EMILA WANAT | JERZY JACHYM
Ortodoksyjni Żydzi w Nowym Jorku przez dekady żyli w świecie, który opierał się wszelkim zmianom społecznym. Równowagę ostatnimi czasy zakłócili hipsterscy przybysze z Manhattanu, przez których doszło do gentryfikacji brooklińskiego Williamsburga, zamieszkanego przez kilkadziesiąt tysięcy Chasydów. Teraz społeczność żydowska staje przed jeszcze większym wyzwaniem – co zrobić z internetem i mediami społecznościowymi?
Na stadion Metsów, nowojorskiej drużyny baseballowej, przychodzi średnio dwadzieścia tysięcy ludzi. 20 maja 2012 roku było ich dwa razy więcej. Wszyscy tak samo ubrani, lecz nie wyglądali, jakby przyszli na mecz. Mimo iż zbliżało się lato, królowały dostojne czarne płaszcze, duże kapelusze i jarmułki. Ten niezwykły wiec został zorganizowany przez młodą grupę rabinów i dotyczył potencjalnych problemów, jakie mogą wyniknąć z nieograniczonego dostępu do internetu, a tym samym do pornografii i innych niecenzurowanych treści.
Nowojorscy ortodoksyjni Żydzi, zamieszkujący dziś głównie rejony brooklińskich dzielnic, jak Williamsburg, Crown Heights, Borough Park i Flatbush, starają się żyć tak, jakby świat nie zmienił się od XVIII wieku. W samym Nowym Jorku działa 250 prywatnych szkół żydowskich, gdzie uwagę poświęca się studiowaniu religijnych pism, a pierwszym językiem, którego nauczy się dziecko, będzie jidysz. Dzięki tym mechanizmom obronnym społeczność zachowała odrębność. Ale Żydzi to nie izolujący się od świata zewnętrznego amisze. Nikogo nie dziwi więc widok pejsatego przechodnia ze smartfonem. Wielu Żydów używa internetu do kontaktu ze znajomymi oraz do prowadzenia interesów. Ale internet, tak jak każda sfera życia, ma przecież także swoje pokusy.
Rabini muszą więc iść z duchem czasu. Na wiecu każdy uczestnik otrzymał ulotkę z reklamami specjalnych aplikacji na iPhone’a i Androida, dzięki którym łatwiej jest zlokalizować koszerne restauracje i najbliższą synagogę. Rodzicom nakazano założyć swoim dzieciom internetowy filtr, który automatycznie blokuje strony z pornografią, hazardem, wulgaryzmami, a nawet portale plotkarskie (hebrajski termin Laszon ha-ra to określenie na obraźliwe wypowiedzi na temat innej osoby). Tak powoli rodzi się idea koszernego internetu.
Społeczność żydowska, rozproszona i podzielona na klany, nie potrafiła zająć jednego stanowiska w sprawie mediów społecznościowych, które coraz bardziej wnikają w życie członków wspólnoty. Tym razem rabini narzucili wiernym surowe reguły, mające ograniczyć negatywny wpływ nowych mediów. Ale w świecie internetu granica między dobrem a złem zaciera się coraz bardziej.
APLIKACJA, KTÓRA NISZCZY RODZINY
2 stycznia 2014 roku Menachem Stark wyszedł przed północą ze swojego biura w sam środek ogromnej śnieżycy. Miejskie kamery zarejestrowały, jak chwilę później szarpie się z dwoma napastnikami, którzy w końcu ładują go do srebrnego minivana. Jego na wpół spalone zwłoki znaleziono następnego dnia w śmietniku na Long Island, 25 km od rodzinnego Williamsburga. Nowojorska społeczność żydowska żyła tylko tą sprawą. Morderstwo szanowanego członka społeczności wywołało popłoch. Wszyscy zastanawiali się, czym Stark, znany w społeczności deweloper i filantrop, zasłużył sobie na taką śmierć. A że dostęp do mediów jest mocno ograniczony, trzeba sobie radzić inaczej. W tym czasie największą popularnością cieszyła się aplikacja WhatsApp.
Pobożny Żyd powinien się w ten dzień radować dziełem Pana i powstrzymywać od jakiejkolwiek pracy. Nie może używać elektryczności ani podróżować. Dla nastolatków są to 24 godziny nudy.
WhatsApp wymyka się klasycznym definicjom, bo tkwi gdzieś pomiędzy zwykłymi SMS-ami a mediami społecznościowymi. Można dzięki niemu wysyłać darmowe wiadomości tekstowe wzbogacone o załączniki multimedialne. Ale najważniejsza jego funkcja polega na tworzeniu grup znajomych, dzięki czemu wysłana przez jednego użytkownika wiadomość, ląduje w skrzynce pozostałych. Nie jest więc typowym portalem społecznościowym, bo do użytkowników nie przenikają informacje z zewnątrz. Silne relacje między członkami społeczności sprzyjają jedynie popularności aplikacji, dzięki której ortodoksyjni Żydzi studiują razem Talmud albo ostrzegają się nawzajem przed patrolami policji na brooklińskich drogach.
„Rabini mówią, że WhatsApp to główna przyczyna upadku żydowskich domów i biznesów”, brzmiał nagłówek w styczniowym wydaniu „Der Blatt”, nowojorskim tygodniku wydawanym w języku jidysz. W artykule można przeczytać również, że aplikacja odwraca uwagę rodziców od ich dzieci i że jest winna rozprzestrzenianiu plotek oraz niewłaściwych zdjęć.
Ale rabini swoje – a wierni swoje. Od 2012 roku, czyli od czasu wiecu, sprytny nowojorski Żyd przechadza się po mieście z dwoma telefonami. Jednym, tym koszernym, wystawionym na widok publiczny. I tym drugim, bez filtra, schowanym głęboko w połaciach swojego powłóczystego czarnego płaszcza. Nie oznacza to od razu, że taki szanowany członek społeczności ogląda strony ze zdjęciami nieprzyzwoicie ubranych kobiet. Wystarczy, że zapuści sobie ostatni viralowy film na YouTube, serwisie, który również budzi zgorszenie wśród surowych rabinów.
SZABAT, CZYLI NUDA
Szabat to w tradycji żydowskiej dzień święty. Zaczyna się w piątek wieczorem i kończy wraz z zachodem słońca w sobotę. Jest to dzień wyciszenia, który upamiętnia siódmy dzień stworzenia świata, w którym Bóg udał się na odpoczynek. Pobożny Żyd powinien się w ten dzień radować dziełem Pana i powstrzymywać od jakiejkolwiek pracy. Nie może używać elektryczności ani podróżować. Dla nastolatków są to 24 godziny nudy.
Wielu z nich w ciemnym pokoju sięga wtedy po telefon, żeby napisać wiadomość na Facebooku do swoich kolegów, którzy też właśnie nie mają co robić. Dla coraz większej liczby nastolatków „pół-szabat” to dziś norma. Termin ten oznacza naruszenie zasad melachy, jak pisanie i korzystanie z urządzeń telefonicznych. Jednak nastolatki z ortodoksyjnych żydowskich rodzin, nie różnią się od swoich rówieśników z innych kręgów kulturowych i coraz częściej nie potrafią żyć bez swoich smartfonów.
Jedna ze szkół dla dziewcząt w Crown Heights na Brooklynie już postawiła swoim uczennicom ultimatum. W liceum Beis Rivkah, które związane jest z jedną z głównych dynastii chasydzkich, Chabad-Lubavitch, każda posiadaczka konta na Facebooku została zmuszona do jego zamknięcia i zapłacenia stu dolarów grzywny, inaczej groziło jej usunięcie ze szkoły. Wszystko to, jak twierdzi dyrekcja, służyć ma „przywróceniu wysokiego poziomu skromności wśród uczennic”.
Jednak młodzi ortodoksyjni Żydzi to spora i zamożna grupa docelowa, która znalazła się już na celowniku sprytnych przedsiębiorców. Twórcy aplikacji Shabbos App wpadli na całkiem prosty pomysł. Na ekranie głównym zamiast liter znajdują się gotowe wyrazy, a tym samym użytkownik nie narusza zakazu pisania w szabat. Mimo że aplikacja nie posiada oficjalnego wsparcia rabinów, twórcy twierdzą, że współpracują z kilkoma. Na ich stronie można przeczytać również kilkunastostronicowy elaborat na temat tego, dlaczego aplikacja nie narusza zasad melachy (np. korzystanie z energii elektrycznej bez światła lub ciepła jest w rzeczywistości dozwolone, stąd minimalne zużycie światła na ekranie telefonu). Społeczność burzy się na tę interpretację prawa, twierdząc, że takie swobodne rozumienie zabija ducha szabatu. Pewne jest, że takich aplikacji będzie na rynku coraz więcej, w miarę, jak rosnąć będzie rola mediów społecznościowych w życiu członków wspólnoty, szczególnie tych z młodszego pokolenia. Metoda prostych nakazów i zakazów może się okazać niewystarczająca w starciu ze środkami masowego przekazu.
Lecz wyłączenie wszelkich urządzeń elektrycznych nie jest jedynie widzimisię rabinów. Szabat ma być dniem, gdy członkowie wspólnoty siadają razem do wspólnego stołu, spotykają się z przyjaciółmi i dyskutują. To dzień poświęcony rozmowie i komunikacji. Starszyzna obawia się, że najmłodsze pokolenie nie docenia tych wartości, a media społecznościowe, wbrew swojej nazwie, zamiast łączyć, coraz bardziej dzielą.
MONOLOG RABINÓW
W maju, dwa lata po wiecu na stadionie Metsów, rabini postanowili powtórzyć swoje przesłanie, tym razem kierując je do tych, których wcześniej na stadion nie wpuszczono – do kobiet. Przywódcy jeszcze raz ostrzegali przed pokusami, jakie niesie internet, ale powstrzymali się od kategorycznego zakazu używania smartfonów. Opatrzyli swój apel barwnymi anegdotami o matkach, które były tak bardzo skupione na wyświetlaczach swoich telefonów, że zaniedbywały swoje dzieci. Jeden z rabinów postarał się nawet o prezentację w PowerPoincie. I nie byłoby w tym wydarzeniu niczego szczególnego, gdyby nie to, że mówcy (sami przedstawiciele płci męskiej) kierowali swoje przemowy przez weneckie lustro ̶ tak, by kobiety siedzące na widowni widziały prelegentów, ale by oni sami obserwowali jedynie swoje lustrzane oblicza.
Ile słuchaczek było autentycznie zainteresowanych tym, co mówili rabini, a ile przeglądało w tym czasie swoje telefony, tego nie da się wywnioskować z prasowych relacji. Pewne jest jednak, że internet staje się dla ortodoksyjnych Żydówek narzędziem emancypacji, gdzie ich głos jest wyraźny i słyszalny. Na prowadzonych przez siebie blogach poruszają tematy, które naruszają tabu kulturowe, jak np. depresja wynikająca z presji macierzyństwa. Do niedawna były to głównie kobiety, które odeszły ze społeczności, ale ostatnio coraz częściej pojawiają się głosy z wnętrza wspólnoty. Jedna z nich pisze o tym, jak trudno kontynuować naukę albo myśleć o jakiejkolwiek karierze, będąc jednocześnie matką kilkorga dzieci. Druga dzieli się wrażeniami z zajęć z prawa konstytucyjnego, podczas których, wobec konsternacji reszty grupy, wyraziła swój sprzeciw wobec orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade, które zalegalizowało w 1973 roku aborcję w całych Stanach Zjednoczonych.
Społeczność podzieliła ostatnio sprawa Rivky Stein, która od dwóch lat domaga się pozwolenia na rozwód od męża, którego oskarża o przemoc domową. Joel Weiss nie przyjmuje tych oskarżeń do wiadomości. Według halachy, żydowskiego prawa, rozwód nie może się odbyć bez pozwolenia męża. Kobiety, które tego pozwolenia nie mają, nazywane są „uwiązanymi żonami”. Stein postanowiła przenieść swój protest do sieci. Założyła stronę na Facebooku, którą śledzi prawie dziewięć tysięcy osób. Sprawa będzie trudna do wygrania, bo wymagałoby to zmiany wielowiekowego prawa, ale Stein podkreśla, że stworzyła kampanię społeczną, by wzmocnić pozycję kobiet. Głosy kobiet nieszczęśliwych i domagających się emancypacji w swoich społecznościach wybrzmiewają coraz głośniej. Jeśli przywódcy religijni pozostaną na nie głusi, niedługo nie zauważą nawet, że za weneckim lustrem nie będzie nikogo, kto by ich słuchał.
Strategia rabinów, którzy domagają się w obecnym zglobalizowanym świecie ograniczenia dostępu do mediów i do internetu, wydaje się skazana na klęskę. Ale mimo tego, że zupełnie nie przystaje do dzisiejszych realiów, na razie przynosi wymierne skutki. Podczas gdy liberalni Żydzi rozpływają się w społeczeństwie amerykańskim, Nowy Jork trwa jako stolica żydowskiej ortodoksji. Dane demograficzne z 2012 roku wskazują, że 60% żydowskich dzieci wychowuje się w domach ortodoksyjnych rodzin. Stąd wnioski, że większość następnej generacji nowojorskich Żydów, która liczy sobie obecnie milion osób, będzie klasyfikowana jako ortodoksi. Najszybciej rosnącą grupą są Chasydzi, których wysoki przyrost naturalny (siedmioro lub ośmioro dzieci w rodzinie) napędza rozwój całej społeczności.
Ten wysoko rozwinięty instynkt samozachowawczy pozwolił Żydom przetrwać XX-wieczne rewolty społeczne, zamieszki na tle rasowym (np. Crown Heights w 1991 r.) i gentryfikację Williamsburga. Na tym tle internet wydaje się całkiem niegroźny, ale to obecnie główne narzędzie globalizacji i asymilacji. W połączonym jedną siecią świecie trudno o zachowanie kulturowej odrębności. Ortodoksyjnym nowojorskim Żydom na razie się to udaje. Ale dzięki internetowi głosy niezadowolenia będą również wybrzmiewały coraz głośniej.
EMILA WANAT
absolwentka polonistyki i amerykanistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się rozwojem i upadkiem amerykańskich metropolii oraz konfliktami społecznymi w przestrzeni miejskiej.
JERZY JACHYM
Z wykształcenia ekonomista, entuzjasta fotografii, zapalony fotograf mobilny. Do edycji swoich prac, z pasją, używa wyłącznie smartfona i tabletu. Słucha muzyki elektronicznej i pije dużo kawy.