida Maji­diego kobietę, któ­rej głowy nie przy­krywa hidżab lub cza­dor. Mała dziew­czynka nato­miast może chu­stę zdjąć. 

DZIECI WOJNY 
Kiedy w kinach po dru­giej stro­nie oce­anu grano drugą część przy­gód Rambo, w Ira­nie pre­mierę miał film The Run­ner (1984) Amira Nade­riego. Główny boha­ter, około 11-letni Amiro, żyje sam w nadmor­skim mia­steczku – w pro­wi­zo­rycz­nie urzą­dzo­nym miesz­kanku we wraku statku. Choć nie jest to powie­dziane wprost, możemy przy­pusz­czać, że jego rodzice zgi­nęli na woj­nie. Amiro szuka coraz to nowych spo­so­bów na zaro­bek: wyła­wia butelki z morza, sprze­daje lód, wresz­cie czy­ści buty. Choć ma przy­ja­zne uspo­so­bie­nie, kiedy jest taka koniecz­ność, potrafi zaci­snąć pię­ści i wal­czyć o swoje. Nie zostaje przy­jęty do szkoły, ale sam pil­nie uczy się alfa­betu. Mimo że praca jest ciężka, a zaro­bek nie­wielki, malec wszel­kie aktyw­no­ści podej­muje z uśmie­chem na twa­rzy. Żyje marze­niami. Wolne chwile spę­dza na obser­wo­wa­niu samo­lo­tów, a zaro­bione pie­nią­dze wydaje na maga­zyny (choć jest anal­fa­betą), z kolei tytuł odnosi się do zami­ło­wa­nia do wyści­gów, które Amiro urzą­dza wraz ze swo­imi rówie­śni­kami. Dzięki roz­luź­nie­niu struk­tury przy­czy­nowo-skut­ko­wej sceny z życia chłopca two­rzą bar­dziej poetycki obraz niż histo­rię w hol­ly­wo­odz­kim tego słowa zna­cze­niu, a sceny wyści­gów nabie­rają meta­fo­rycz­nego cha­rak­teru. Dobrym przy­kła­dem jest fina­łowa scena – na baryłce leży bryła lodu, za nią nato­miast pło­nie wielki ogień. Chłopcy ści­gają się w kie­runku lodu jakby była to sprawa życia i śmierci: pod­ci­nają się, popy­chają, lecą w szale. Kiedy Amiro wygra wyścig, poda kostkę lodu kole­dze, z któ­rym przed chwilą rywa­li­zo­wał. Boha­ter mimo cią­głych kłód rzu­ca­nych pod nogi odnosi suk­ces, sta­jąc się sym­bo­liczną repre­zen­ta­cją tak mło­dego pań­stwa, jakim wów­czas była Islam­ska Repu­blika Iranu, jak i walki podej­mo­wa­nej każ­dego dnia przez Irań­czy­ków.

Dużo bar­dziej kon­wen­cjo­nalną histo­rię opo­wiada film Baszu mały obcy (1989) Bah­rama Beiza­iego. Tytu­łowy boha­ter ucieka z połu­dnia – tere­nów naj­ostrzej­szych walk z Ira­kiem, na pół­noc, ukry­wa­jąc się w cię­ża­rówce. Tra­fia pod opiekę matki, która samot­nie wycho­wuje dwójkę dzieci (w domy­śle: ojciec jest na woj­nie). Baszu ma ciem­niej­szy odcień skóry i mówi z nie­zro­zu­mia­łym akcen­tem – w wio­sce, do któ­rej tra­fił, mówią języ­kiem giliań­skim (jest to pierw­szy film, w któ­rym sły­chać ten język). Jed­nak począt­kowe trud­no­ści prze­ła­muje, kiedy znaj­duje ele­men­tarz i czyta pło­mienny tekst o jed­no­ści Iranu. Mię­dzy chłop­cem a kobietą nawią­zuje się spe­cy­ficzna więź, która – rzecz jasna – byłaby nie do pomy­śle­nia w kinie irań­skim, gdyby Baszu był doro­sły. Matka wbrew nie­chęci współ­miesz­kań­ców obda­rza chłopca współ­czu­ciem, ten zaś pomaga jej w pra­cach oko­ło­do­mo­wych. Baszu w sytu­acjach kry­zy­so­wych widzi fan­tom swo­jej matki, która pomaga mu podej­mo­wać decy­zje. Film Beiza­iego urzeka pięk­nymi zdję­ciami irań­skiej wsi, ponadto reży­ser przy mini­mal­nym nakła­dzie środ­ków świet­nie zain­sce­ni­zo­wał bom­bar­do­wa­nie, od któ­rego roz­po­czyna się film i które powraca w retro­spek­cjach. Z per­spek­tywy czasu histo­ria wydaje się nazbyt ckliwa (nie pomaga też aktor wcie­la­jący się w Baszu, który w najbar­dziej dra­ma­tycz­nych momen­tach po pro­stu chowa głowę w dło­nie), jed­nak film stał się pacy­fi­stycz­nym mani­fe­stem doce­nia­nym przez kolejne poko­le­nia irań­skich kino­ma­nów.

Na początku lat 80., z wcze­śniej wymie­nio­nych powo­dów, liczba pro­duk­cji fil­mo­wych zde­cy­do­wa­nie spa­dła. Dla przy­kładu w 1976 roku powstało w Ira­nie około 70 tytu­łów, a w 1981 zale­d­wie 11. Część została zatrzy­mana przez cen­zurę już na eta­pie sce­na­riu­sza, wresz­cie więk­szość nie docze­kała się tłu­ma­cze­ń/dy­stry­bu­cji na Zacho­dzie, ewen­tu­al­nie poja­wiając się jedy­nie w obiegu festi­wa­lo­wym. W związku z tym nasza zna­jo­mość kina irań­skiego tego okresu jest mocno ogra­ni­czona. 

FUSS_kino_iranskie_nadolna.jpg

WIELKIE MAŁE PROBLEMY
Część kry­ty­ków i aka­de­mi­ków twier­dzi, że zmu­sza­jąc twór­ców do posłu­gi­wa­nia się ezo­po­wym języ­kiem, cen­zura nie­chcący przy­czy­niła się do wzro­stu jako­ści arty­stycz­nej. Abbas Kia­ro­stami, jeden z naj­wy­bit­niej­szych reży­serów w Ira­nie, a zary­zy­kuję stwier­dze­nie, że rów­nież i na świe­cie, w wywia­dzie udzie­lo­nym na potrzeby książki Ira­nian Cinema Uncen­so­red suge­ruje, że jest wręcz prze­ciw­nie. Rewo­lu­cja – mówi Kia­ro­stami – zaha­mo­wała arty­styczny fer­ment, który zaczął się dużo wcze­śniej. Dowo­dem na to jest choćby fakt, że pro­du­cen­tem jego wcze­snych fil­mów był Insty­tut Inte­lek­tu­al­nego Rozwoju Dzieci i Mło­dzieży KANUN, zatem siłą rze­czy jego twór­czość była adre­so­wana do młod­szego odbiorcy i sku­piała się na jego pro­blemach. Od debiu­tanc­kiego krót­ko­me­tra­żo­wego filmu Chleb i zaułek (1970) twór­czość Kira­osta­miego wymyka się jed­nak ten­den­cyj­nemu mora­li­za­tor­stwu. Na uwagę zasłu­guje film Podróż­nik (1974), który tra­fił na pre­sti­żową serię Cri­te­rion. Trwa­jący nieco ponad godzinę czarno-biały dra­mat opo­wiada histo­rię Qasama, któ­rego marze­niem jest zoba­czyć mecz na żywo na sta­dionie w Tehe­ra­nie. Chło­piec opa­no­wany pra­gnie­niem, aby zdo­być pie­nią­dze na wyjazd, okła­muje i okrada przy­ja­ciół, wresz­cie ucieka z domu. Kiedy po róż­nych pery­pe­tiach udaje mu się dotrzeć na sta­dion, korzysta­jąc z oka­zji – zamiast cze­kać na mecz – posta­na­wia zwie­dzić oko­licę. Zmę­czony zapada w sen, który przy­biera formę swo­istego rachunku sumie­nia. Kiedy wresz­cie się budzi, mecz jest już skoń­czony. Nie ma happy endu, jest za to czy­telny morał.

Nakrę­co­nym już po rewo­lu­cji fil­mem Gdzie jest dom mojego przy­ja­ciela? (1987) Abbas Kia­ro­stami wyzna­czył ścieżkę, którą będą podą­żać irań­scy fil­mowcy przez kolejne lata: poja­wia się sto­sun­kowo mały pro­blem, który dla boha­tera jed­nak przy­biera wielką wagę, a film opo­wiada o pró­bach jego roz­wią­za­nia. Mały Ahmed po powro­cie ze szkoły zdaje sobie sprawę, że omył­kowo zabrał ze sobą zeszyt kolegi: Moham­meda Rezy. Ponie­waż brak zeszytu i zada­nia domo­wego są surowo karane, Ahmed wybiera się do sąsied­niej wsi, aby oddać Moham­me­dowi zeszyt. Pro­blem polega na tym, że nie wie, gdzie jego przy­ja­ciel mieszka. Pow­ra­ca­jące uję­cie, w któ­rym w pla­nie total­nym chło­piec bie­gnie po ścieżce zyg­za­kiem pod górę (na stałe wpi­sane w wyobra­że­nie o irań­skim kinie), zna­ko­mi­cie obra­zuje jego drogę i pod­kre­śla, że może być ona waż­niej­sza niż cel. Z tej pozor­nie bła­hej histo­ryjki wynik­nął piękny poetycki obraz o lojal­no­ści i przy­jaźni. Tytuł, zaczerp­nięty z wier­sza Adres współ­cze­snego irań­skiego poety Soh­raba Sephe­riego, nakie­ro­wuje na mistyczne odczy­ta­nie filmu, gdzie droga, którą poko­nuje chło­piec, może ozna­czać poszu­ki­wa­nie Boga czy sensu.

Jafar Panahi, dziś znany przede wszyst­kim jako twórca nie­po­korny, który kręci filmy pomimo zaka­zów, swoją karierę fil­mową zaczy­nał jako asy­stent na pla­nie Pod oliw­kami (1994) Kia­ro­stamiego. Spo­tka­nie z mistrzem dru­giej fali kina irań­skiego wywarło duży wpływ zwłasz­cza na począt­kową twór­czość Pana­hiego. Nagro­dzony Złotą Kamerą (za naj­lep­szy debiut) w Can­nes Biały balo­nik, któ­rego sce­na­riusz jest wspól­nym dzie­łem oby­dwu arty­stów, de facto opiera się na podob­nym sche­ma­cie, co Gdzie jest dom mojego przy­ja­ciela? Mała Razieh prosi mamę o pie­nią­dze na rybkę (ważny ele­ment świę­to­wa­nia nowego roku w Ira­nie), lecz kiedy wresz­cie je dosta­nie, gubi je. Na swo­jej dro­dze spo­tyka sze­reg osób, które ofe­rują jej pomoc (poja­wia się też pol­ski akcent, miła star­sza pani jest grana przez polkę: Annę Borow­ską). Co cie­kawe, Panahi nakrę­cił film pra­wie w cza­sie rze­czy­wi­stym, dzięki czemu prze­ży­wamy emo­cje nie­malże jak na thril­le­rze. Mimo że – co wywia­dach z dumą przy­po­mina reży­ser – cho­dzi o rybkę, która jest warta mniej niż dolara.

Biały balo­nik jest jedy­nym fil­mem Pana­hiego wyświe­tla­nym w Ira­nie, póź­niej reży­ser wszedł na rewo­lu­cyjną ścieżkę. Lustro, drugi film reży­sera, rów­nież opo­wiada o losach małej dziew­czynki. Boha­terka czeka na matkę, która ma ją ode­brać ze szkoły. Kiedy jed­nak ta nie przy­bywa, mała posta­na­wia po raz pierw­szy sama wró­cić do domu. W fil­mie Panahi zasto­so­wał cie­kawy zabieg – kiedy dziew­czynka poczuje bowiem znu­że­nie, spoj­rzy w kamerę, a po chwili powie, że nie chce już grać i że sama chce wra­cać do domu. Od tego momentu film przy­biera para­do­ku­men­talny cha­rak­ter, zaś aktorka – Mina (dopiero wów­czas pozna­jemy jej imię), w pew­nym sen­sie nie wycho­dzi z roli, lecz jesz­cze bar­dziej wciela się w graną przez sie­bie postać, ponie­waż w isto­cie sama roz­po­czyna powrót do domu. Co zna­mienne, dziew­czynka zrzuca z sie­bie hidżab. Dziś, ponad 20 lat po premie­rze Lustra, ta krótka scena wraca z dużo więk­szą mocą: kobiety w Ira­nie wła­śnie w ten spo­sób, zrzu­ca­jąc okry­cie głowy, mani­fe­stują swoją nie­za­leż­ność, za co zostają zamy­kane w aresz­tach.

Pozwa­la­jąc sobie na pew­nego rodzaju uprosz­cze­nie, można powie­dzieć, że Abbas Kia­ro­stami bywa odbie­rany jako twórca apo­li­tyczny, Jafar Panahi nato­miast jest zde­cy­do­wa­nym opo­zy­cjo­ni­stą. Naj­słyn­niej­szym twórcą, będą­cym w dobrych sto­sun­kach z aja­tol­la­hami, jest Majid Majidi. Jego Dzieci nie­bios to bez wąt­pie­nia kolejny kamień milowy w irań­skiej kine­ma­to­gra­fii. Film był nomi­no­wany do Oscara w kate­go­rii naj­lep­szy film nie­an­glo­ję­zyczny, a cho­ciaż prze­grał ze skąd­inąd zna­ko­mi­tym fil­mem Życie jest piękne (1997) Roberto Beni­gniego, zwró­cił uwagę na kino irań­skie już nie tylko wśród widowni euro­pej­skich festi­wali artho­use­’o­wych. Dzieci nie­bios zawie­rają w sobie po tro­sze z wyżej wymie­nio­nych tytu­łów. Ali nie­chcący gubi buciki swo­jej sio­strzyczki. Nie chcąc się nara­zić rodzi­com (mimo że ojciec ciężko pra­cuje, rodzina ledwo wiąże koniec z koń­cem), rodzeń­stwo wymie­nia się sta­rymi tramp­kami Alego, co rzecz jasna pro­wa­dzi do sze­regu pery­pe­tii. Poja­wia się też szansa: orga­ni­zo­wany jest wyścig, zaś nagrodą za trze­cie miej­sce są piękne buciki. Ali rzecz jasna staje do zawo­dów – zachę­cam czy­tel­niczkę lub czy­tel­nika do nadro­bie­nia filmu, aby zoba­czyć, jak ten wyścig się skoń­czy.

Kolory raju (1999), opus magnum Maji­diego, to histo­ria trud­nej rela­cji śle­pego Moham­mada i jego ojca. Wraż­liwe dziecko, uwiel­biane przez sio­stry i bab­cię, dla ojca jest pią­tym kołem u wozu: ojciec na początku filmu spóź­nia się z ode­bra­niem syna z inter­natu, póź­niej naj­chęt­niej oddałby go pod opiekę śle­pego rze­mieśl­nika, aby przy­uczył małego do fachu. Majidi ze swadą ope­ruje mise-en-scène, a opie­ra­jąc opo­wieść na kon­tra­stach i para­lel­nych sce­nach, two­rzy uni­wer­salna para­bolę. Tytuł filmu w dosłow­nym tłu­ma­cze­niu brzmi „kolory Boga”; Majidi jest osobą głę­boko wie­rzącą (jego ostatni film, wyso­ko­bu­dże­towa pro­duk­cja o życiu Maho­meta – Muham­mad: The Mes­sen­ger of God [2015] – w Pol­sce został prak­tycz­nie prze­mil­czany). W wywia­dach wyraź­nie mówi, że jego kino prze­peł­nione takimi war­to­ściami, jak przy­jaźń, miłość i lojal­ność, jest popu­larne na Zacho­dzie, gdzie o nich zapo­mniano. 

POGRANICZA I EMIGRACJA
Wpraw­dzie głów­nym tema­tem twór­czo­ści Bah­mana Gho­ba­diego jest los Kur­dów (jest to pierw­szy na świe­cie kur­dyj­ski fil­mo­wiec, który zro­bił mię­dzy­na­ro­dową karierę), jed­nak w jego naj­waż­niej­szych dzie­łach – Czas pija­nych koni (2000) i Gdyby żół­wie mogły latać (2004) – głów­nymi boha­terami reży­ser czyni dzieci. Gho­badi, podob­nie jak wcze­śniej Panahi, był asy­sten­tem Kia­ro­stamiego, a za Czas pija­nych koni otrzy­mał Złotą Kamerę w Can­nes. Sytu­acja małego Ayuba jest bez­na­dziejna: ma na utrzy­ma­niu całą rodzinę, w tym cho­rego bra­ciszka, który nie może samo­dziel­nie się ruszać. W związku z tym podej­muje się pracy jako prze­myt­nik. Warunki są eks­tre­mal­nie trudne: muły, na któ­rych noszony jest towar, tak boją się drogi, że poda­wany jest im alko­hol. Czas pija­nych koni – podob­nie jak Baszu, przy­pra­wia widza o ciarki. Reży­ser snu­jąc fabu­larną opo­wieść, wplata ją bowiem w rze­czy­wi­ste wyda­rze­nia.

Dużo bar­dziej przy­stępny w odbio­rze, a nie słab­szy w wymo­wie, jest obsy­pany nagro­dami film Gdyby żół­wie mogły latać. Akcja dzieje się w wio­sce na pogra­ni­czu iracko-turec­kim, tuż przed inter­wen­cją USA. Wieś jest prak­tycz­nie opusz­czona przez doro­słych, zaś realną wła­dzę spra­wuje tech­nicz­nie uzdol­niony i zna­jący kilka słów po angiel­sku Sate­lita. Jego auto­ry­tet zostaje podwa­żony, kiedy do wio­ski przy­bywa Argin (w któ­rej Sate­lita się zadu­rzy) i pozba­wiony rąk, za to obda­rzony darem pro­ro­ko­wa­nia Hen­gov. W wyżej wymie­nio­nych fil­mach dzieci nie tylko sym­bo­licz­nie przej­mują role doro­słych. Sate­lita i Ayub zmu­szeni są bory­kać się z tymi samymi pro­blemami co doro­śli. Dzie­ciń­stwo jest im naj­zwy­czaj­niej w świe­cie ode­brane przez okrutny los.

Więk­szość wyżej wymie­nio­nych twór­ców (poza Nade­rim i Beiza­iem) chce two­rzyć w Ira­nie nie­za­leż­nie od obostrzeń cen­zor­skich. Jed­nakże nawet ci, któ­rzy emi­gro­wali, pozo­stają czę­sto wierni per­spek­ty­wie dzie­cię­cej. Nagro­dzony Osca­rem ani­mo­wany film Per­se­po­lis (2007) Mar­jane Satrapi i Vin­centa Paron­nauda, autor­ska adap­ta­cja komiksu tej pierw­szej, to chyba naj­peł­niej odda­jący współ­cze­sną histo­rię Iranu obraz. Auto­bio­gra­ficzna opo­wieść autorki o dora­sta­niu jest o tyle cie­kawa, że zde­rza punkt widze­nia dziew­czyny uro­dzo­nej w Ira­nie z punk­tem widze­nia dziew­czyny dorasta­jącej w Euro­pie Zachod­niej. Satrapi punk­tuje zarówno reli­gijny fana­tyzm roda­ków, jak i zachod­nią obłudę. Win­dow Hor­ses (2016) Ann Marie Fle­ming to rów­nież film ani­mo­wany będący adap­ta­cją komiksu. Co prawda film jest pro­duk­cji ame­ry­kań­skiej, zaś autorka pocho­dzi z Kanady, nie­mniej sama opo­wieść tyczy się szu­ka­nia swych per­skich korzeni. Tak jak film Satrapi jest prze­wod­ni­kiem po sytu­acji poli­tycz­nej, obraz Fle­ming pełni ana­lo­giczną funk­cję wobec per­skiej poezji.

Oddech (2016) w reży­serii Nar­ges Abyar, irań­ski kan­dy­dat do Oscara, który nie­stety nomi­na­cji nie otrzy­mał, to opo­wieść o małej dziew­czynce z wielką histo­rią w tle. Akcja filmu roz­po­czyna się w póź­nych latach 70. – tuż przed upad­kiem Sza­cha, zaś koń­czy się pod­czas wojny iracko-irań­skiej. Bahar jest wycho­wy­wana przez ojca cier­pią­cego na astmę i zło­śliwą babkę. Mimo że dziew­czynka jest zdolna i ambitna (jej marze­niem są stu­dia z medy­cyny, co moty­wo­wane jest chę­cią wyle­cze­nia ojca), tak nauczy­ciele, jak i kole­dzy ze szkoły rzu­cają jej kłody pod nogi. Dziew­czynka ucieka więc w świat fan­ta­zji, co w fil­mie jest poka­zane za pomocą ani­mo­wanych wsta­wek. Jak widać, tra­dy­cja dzie­cię­cego boha­tera jest wciąż żywa.

Zarówno w fil­mach ostrych opo­zy­cjo­ni­stów, jak i pro­rzą­do­wych twór­ców dzieci odgry­wają klu­czową rolę. Zapo­mnijmy jed­nak na chwilę o spo­łeczno-poli­tycz­nych kon­tek­stach i spójrzmy na te filmy dosłow­nie. Zwróćmy uwagę na entu­zjazm, z jakim ślepy Moha­med odkrywa świat, walecz­ność małego Amiro, doceńmy poczu­cie obo­wiązku, z jakim mały Ahmed szuka domu przy­ja­ciela, czy pew­ność sie­bie, z jaką Mina zrzuca hidżab. Myślę, że naj­więk­szy cynik może się wzru­szyć. Dzie­cięcy aktor nie jest ska­żony żadną manierą, zacho­wu­jąc dozę spon­ta­nicz­no­ści, nad którą nawet naj­lep­szy reży­ser nie potrafi do końca zapa­no­wać. Może na tym polega siła tego kina?musująca tabletka.png

kreska.jpg

STANISŁAW BITKA
Dok­to­rant poznań­skiego fil­mo­znaw­stwa. W wol­nych chwi­lach gra w zespo­łach, o któ­rych nikt nie sły­szał, dla­tego więk­szość czasu spę­dza w pocią­gach pod­czas dojaz­dów na próby. Nie znosi jak ktoś mlasz­cze, dla­tego cały czas ma słu­chawki na uszach.

JUDYTA NADOLNA
Z wykształ­ce­nia ilu­stra­tor (ukoń­czyła ASP w War­sza­wie). Uwiel­bia prze­glą­dać prace innych ilu­stra­to­rów i czy­tać książki dla dzieci. W marze­niach mieszka w Korei, jedząc kore­ań­ski stre­et­food i kupu­jąc wszyst­kie piękne książki. Jej insta­gram: www.insta­gram.com/ju­dy­ta­_na­dolna

blog comments powered by Disqus

Ta strona korzysta z plików cookie.