DO GÓRY

 

fuss_pożegnanie_z_ziemską_fauną_pigeon_cover.jpg

NUMER 13 (4) SIERPIEŃ 2015 | "FOLWARK ZWIERZĘCY"

 

POŻEGNANIE Z ZIEMSKĄ FAUNĄ, CZYLI ILE PROCENT ŻYRAFY W ŻYRAFIE

KATARZYNA NOWACKAKAMILA "PIGEON" KRÓL
kreska.jpg

Zwie­rzęta bez prze­rwy towa­rzy­szą nam w codzien­nym życiu. I nie mam przez to na myśli ich fizycz­nej obec­no­ści, cho­ciaż wielu z nas ma pod opieką naj­słod­szego-kota-świata, naj­in­te­li­gent­niej­szego-psa-pod-słoń­cem albo super-faj­nego-kame­le­ona. Albo rybki. Abstra­hu­jąc jed­nak od pry­wat­nej żyłki do zaj­mo­wa­nia się zwie­rzę­tami domo­wymi, sądzę, że nie zda­jemy sobie nawet sprawy, jak wiele wize­run­ków zwie­rząt nas ota­cza i jak czę­sto sami odno­simy się do nich w zwy­kłych roz­mowach.

Chyba każdy z nas usły­szał kie­dyś pyta­nie: „Jakim zwie­rzę­ciem chciał­byś być?”. Tak sobie myślę, że po co w ogóle czło­wiek miałby chcieć się stać zwie­rzę­ciem; nie wiem, kiedy roz­prze­strze­nił się pomysł na sta­wia­nie ludzi w obli­czu takiego wyboru, niemniej jed­nak czę­sto wypada nam się w tej spra­wie okre­ślić. Czy to testy oso­bo­wo­ściowe, czy luźna roz­mowa towa­rzy­ska; o ile pamięć mnie nie myli, nale­żało pod­jąć ten ważny życiowy wybór rów­nież przy oka­zji wpi­sy­wa­nia się w dzie­ciń­stwie do pele-mele (tych, któ­rych jed­nak coś za mło­dzień­czych lat omi­nęło, odsy­łam do pro­jektu zabaw­nik.org – dowie­cie się tam wszyst­kiego: od funk­cji trze­paka przez gry w kości aż po zabawy z sek­cji „z kaje­cika pen­sjo­narki”).

W gra­ni­cach ludz­kiej per­cep­cji nie leży oczy­wi­ście zmy­słowe poję­cie doświad­cze­nia bycia zwie­rzę­ciem, więc przy­pusz­czam, że nasze myślowe wybiegi – nawet nie­świa­do­mie – doty­czą raczej zwie­rzę­cych cech, które chcie­li­by­śmy posiąść i które fascy­nują nas jako ludzi. I tak – wiele osób chcia­łoby być kotem, bo można do woli spać i w ogóle robić, co się chce, a jedze­nie ktoś by nam usłuż­nie dostar­czał. Czę­sta odpo­wiedź to rów­nież ptak, w końcu kto nie chciałby latać. Umówmy się jed­nak, że takie lata­nie gołę­bia czy sikorki to małe piwo – chcemy być orłem, soko­łem, jastrzę­biem: jeżeli latać, to trzy­ma­jąc fason i doświad­cza­jąc poczu­cia wła­dzy. Jest ono zresztą czę­stym tro­pem, sły­szałam liczne odpo­wie­dzi, że ktoś chciałby być lwem, bo to król sawanny, władca innych gatun­ków, potężny zwierz. Król lew, here we go aga­in. No dobrze, a co jeśli powiem, że żyrafa z łatwo­ścią zadep­cze lwa na śmierć? Tylko czy ktoś kie­dyś sły­szał, żeby chcieć zostać żyrafą dla poczu­cia siły? Nasze wyobra­że­nia o zwie­rzętach są wyraź­nie zako­rze­nione nie w natu­rze, a w kul­tu­rze. Nada­jemy im pewne sym­bo­liczne cechy, które funk­cjo­nują na zasa­dzie spo­rego uprosz­cze­nia: naj­czę­ściej oparte są one na jakiejś poje­dyn­czej umie­jęt­no­ści albo nie­ty­po­wym wyglą­dzie. Chyba wię­cej mówi to jed­nak o natu­rze ludz­kiej, prawda?

Ja oso­bi­ście mam od dawna przy­go­to­waną odpo­wiedź na pyta­nie, jakim zwie­rzę­ciem chcia­ła­bym być. Uchatką kali­for­nij­ską i tak, dobrze to prze­my­śla­łam. Moje życie pły­nę­łoby nie­spiesz­nie, podzie­lone mię­dzy pły­wa­nie (i to z jaką tech­niką!) i łowie­nie ryb a wygrze­wa­nie się na brzegu w peł­nym słońcu. Nie mia­ła­bym prak­tycz­nie żad­nych wro­gów natu­ral­nych, odro­binę mogłyby mi doskwie­rać jedy­nie muchy. Niech ktoś spró­buje to pobić!

kreska.jpg

cytat.jpg

Po­dobno dziecko i pies w kinie to gwa­ran­cja wielu wyla­nych łez wśród publicz­no­ści­


ZWIERZĘCE SYMULAKRY

Nasi „bra­cia mniejsi” poja­wiają się w wielu rekla­mach tele­wi­zyj­nych – prze­waż­nie w for­mie humo­ry­styczno-absur­dal­nej, jak w przy­padku żyrafy dojo­nej w rekla­mie Skit­tle­sów czy fio­le­to­wej krowy Milki, która wystę­po­wała już chyba w każ­dej moż­liwej roli. Albo słod­kich szcze­niacz­ków w rekla­mie papieru toa­le­to­wego. Czy cze­go­kol­wiek – słod­kie szcze­niaczki w ogóle spraw­dzają się wszę­dzie. Pew­nie wciąż wszy­scy pamię­tają też świ­staka, który „sie­dział i zawi­jał”, lub gigan­tyczny egip­ski hit w postaci serii reklam sera z tagli­nem Ne­ver Say No to Pan­da­. Nie zapo­mi­najmy rów­nież o żubrze, który jako amba­sa­dor piwa wystę­puje nie tylko w tra­wie pusz­czy, ale czę­sto także na ekra­nie naszego odbior­nika tele­wi­zyj­nego. Takie wize­runki zwie­rząt są albo kom­plet­nie znie­kształ­cone czy zan­tro­po­mor­fi­zo­wane, albo nawet jeśli praw­dziwe, to uży­wane tylko i wyłącz­nie do zwró­ce­nia uwagi, wywo­ła­nia łatwego zachwytu czy wzru­sze­nia. Podobno dziecko i pies w kinie to gwa­ran­cja wielu wyla­nych łez wśród publicz­no­ści.

Zwie­rzęta fil­mowe nie­wiele mają wspól­nego z tymi praw­dzi­wymi – ist­nieje wielu zwo­len­ni­ków teo­rii, że Walt Disney zro­bił im wielką krzywdę: więk­szość ludzi ma w gło­wie jedy­nie ani­mo­wane sub­sty­tuty ziem­skiej fauny. Żyjąc w wiel­kich mia­stach nie mamy prak­tycz­nie stycz­no­ści z prawdziwymi zwie­rzę­tami, nie widzimy ich natu­ral­nego śro­do­wi­ska (chyba że obja­śnia je Kry­styna Czu­bówna); dla nas praw­dzi­wym obra­zem stały się ich medialne wize­runki. To swego rodzaju symu­la­kry: fil­mowy jelo­nek Bambi czy pocieszne ani­mo­wane odpo­wied­niki róż­nych dzi­kich gatun­ków spor­tre­to­wane w Królu lwie – od sury­katki i guźca aż po hieny, Shenzi, Ban­zai i Eda, któ­rych imiona do dzi­siaj recy­tuję z pamię­ci­ dla nas stały się rze­czy­wi­sto­ścią, są bar­dziej realne niż kry­jące się za nimi pier­wo­wzory, do któ­rych nie mamy dostępu. Zwie­rzątka w spo­sób zupeł­nie bez­re­flek­syjny przy­cią­gają nasze zain­te­re­so­wa­nie, są albo śliczne (O mój Boże, spójrz­cie na te uro­cze małe pan­dy­yy…!), albo egzo­tyczne (pyton zjadł ali­ga­tora!), albo robią coś, co brzmi „ludzko” (na przy­kład makaki japoń­skie nauczyły się myć słod­kie ziem­niaki przed zje­dze­niem). Jed­no­cze­śnie w tym natłoku zwie­rzę­cych obra­zów ich boha­te­ro­wie są dla nas trans­pa­rentni, chyba przy­zwy­cza­ili­śmy się, że te wszyst­kie wize­runki ota­czają nas non stop i w efek­cie tro­chę nas one cie­szą, a tro­chę nie obcho­dzą.

FAUNA W INTERNECIE

Przy­czy­nia się do tego rów­nież inter­net. Nasz fejs­bu­kowy news­fe­ed zasy­pany jest doty­czą­cymi zwie­rząt arty­kułami i zdję­ciami. Inku­ba­tor z maleń­kimi pan­dami? Klik. Kot pie­lę­gniarz poma­ga­jący wyzdro­wieć innym zwie­rzę­tom w byd­go­skiej kli­nice? Klik. Naj­brzyd­szy pies świata, który tak naprawdę jest mądry i piękny wewnętrz­nie? Klik. Pies, który prze­był 35 mil w 9 dni, żeby wró­cić do domu? Klik. Ktoś zro­bił dla nie­mo­gą­cej pły­wać rybki „wózek inwa­lidzki” z uno­szą­cego ją w górę korka? Klik. Nie­moż­li­wie wielki i puchaty kró­lik rasy angora? Klik. Mar­twy szop na uli­cach Toronto, wokół któ­rego ludzie skła­dają kwiaty, zni­cze i liściki, ponie­waż lokalne wła­dze nie usu­nęły go od 12 godzin? Klik. Wresz­cie nasi zna­jomi wrzu­ca­jący zdję­cia ze swo­imi domo­wymi futrza­kami. Też można im dać lajka. Piszę to mając oczy­wi­ście pełną świa­domość wła­snego uczest­nic­twa w opi­sa­nym pro­ce­de­rze – cho­ciaż dener­wują mnie dzie­siątki pry­wat­nych zdjęć przy­ja­ciół o tema­tyce: „(ja i) mój zwie­rzak”, to klik­nę­łam dzi­siaj w roz­wi­nię­cie arty­kułu o kana­dyj­skim szo­pie. Arty­kuły i zdję­cia o podob­nej tre­ści pisane i lin­ko­wane są przez roz­ma­ite popu­larne por­tale, nie­za­leż­nie od ich ogól­nego pro­filu. Pro­po­no­wane mi posty pocho­dzą np. z Masha­ble, strony „The Inde­pen­dent”, „The Guar­dian”, Huf­fing­ton Post, Buz­zFeed, Hel­lo­Gig­gles, "I Fuc­king Love Science" i innych – jak widać, nawet „poważne” dzien­niki poświę­cają na swo­ich łamach sporo miej­sca infor­ma­cjom ze świata fauny.

Zwie­rzęce inter­ne­towe uni­wer­sum jest też naj­więk­szym sprzy­mie­rzeń­cem pro­kra­sty­na­cji – w końcu kto z nas nie pamięta 24-godzin­nego prze­kazu na żywo z kamer umiesz­czo­nych w Pusz­czy Bia­ło­wie­skiej i fan­pej­dża "Jesz­cze tylko spraw­dzę, co robią żubry, i już mogę zacząć się uczy­ć". Strona ma pra­wie 41 tysięcy laj­ków i cho­ciaż obec­nie zja­wi­sko pokryło się kurzem i wylą­do­wało w muzeum „daw­nych inter­ne­to­wych podniet”, to nie­je­den stu­dent z wypie­kami na twa­rzy oglą­dał na pewno trans­mi­sję na rzą­do­wej stro­nie Lasów Pań­stwo­wych.

GIEŁDA CIEKAWOSTEK

fuss_pożegnanie_z_ziemską_fauną_pigeon.jpgCzę­sto wcią­gamy się w zwie­rzęce cie­ka­wostki, które chęt­nie prze­ka­zu­jemy potem innym albo sami sobie gdzieś doczy­tu­jemy. „Ile krę­gów szyj­nych ma żyrafa?” – pyta Tade­usz Sznuk w pro­gra­mie Je­den z dzie­się­ciu­. Sie­dem, wia­domo! – mówię sama do sie­bie. Nie jestem pewna skąd, ale jakoś po pro­stu się wie, że pra­wie wszyst­kie ssaki mają 7 krę­gów szyj­nych (z nie­licz­nymi wyjąt­kami, mają­cymi ich mię­dzy 6 a 10). Skon­fun­do­wany uczest­nik tele­tur­nieju po chwili – ku mojemu zdzi­wie­niu – odpo­wiada, że żyrafa jego zda­niem ma jeden krąg szyjny. Mógł cho­ciaż strze­lić, że 20… Inte­re­su­jący może być też odpo­czy­nek żyrafy. Mia­no­wi­cie potrze­buje ona mniej snu od jakie­go­kol­wiek innego ssaka – tylko około pół godziny na dobę, zwy­kle podzie­lone na kil­ku­mi­nu­towe drzemki. Żyrafy śpią na leżąco (pole­cam zdję­cia!) i co inte­re­sujące, zwy­kle nie podwi­jają pod sie­bie jed­nej nogi, aby w razie zagro­że­nia móc się z niej zawsze „wybić” i szybko podnieść do ucieczki lub walki. Albo popu­larna barowa cie­ka­wostka: hipo­po­tamy należą do naj­nie­bez­piecz­niej­szych dla ludzi zwie­rząt – w star­ciach z nimi ginie ok. 500 osób rocz­nie. Ale jak to…?! – pytamy zszo­ko­wani, ogląd­nąw­szy wcze­śniej kilka uro­czych zdjęć z kate­go­rii „baby hippo”. Dla porów­na­nia w takim samym okre­sie lwy zabi­jają ok. 100 osób, a rekiny zale­d­wie 10. Tak, 10, ale wycho­wani na popkul­tu­rze przy­się­gli­by­śmy prze­cież, że znacz­nie wię­cej.

Lu­bimy też histo­ryczne cie­ka­wostki. Chyba więk­szość z nas fascy­nuje się dino­zau­rami, ale z tych now­szych warto przy­to­czyć m.in. tra­giczną histo­rię krowy (syreny) mor­skiej: ten ssak z rodziny diu­goni jesz­cze 300 lat temu zamiesz­ki­wał wody pół­noc­nego Pacy­fiku. Opi­sany po raz pierw­szy w 1741 roku, został cał­ko­wi­cie wytę­piony przed rokiem 1770. Szybko poszło, prawda? Mimo dekretu ochron­nego, zna­ko­mite mięso i tłuszcz ścią­gnęło zgubę na ten gatu­nek, a bada­cze nie zda­wali sobie sprawy, że opi­su­jąc walory spo­żyw­cze tych zwie­rząt, rów­no­cze­śnie wydali na nie wyrok. Trudno potwier­dzić źró­dło, ale krąży aneg­dota, że ostat­nia sztuka krowy mor­skiej została przy­pad­kowo zabita przez eks­pe­dy­cję naukową, która – o iro­nio – tak naprawdę chciała ten gatu­nek zba­dać i go rato­wać. Tro­chę to śmieszne, tro­chę tra­giczne, ale nie­stety wydaje się, że nie­wiele nas nauczyło, ponie­waż, jak dono­szą naukowcy, nie­gdyś bar­dzo czę­sto wystę­pu­jąca sala­man­dra olbrzy­mia, którą pasjami zaja­dają się Chiń­czycy, obec­nie jest już u progu wygi­nię­cia.

OD LOLKOTÓW DO ŚWIADOMOŚCI EKOLOGICZNEJ

Jak doniósł pod koniec czerwca „The Washing­ton Post”, od 1900 roku nasza pla­neta stra­ciła już bez­pow­rot­nie ponad 400 gatun­ków krę­gow­ców. Zmiany postę­pują szyb­ciej niż kie­dy­kol­wiek, bo cho­ciaż wymie­ra­nie jest natu­ral­nym pro­ce­sem i moż­liwe, że nie ist­nieje już nawet do 99% kie­dyś zamiesz­ku­ją­cych zie­mię gatun­ków, to przez eks­pan­sję czło­wieka ich zni­ka­nie przy­spie­szyło nawet kilka tysięcy razy. Nie jest też tak, że nikt o tym zagro­że­niu nie sły­szał w tele­wi­zji i że nikogo to nie obcho­dzi, ale prze­wa­ża­jącą więk­szość spo­łe­czeń­stwa cechuje zupełna bier­ność. Chyba nie do końca dociera do nas, że roz­koszne foki, któ­rymi się zachwy­camy, cier­pią z powodu ustę­po­wa­nia lodu spo­wo­do­wa­nego ocie­pla­niem się kli­matu – ich zni­ka­nie czy migra­cje powo­dują z kolei fakt, że niedź­wie­dzie polarne nie mogą zna­leźć sobie pokarmu. Te same roz­czu­la­jące białe misie, które oglą­damy w inter­ne­cie.

Rzadko nacho­dzi nas jed­nak głęb­sza reflek­sja, lubimy ładne zdję­cia i zwie­rzęce cie­ka­wostki. A warto przyj­rzeć się rów­nież cyfro­wej foto­gra­fii, ponie­waż może się oka­zać, że nie wszyst­kie uro­cze zdję­cia są uchwy­cone w natu­rze – nie­trudno tra­fić na arty­kuły opi­su­jące okrutne metody „upo­zo­wy­wa­nia” zwie­rząt. Spe­cja­li­ści łatwo mogą dostrzec bowiem, że dla danego gatunku to nie­na­tu­ralne uło­że­nie albo loka­li­za­cja, w któ­rej w ogóle on nie wystę­puje. W dobie foto­gra­fii cyfro­wej sznu­rek, któ­rym zwią­zana jest do sesji żaba czy gekon, bar­dzo łatwo jest potem przy obróbce zdję­cia usu­nąć (vide: Those Ado­ra­ble Ani­mal Pics May Be Fake – and Cru­el w por­talu gizmodo.com).

Więk­szość z nas ma jakiś ulu­biony gatu­nek. I znowu mogę powie­dzieć: gu­il­ty­! Moi zna­jomi wie­dzą, że uwiel­biam żyrafy, i nie­zmien­nie spra­wiają mi radość, zno­sząc roz­ma­ite dro­bia­zgi i prze­sy­ła­jąc kartki czy zdję­cia z tymi zwie­rza­kami. Ktoś lubi mopsy, a ktoś lamy. Pro­blem polega jed­nak na tym, że te medialne, uatrak­cyj­nione i czę­sto zwy­czaj­nie zafał­szo­wane wize­runki zwie­rząt nie tylko towa­rzy­szą nam na co dzień, ale – o, zgrozo – bar­dziej nas zwy­kle inte­re­sują. Każdy sły­szał, że biedne pandy to zagro­żony gatu­nek, ale zamiast prze­czy­tać arty­kuł – albo naukowy, ale cho­ciaż taki, który „prze­kłada z nauko­wego na nasze” – wolimy obej­rzeć albo zdję­cia słod­kich, małych czarno-bia­łych kulek, albo obej­rzeć ani­ma­cję Kung Fu Pan­da­. To nam wystar­cza jako sub­sty­tut wie­dzy o zwie­rzę­cym świe­cie.

Badania z zakresu a­ni­mal stu­die­s sta­no­wią świetną oka­zję do zro­zu­mie­nia natury zwie­rząt, odcza­ro­wa­nia ich ten­den­cyj­nych i zafał­szo­wa­nych wize­run­ków oraz pod­ję­cia dzia­łań mają­cych na celu ochronę ich śro­do­wi­ska natu­ral­nego. Nie o to cho­dzi, że nie możemy oglą­dać rysia tudzież goryla w inter­ne­cie i się nimi zachwy­cać, ale o to, żeby­śmy zda­wali sobie sprawę, że to praw­dziwe gatunki, które – oprócz naszego medial­nego uni­wer­sum – funk­cjo­nują w real­nym świe­cie, w świe­cie, który może wła­śnie w tej chwili zni­kać, zabie­ra­jąc je ze sobą na zawsze. Ze swo­jej strony pole­cam publi­ka­cje Fransa de Waala, holen­der­skiego pry­ma­to­loga i eto­loga – w wer­sji "laj­t" można po pro­stu śle­dzić jego stronę na Face­bo­oku, pełną pięk­nych zdjęć (znaj­dziemy tam i takie z kate­go­rii: „uro­cze i puchate”, i te bar­dziej pod­pa­da­jące pod „dzi­kie i pełne wdzięku”) wraz z krót­kimi opi­sami doty­czą­cymi kon­kret­nego zacho­wa­nia danych gatun­ków albo ich śro­do­wi­ska natu­ral­nego.

Ba­da­jąc wize­runki zwie­rząt w fil­mie, lite­ra­tu­rze, rekla­mach tele­wi­zyj­nych etc. cią­gle możemy mieć prze­cież przy­jem­ność z obco­wa­nia z tymi obra­zami – nie musimy koniecz­nie odbie­rać disne­jow­skim boha­te­rom ich czaru – ale powin­ni­śmy się przy­glą­dać uważ­niej wszyst­kim tek­stom kul­tury, żeby ani na moment nie zapo­mi­nać, że (głę­boko) za nimi kryje się praw­dziwa fauna, któ­rej naturą i losem nale­ża­łoby się znacz­nie bar­dziej prze­jąć.musująca tabletka.png

 

kreska.jpg

KATARZYNA NOWACKA
Krakuska, miastofilka, miłośniczka morza i żyraf, studentka filmoznawstwa. Interesuje się kulturą, podróżami i sportem. Ma słomiany zapał, ale dzięki temu ciągle się czegoś uczy.

KAMILA "PIGEON" KRÓL
Młody gołąb, który zawsze ma za dużo planów i pomysłów. Studiuje ilustrację w Cardiffie, a w wolnych chwilach czyta, rysuje, odwiedza ciekawe miejsca i zmyśla historie.

Ta strona korzysta z plików cookie.