NUMER 19 (4) SIERPIEŃ 2016 | "BIG CITY LIFE"
Makerspace jest miejscem, gdzie ludzie zbierają się, aby dzielić zasoby i wiedzę, wspólnie pracować nad projektami przy użyciu dostarczonych przez zakład narzędzi i przestrzeni. Pomoc doradców może być dostępna raz na jakiś czas, ale często nowicjusze uzyskują ją po prostu od innych użytkowników. Celem makerspace’ów jest tworzenie nowej energii wokół interdyscyplinarnych działań grupowych; praca nad własnymi projektami, ale we wspólnocie.
Hackerspace, jak czasami bywa nazywana, często wiąże się z takimi dziedzinami, jak inżynieria, informatyka i projektowanie graficzne. Makerspace’y mają dług wobec hakerów, którzy je zainspirowali. Wiele z nich jest przede wszystkim miejscami eksperymentowania technologicznego.
Wynalazcy i kreatywne zespoły coraz częściej z nich korzystają. Taka formuła pojawia się również na uczelniach wyższych – nieformalne połączenie laboratorium, biblioteki, warsztatu, sali konferencyjnej czy domu kultury motywuje do nauki na kampusie poprzez wykonywanie praktycznych zadań. Używane przez studentów, wykładowców i pracowników, makerspace’y mają się stać areną dla nieformalnych, opartych na projekcie form nauczania, w którym samemu kieruje się swoją edukacją, ale można także wypróbować różne rozwiązania praktyczne oraz usłyszeć opinie ludzi o podobnych zainteresowaniach.
Jednak makerspace’y pojawiły się początkowo jako potężny ruch w pozaakademickiej społeczności. Zachęcają odbiorców do udziału w spotkaniach, na których członkowie dzielą się swoją wiedzą. Nacisk kładzie się na społeczność warunkiem wzajemnej pomocy. Projekty są multidyscyplinarne i opierają się z jednej strony na samodzielnej nauce, z drugiej na współdziałaniu – zespół zapewnia wsparcie, porady i pomoc, wzbogaca nierzadko projekt, ale także tworzy wspólnotę.
Anna Teodorczyk rozmawia z założycielami poznańskiego makerspace Zakładu, Agatą Pakiełą i Pawłem Janowskim
Skąd w ogóle pomysł na otworzenie makerspace’u w Poznaniu?
Paweł: Dzisiaj już nikt nie potrafi dojść, jak to było.
Agata: Wiemy doskonale. Paweł wpadł na ten pomysł. Wcześniej działaliśmy w przestrzeni miejskiej, organizowaliśmy m.in. festiwale murali i różne warsztaty. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że chcielibyśmy założyć fundację i w końcu osiąść. Nie mieliśmy jednak do końca koncepcji, co byśmy chcieli robić. Szukaliśmy pomieszczenia, kiedy w końcu Paweł wpadł na pomysł, żeby stworzyć makerspace, a my go podłapałyśmy.
Paweł: Pewną inspiracją był Cohabitat, który w tamtym okresie zaczął intensywnie działać w Łodzi, powstał też FabLab Łódź. Zacząłem czytać o podobnych akcjach w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech. Pomyśleliśmy, że my również moglibyśmy spróbować stworzyć podobne miejsce w Poznaniu.
Powiedziałaś: „podłapałyście”. Czy przed Zakładem działały z Wami jakieś inne osoby?
Agata: Tak, były inne osoby i nadal działamy w tej ekipie. Fundację założyliśmy w 5 osób: Ania Szymańska, Zosia Machowiak, Żaneta Przepiera, ja i Paweł. W tym składzie działamy w organizacjach pozarządowych mniej więcej 8-10 lat. Fundacja zarządza makerspace’em, ale w miarę jego rozwoju zwiększała się też liczba osób wspierających Zakład.
Z jakimi trudnościami borykaliście się na początku? Finanse, przepisy, znalezienie miejsca, dotarcie do odbiorców...?
Agata: Dość długo szukaliśmy miejsca, zanim w końcu trafiliśmy na tereny Poznańskich Zakładów Graficznych. Później stopniowo wychodziły kolejne problemy do rozwiązania. Nie mieliśmy sposobu, by ściągnąć skądś gotowy przepis na otwarcie makerspace’u w Poznaniu. Podobne miejsca funkcjonują zagranicą, ale każdy z nich ma inny schemat działania.
Paweł: Nie mieliśmy na początku żadnego biznesplanu ani strategii. Nie dysponowaliśmy środkami finansowymi. Działaliśmy w pustej hali z garstką narzędzi, więc to, co powstało, było swoistą parodią FabLabu. Ciągle nie mamy takiego wyposażenia, jakbyśmy chcieli, ale przepaść między „wtedy” a „dziś” jest ogromna.
Agata: Gdy ludzie zaczęli do nas dołączać i okazało się, że istnieje potrzeba takiego miejsca, skupiliśmy całą energię na tym, by je utrzymać, ale niejednokrotnie mieliśmy kłopot ze związaniem końca z końcem. Działamy na zasadzie wolontariatu, ale pracy jest tyle, że spokojnie mogłoby być zatrudnionych od kilku do kilkunastu osób.
Obserwowałam działania Zakładu przez ostatni rok i jak na akcję prowadzoną wolontaryjnie, zależną od chęci i pomocy ludzi, funkcjonuje bardzo dobrze. Jestem pod dużym wrażeniem.
Agata: Wiele osób wkłada w Zakład dużo energii, często kosztem życia prywatnego. Organizacją zajmujemy się po naszej pracy zawodowej, co nie pozwala inicjatywie na pełny rozwój. Chcemy to zmienić. Poświęcić jej więcej czasu i spróbować sprawić, by zapewniała też utrzymanie.
Paweł: Jest to pełnoetatowy wolontariat. Zakład wymaga całej struktury organizacyjnej. Żeby miejsce zaczęło dobrze funkcjonować, potrzebni są sprawnie działający ludzie, w tym specjaliści. Jednak pojawia się tutaj problem zapłaty.
Agata: Mamy nadzieję, że tworząc odpowiedni biznesplan, Zakład zacznie lepiej funkcjonować. Chcemy przenieść go na wyższy poziom, przyciągnąć więcej ludzi. To duże wyzwanie.
Opowiedzcie coś o osobach, które zajmują się prowadzeniem Zakładu i jego wspieraniem. Chodzi mi o ekipę z Fundacji. Jesteście z wykształcenia socjologami, psychologami, etnologami, a w Zakładzie każdy z Was opiekuje się innym technicznym działem: stolarka, krawiectwo...
Agata: Nasze wykształcenie pomaga nam w zarządzaniu przestrzenią i ludźmi, jednak po otwarciu lokalu wyszły na jaw braki w umiejętnościach technicznych. Paweł od początku je posiadał, Żaneta parała się krawiectwem, mogła więc zorganizować stanowisko krawieckie, ale Zosia – mimo że bardzo chciała – przez brak czasu nie wdrożyła się w linoryt i sitodruk, zaś ja byłam opiekunką działu stolarskiego, choć się na tym nie znałam. Cały czas musimy się doszkalać. Gdy społeczność Zakładu się rozrastała, pojawili się także specjaliści prowadzący warsztaty i opiekujący się różnymi stanowiskami.
Waszymi odbiorcami są głównie laicy, którzy chcą się czegoś nauczyć, czy ludzie z konkretnymi umiejętnościami, ale bez przestrzeni do pracy, którzy mogą się podzielić swoimi umiejętnościami?
Paweł: Mamy dwie formy działalności: z jednej strony makerspace, a z drugiej inkubator przedsiębiorczości. Odwiedzają nas hobbyści, majsterkowicze oraz profesjonaliści i osoby z pomysłem na produkt, który mogą u nas stworzyć.
W Zakładzie uczestnicy mogą zdobywać i rozwijać nowe umiejętności, m.in. biorąc udział w organizowanych przez Was warsztatach, lub mieć po prostu dostęp do przestrzeni i narzędzi w ramach członkostwa. A czy przyjmujecie zlecenia na wykonanie jakichś przedmiotów bądź ich naprawę?
Paweł: Nie mamy takich mocy przerobowych, by prowadzić jakiekolwiek usługi naprawcze. Płatne czy tym bardziej darmowe. Można wziąć udział w warsztatach, by zdobyć potrzebną umiejętność, lub porozumieć się z którymś członków Zakładu na wykonanie prywatnego zlecenia.
Agata: Kiedyś mieliśmy możliwość jednorazowych wejść do Zakładu, ale zrezygnowaliśmy z tego rozwiązania. Zdarzały się osoby, które wykorzystały materiały eksploatacyjne, nie uporządkowały po sobie przestrzeni i nigdy więcej nie wróciły. Woleliśmy ustalić wyłącznie formę miesięcznego lub bezterminowego członkostwa, by społeczność zżyła się zarówno ze sobą, jak i z miejscem.
Po 2 latach działalności nad Zakład nadciągnęły ciemne chmury. Z dnia na dzień wypowiedziano Wam wynajem w dawnych Poznańskich Zakładach Graficznych i mieliście praktycznie miesiąc, by zebrać pieniądze na przeprowadzkę i ulokowanie się w nowym miejscu.
Paweł: Nie do końca wypowiedziano nam wynajem z dnia na dzień. Byliśmy raczej zwodzeni przez jakiś czas. Podawano nam terminy, do których sytuacja miała się wyjaśnić. Trzymano nas w stanie zawieszenia, aż w końcu pewnego dnia dostaliśmy informację, że do końca następnego miesiąca mamy opuścić lokal.
Agata: Tak samo było z innymi najemcami. Na terenie PZG stworzyło się niesamowite zagłębie warsztatów i pracowni, które razem funkcjonowały. Wszystko działało świetnie do momentu, w którym wszyscy musieliśmy opuścić nasze lokale. Zaczęliśmy się rozglądać za czymś innym, ale nie było łatwo. Takich miejsc jest mało, a nam dodatkowo zależało, by funkcjonować blisko centrum, ponieważ nie każdy chce dojeżdżać gdzieś dalej.
Próbowaliście zebrać pieniądze na nowy lokal przez zbiórkę crowdfundingową – jak przebiegała akcja na Polak Potrafi?
Agata: Postanowiliśmy postawić wszystko na jedną kartę. Albo się uda, albo zamykamy. Było dużo stresu. Nie mieliśmy czasu na opracowanie strategii akcji, ale została odebrana dobrze. Po trzech pierwszych dniach zebraliśmy około 10 000, ale w pewnym momencie licznik zwolnił. Zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, czy się uda.
I udało się.
Agata: Tak. Mnóstwo ludzi do nas dołączyło i zainteresowało się akcją. Tak naprawdę mieliśmy tylko kilka większych wpłat, reszta to były drobne kwoty, które złożyły się na końcowy wynik. Zwłaszcza ostatnie dni były kluczowe. Ludzie pisali do nas z informacją, że cały czas odświeżają stronę i kontrolują licznik. Było to bardzo budujące.
Teraz jesteście w trakcie przeprowadzki?
Paweł: Nie. Udało nam się tak wszystko dograć logistycznie, że pozwolono nam przewieźć cały sprzęt do nowego miejsca. Przeprowadzkę zamknęliśmy z końcem maja. Było to duże wyzwanie logistyczne, bo teren PZG został zamknięty i nie ma tam już wstępu.
Agata: Mieliśmy konkretny termin i jasno postawiona sprawę: czego nie zabierzemy, to zostaje. Kilka osób nam pomogło.
Paweł: Ale mieliśmy mały kryzys. Na Facebooku „lubi nas” około 13 tysięcy osób, 1 500 zrzuciło się na Polak Potrafi, a przeprowadzkę ogarnialiśmy w zaledwie kilkoro ludzi, co nie było łatwe.
A jakie macie plany na przyszłość?
Paweł: Trudno nam na to odpowiedzieć. Do dzisiaj nie udało nam się podpisać umowy na lokal, ciągle jesteśmy na etapie negocjowania warunków. Równolegle obmyślamy jednak sposób funkcjonowania nowej przestrzeni.
Agata: Paweł szuka intensywnie dodatkowych sponsorów i firm, które chcą rozpocząć współpracę. Chcemy dograć kilka dofinansowań. Trapią nas także różne problemy formalne, niezależne od nas. Utknęliśmy na etapie „papierologii”, więc mimo że zapowiedzieliśmy otwarcie nowego Zakładu we wrześniu, istnieje ryzyko, że nie dotrzymamy tego terminu. Staramy się jednak informować na bieżąco o tym, co się u nas dzieje. Czujemy dużą odpowiedzialność społeczną, która na nas spoczywa. W końcu na dalsze funkcjonowanie Zakładu zrzuciło się ponad 1500 osób.
Zakład nadal będzie przestrzenią otwartą. Każdy będzie mógł do niej dołączyć. Na drugim piętrze znajdzie się przestrzeń tzw. „czysta”, gdzie będzie można tworzyć projekty przy komputerach, a na parterze, w części „brudnej”, je prototypować. Jedna i druga część nie będą też sobie nawzajem przeszkadzać, co stanowiło problemem w PZG. Ponadto chcemy się rozszerzyć o dział coworkingowy.
Chcielibyście coś dodać od siebie? Może jakaś anegdotka z Zakładu?
Agata: (śmiech)
Paweł: Zakład na tyle oddziałuje na ludzi, że w najbliższy piątek mamy drugi ślub, który powstał dzięki Zakładowi.
Agata: To jest niesamowite, bo ludzie łączą się tam w pary. Zosia, jedna z założycielek Zakładu, i Krystian, który bardzo wspomaga nas pod względem architektury i remontu, biorą ślub.
Rzeczywiście bardzo łącząca przestrzeń! Dziękuję za rozmowę.
ANNA TEODORCZYK
Z zawodu ilustratorka, z potrzeby autorka bloga Anna Alternatywnie o sztukach wizualnych i kulturze. Namiętny czytelnik literatury różnej oraz wierny fan gier typu point&click z ambicją na zostanie twórcą co najmniej jednej z tych rzeczy.
ZAKŁAD
Zakład to miejsce tworzone przede wszystkim przez samych ludzi. Nie narzucamy jego sztywnej formy. To z jakimi przychodzicie pomysłami i wizjami wpływa na rozwój tej przestrzeni. Założycielem Zakładu jest Fundacja Animatornia a obecnie zaangażowanych w niego jest wiele osób. www.zaklad.info/ludzie/