NUMER 30 (5) PAŹDZIERNIK 2018 | "KRZYK MODY"
Kiedy David Bowie mówił, że znajduje wolność jedynie w sferze własnej ekscentryczności, wiadomo było, że jego sceniczne makijaże i wyszukane stroje reprezentują postać, w którą wciela się na scenie. Jak to jest u osób, które nie budzą się rano jako Ziggy Stardust? Czy nasz strój też jest tak ważny? Czy coś wyraża?
Raczej nie. Co miałby wyrażać? Zaangażowania politycznego nie widać, a ci zaangażowani raczej nie ubierają się jakoś szczególnie. Można zaobserwować wyjątek w postaci odzieży patriotycznej, ale ta stylistyka została zawłaszczona przez mocno zestereotypizowaną grupę.
Zakładanie koszulki, a raczej odzieży patriotycznej, bo oprócz koszulek pojawiły się już chyba wszystkie możliwe części garderoby z motywami narodowymi, to chyba najbardziej jaskrawy przykład wyrażania poglądów poprzez ubranie. Ale jedyny? Większość grup skupionych wokół jakiejś ideologii ma swoje kody i nie zawsze są to napisy na T-shirtach.
Zgoda. Możemy zauważyć różnice, ale czy jesteśmy w stanie coś z tego wyglądu wyczytać?
Możemy. Różne części garderoby mogą stanowić jednoznaczną deklarację. Różowa pussy hat czy czarna parasolka to symbole ruchów kobiecych, a przecież do niedawna nie reprezentowały nic, co by wykraczało poza ich standardowa funkcję.
Oczywiście T-shirt to wciąż ważny nośnik poglądów – Benedict Cumberbatch w koszulce That is what a feminist looks like czy koszulka We all should be feminists z pokazu Diora to już ikony. Jednak jak w przypadku przywołanych koszulek patriotycznych – to może być moda na deklaracje, za którymi niewiele idzie. Czyli zgadujemy – możemy domyślać się jedynie, jakie poglądy ktoś chciał wyrazić poprzez swój strój.
Kiedyś było wiadomo, jak wygląda punk, a jak skin. Nawet fani Depeche Mode dorobili się statusu subkultury, a ich wygląd był, poza słabością do tej muzyki, głównym jej spoiwem. Co można wyrazić butami z wiadomą literą na boku? Albo koszulką z logo producenta, zajmującym całą powierzchnię między szyją a pępkiem? Przynależność do jakiej grupy?
Fakt, muzyczne stronnictwa nieco się wymieszały. Wchłonęła je popkultura, w końcu w H&M można kupić i koszulkę z Lennonem, i poszarpany T-shirt Kiss. Ale to samo stało się z subkulturami – czy są jeszcze osoby, dla których wyznacznikiem tego, jak należy żyć i wyglądać, jest konkretny nurt muzyczny? Chyba nie. I moim zdaniem to całkiem przyjemne, że ubranie się trochę odideologizowało muzycznie. W zależności od nastroju można być tym, kim się chce.
Pozostaje kwestia logo. Można uznać, że to deklaracja bezideowości, ale czy to do końca tak? Dla mnie obrandowane ubranie pokazuje, co porusza naszą wyobraźnię. Widzimy Nike – just do it! Calvin Klein? Bajkowe życie Beckhamów. Chanel? Jesteśmy filią Paryża w mniejszym, nudniejszym mieście. Logo niesie ze sobą historię i daje nam przynależność do innego świata. A choćbyśmy nie wiem jak zadowoleni byli z naszego dotychczasowego życia, lubimy marzyć o czymś innym. Zresztą czy to takie ważne, żeby strój wyrażał nasze poglądy?
Nie wiem, czy z dzisiejszej perspektywy to jeszcze istotne. To była jakaś deklaracja przynależności do konkretnej grupy. Obecnie takich deklaracji raczej się nie składa.
Czyli dzięki ubraniu członek subkultury wiedział, kim jest i z kim jest. I wiedział też, że jeśli będzie zadawał się z kimś nieodpowiednio ubranym, może być wykluczony z grupy. To z jednej strony wzmacniające, bo ma się za sobą zżytą grupę, a z drugiej bardzo ograniczające. Kilka uchybień strojem i traci się pozycję i rolę w społeczności? Wielkie loga są chyba bezpieczniejsze.
Bezpieczniejsze, bo mówią tylko „stać mnie”. Myślę, że poświęcamy wyjątkowo dużo uwagi temu, jak wyglądamy. Kiedyś kwestia budowania wizerunku dotyczyła tylko osób publicznych, artystów. Dziś większość z nas kreuje własny image.
Ubiór jest formą komunikacji, często nieświadomej. Z tego, jak człowiek jest ubrany, możemy przecież sporo wyczytać. Oczywiście nie wszystko w tej materii jest takie jednoznaczne. To, że ktoś nosi ubrania stylizowane na wojskowe czy nawet autentyczne elementy umundurowania, nie musi oznaczać jego fascynacji militariami, a jedynie być najzwyklejszym pragmatyzmem. Ubrania wojskowe są trwałe i wygodne – ot i cała zagadka. Jednak zameldowanie się na imieninach teściowej w bojówkach najprawdopodobniej będzie odebrane jako nietakt czy nawet brak szacunku. Jakoś pechowo się złożyło, że stroje eleganckie raczej nie należą do najwygodniejszych. Jasne, że do pewnego stopnia, jest to kwestia przyzwyczajenia, ale koszule slim-fit pod ciasno przylegającymi marynarkami nie zapewniają tej samej wygody, którą dają tylko nieco bardziej obcisłe stroje sportowców. Jednak eleganckim strojem podkreślamy rangę jakiegoś spotkania – czy to biznesowego, czy całkowicie prywatnego. Efektem takiego podejścia do wyglądu jest pewien dyskomfort, spowodowany ubieraniem masek dopasowanych do okoliczności.
Tak, maski, czyli właśnie ten image, mogą uwierać, ale dają też profity. To sygnał, że pasujemy i możemy za to dostać nagrodę – na przykład poczucie przynależności.
Oczywiście. Adekwatność stroju do sytuacji może nie gwarantuje, że nie zostaniemy odtrąceni, ale jest podstawowym warunkiem uzyskania akceptacji grupy. To konieczne, by w miarę bezkolizyjnie funkcjonować w społeczeństwie. Manifestowanie czegokolwiek swoim wyglądem przez cały czas jest trudne do wykonania. Żyjemy uwikłani w konwenanse i nawet jeśli na co dzień biegamy po mieście w brudnych trampkach i flanelowej koszuli, to na ślub kuzynki większość z nas zakłada coś innego.
Czyli w nasze życie wpisany jest dyskomfort związany z tym, że żeby się dopasować, musimy przybrać barwy plemienne. Po co w takim razie przywiązywać się do konkretnych atrybutów? Dopóki coś nie jest nam szczególnie bliskie, pozwólmy sobie na szczyptę ubraniowego nihilizmu.
Nie wiadomo, kiedy strój wyraża swojego właściciela, a kiedy jest wynikiem dopasowania się do obowiązujących norm społecznych.
Wyciągnę z tego wniosek – niekoniecznie musimy zatem oceniać ubranie każdego, z kim się stykamy. No, chyba że pod kątem estetycznym, ale to też możemy zostawić dla siebie. Tak czy inaczej, nie każdy symbol to przysięga wierności danej ideologii albo odwrotnie – maska, w której nie ma odrobiny prawdy o człowieku.
Wyrażanie siebie strojem nie musi przecież być czymś bardzo głębokim, ideologicznym. Czasami jakimś drobnym elementem stroju czy biżuterią przekazujemy otoczeniu informacje na swój temat. I w zasadzie możemy przemycić coś osobistego nawet w stroju wymuszonym przez okoliczności. Możemy na przykład z garniturem zestawić sportowy zegarek, by pochwalić się swoim hobby.
A nawet jeśli nie biegamy, i tak go załóżmy.
Jasne. Przecież wygląda fantastycznie.
IGA JÓZEFCZYK
Copywriterka, czytelniczka, studentka dziennikarstwa. Z charakteru Hermiona Granger.
MARCIN SZTYPA
Mąż i ojciec. Na co dzień handlowiec i obserwator otoczenia - głównie zjawisk bez znaczenia. Od święta student dziennikarstwa.
MARTYNA FRIEDLA
Doktorantka kulturoznawstwa na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Opolskiego, specjalistka ds. pracy artystycznej w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora im. A Smolki. Kolaże w obecnej formie tworzy od 2016 roku.