Z BOŻEJ ŁASKI TOMASZ | MAŁGORZATA MACIEJEWSKA
Całkiem niedawno miałem okazję znaleźć się w sytuacji, kiedy kobieta w ogólnie dostępnym miejscu publicznym postanowiła nakarmić swoje dziecko. Pewnie jak zawsze rozpięła bluzkę i przystąpiła do rytuału, wzbudzając zainteresowanie, które przerodziło się w poważniejsze oburzenie, podszyte spojrzeniami pełnymi niesmaku. Co ciekawe – głównie kobiet.
Zawitała w mojej głowie ta prastara myśl, jak bardzo różnimy się w naszych poglądach i kulturach. Nie tylko w skali makro, ale też w skali mikro. W naszych małych światach wyniesionych z domów, w malutkich kulach, w których żarzą się zwyczaje, poglądy i zachowania.
Każdy z nas w jakiś sposób uważa się za mądrego człowieka. Jeśli nie całościowo, to w pewnych sferach czujemy się lepiej przystosowani, stworzeni czy to do zmysłowego fotografowania nowożeńców w lśniącym zbożu, czy też do cyklicznych aktualizacji lookbooków H&M na swoich bardzo poczytnych blogach modowych. To wyższy poziom przełamania kultury w naszej ludzkiej naturze – chęci świecenia, pokazania się, zaimponowania. Sięgania gwiazd. Najwyższego pułapu piramidy Maslowa.
Ciężko nam zdefiniować jednak siebie. Może to znak obecnych czasów, gdzie parcie na sukces oraz bycie kimś jest priorytetem. Dawniej było się po prostu chłopem pańszczyźnianym, przypisanym do skrawka pola i swojego pana. W jakimś sensie to niewolnicze wskazanie miejsca było wytchnieniem. Nie byliśmy kimś, ale kogoś. Po prawdzie w kajdanach, ale już nikt nie musiał się martwić o to, czy przypadkiem podskórnie nie jest ukrytą artystką kubistyczną z jeszcze nieodkrytym talentem, który oszołomi międzynarodową publiczność Instagramu.
Ze mną i z wieloma osobami pokroju post-studiowego jest podobnie. W związku z transformacją nie mam już swojego zwierzchnika, a matkę korporację. Skrawek ziemi zastąpiły mi projekty, środowiskiem naturalnym nie jest już bezkresne pole, a kubik z laptopem. Natura człowieka pozostała jednak niezmieniona, nietknięta czasem. Osadzona jednak w zupełnie innej kulturze, narzucającej inne warunki.
Ciągle musi być więcej. Lepiej, dalej, smuklej, więcej. Pieniędzy, piękna, prestiżu. Mniej zmartwień, zobowiązań, rozstępów na dupie. Więcej lajków, więcej fejmu. Więcej pierdolnięcia. I grono znajomych, którzy rozumieją fakt płynności kultury współczesnej. Szczególnie po odpowiednich trunkach.
Czy natura zderza się z kulturą? Raczej nie. Bardziej kultura wyrasta z natury, aby jakoś formować shit, który zrodził się w naszych głowach, kiedy tylko wypuszczono nas z pola swojego pana.
Jak mawiają przyszłe gwiazdy środowiska prawniczego z pewnego dużego miasta w Wielkopolsce: ,,laski są głupie”. I tępe. Świecą cyckami, uprzednio pchając w niego wysokiej jakości silikon termoformowalny. Ich dysonans naturalno-kulturalny polega na tym, że tymi silikono-eksplodującymi cyckami oszałamiają raz widzianych ludzi, którzy funkcjonują jako znajomi na niebieskawym portalu społecznościowym. Jednocześnie oburzają się, że ktoś zwraca uwagę właśnie na to, a nie na ich umiejętności i inteligencję. W końcu jedno nie świadczy o drugim.
Faceci też są tępi. Metodą podrywu na czarne gangsta BMW, drogie drinki z wypchanego portfela i legendę gigantycznych siusiaków zdobywają serca powyższych pionierek patentów i nowych technologii. A potem mają złamane serca, bo panie jednak przesiadły się na lepsze BMW i konto z jednym zerem więcej. Ta natura dominacyjno-imponująca jest chyba nawet gorsza, bo przekonanie, że coś tak ulotnego przywiąże kogoś do nas na dłużej jest, cóż, frapujące.
Czy natura zderza się z kulturą? Raczej nie. Bardziej kultura wyrasta z natury, aby jakoś formować shit, który zrodził się w naszych głowach, kiedy tylko wypuszczono nas z pola swojego pana
Najgorsze jak zawsze są jednak pedały. Wielbiciele romantycznych filmów, gdzie dwa gołąbki pląsają w slow motion, wpajając w nich przekonanie, że ta czysta filmowa miłość to właśnie ich domena. Następnie miłość podobnego kalibru uskuteczniają w losowych toaletach. Z szybkim spłukiwaniem. A potem wracają do myślenia, że teraz musi być normalnie. Nie od dupy strony. Czyli tak, jak to robią panie z cyckami i faceci ze sprowadzonym BMW. Czy jednak w każdym tekście muszą być pedały? Komu to potrzebne?
Tak też jest ze mną. Tak też jest ze wszystkimi.
Niby jesteśmy zdystansowani, nie dbamy o to, co mówią inni, a potem przychodzi moment zastanowienia w samotności, co jest z nami nie tak. Czy będąc bardziej w kulturze niż w naturze ludzkiej popełniamy świętokradztwo? Czy przejście przez wszystkie (gruntownie i kulturalnie) polskie etapy jest lepsze? Świadectwa z paskiem, cudowne zachowanie, szykowny strój do bierzmowania, ślub, kredyt, dzieci, sranie w portki w domu starości?
I najważniejsze: czy szczęście daję sobie ja, czy szczęście dają mi inni? Szczególnie w postaci zewnętrznych impulsów uznania.
Trochę się gubię. Może brakuje mi życiowego doświadczenia, ale nie wiem tak naprawdę, gdzie płyniemy. Kultura obecnego świata stawia na indywidualizm, specyficzny rodzaj ekspresji i życia w maksymalistycznym trybie. Rozmywa bardziej fundamentalne wartości jak lojalność, honor, życzliwość, ogólnie pojęte dobro i zorientowanie na kręgosłup moralny. Ten niegdysiejszy ideał został teraz podstawiony pod ścianą, jest wyszydzany, stawiany we frajerskim świetle. Jak ktoś, kto marnuje życie na świętojebliwe racje wyższe.
Z drugiej strony takiego życia nikt nie chce. Poza tą kulturą, natura ciągle pcha nas w brak zobowiązań, mnogość doświadczeń, ostry seks, podróże, zdobycze, zakupy, apgrejd wszystkiego, od gadżetów po status życiowy. Granica wieku stabilizacji nieustannie się przesuwa, bo – zgodnie z nową religią – takie życie jest dla miernot.
Wtedy znowu dopychany jest silikon, jest więcej krzykliwości i chęci istnienia w umysłach innych ludzi. Z tym rodzi się lepsze postrzeganie siebie, kiedy zainteresowanie nami, niezależnie od tego, czy chodzi o osobowość czy cielesność, jest wysokie. Natura obala kulturę.
Budzimy się z kacem. Naprawimy nocne wydarzenia, które teraz są błędem. Kultura obala naturę.
Z BOŻEJ ŁASKI TOMASZ
Wielbiciel języka i komunikacji, szczęściem pederasta. Stara się spoglądać na życie pod różnymi kątami, lubi labirynty i gładki plastik. Myśli obrazami, najwięcej komunikuje podprogowo.
MAŁGORZATA MACIEJEWSKA
Absolwentka wiedzy o teatrze UJ, obecnie studentka performatyki UJ i dramaturgii PWST. Pisze dramaty i opowiadania, jest miłośniczką czeskiego kina. Poza zajęciami literackimi zajmuje się ilustracją, fotografią i projektowaniem.