NUMER 15 (6) GRUDZIEŃ 2015 | "NA ZACHODZIE BEZ ZMIAN?"
KATARZYNA KĘDZIORA
Ci spragnieni wrażeń kontra ci wiecznie przestraszeni. Gdzieś z boku stoi jeszcze grupka podróżnych, których żywo interesują ludzie, promil. Bo czy to właśnie nie poznawanie danego kraju przez rozmowy z jego mieszkańcami nie jest jednym z najważniejszych celów podróży? Nic bardziej nie rozwija i nie rewiduje naszych poglądów w takim stopniu. Zabytki i krajobrazy są tylko tłem opowieści.
Od kiedy różowy ptak potrafi przenieść nas w ciągu półtorej godziny do innego świata, pełnego baraniny i wina, coraz więcej słyszymy o Gruzji. Czytałam przed wyjazdem Jagielskiego, Góreckiego, Mellera, ale bałam się, że napływ turystów mógł spowodować niekoniecznie korzystne zmiany. Zazwyczaj miejsca, którymi zachwycają się turyści, po pewnym czasie wypełniają się ludźmi nastawionymi wyłącznie na zysk oraz pamiątkami „z Chin”, a tym samym zabijając to, co w te miejsca pierwszych podróżnych przyciągnęło. Z tego powodu do wyjazdu podeszłam z chłodnym nastawieniem, chociaż już w trakcie lotu moich współpasażerów roznosił entuzjazm. Butelka wina, którą zostałam obdarowana przez obsługę lotniska, w dłoń i pakuję się do Tbilisi. Już w busiku widzę grupkę turystek z Polski, które wyciągają wódkę, widać — napoczętą podczas lotu. Z zadowoleniem robią sobie zdjęcia z kilkoma młodymi, lekko podpitymi Gruzinami, którzy z sobie tylko znanych powodów przyjechali na pustkowie pod lotnisko o 5 rano w środku tygodnia. Domyślam się, że zawartość samolotu z Polski mogła być decydująca.
W Tbilisi żar się leje z nieba, co nie przeszkadza kobietom dumnie paradować w swoich długich, czarnych spódnicach. Trzeba będzie zrewidować swój zapas ubrań, przynajmniej w miejscu, gdzie tymczasowo zamieszkam. Jest to stara dzielnica Tbilisi, pełna pięknych, bogato rzeźbionych, lecz niezwykle zniszczonych balkonów. Widocznie panuje tu podobny dress code jak na gruzińskiej wsi, czyli przeważnie ciemne kolory ubrań oraz skromność w odsłanianiu ciała. Z kolei miasto nocą jest zdominowane przez mężczyzn, zarówno tych dorosłych, jak i młodszych, przesiadujących w parkach i restauracjach. Widać jedynie kilka nowoczesnych klubokawiarni, w których panuje równouprawnienie. Do końca podróży pozostanie mi wrażenie, że to kraj opanowany przez mężczyzn.
Pierwsze, co uderza na ulicach Tbilisi przybysza z Polski, to jedna wielka improwizacja budowlana, rury wychodzące przez okna, blokowiska z płyty, których ozdobą (przypominającą dopasowanie kwiatu do kożucha) są różnorodne balkony, wliczając w to takie z greckimi kolumnami. Z betonowymi budynkami sąsiadują drewniane, rzeźbione domy oraz cerkwie czające się w bocznych uliczkach. Za każdym rogiem kryje się coś ciekawego, a na podwórkach kwitnie życie towarzyskie.
Z jeszcze większym chaosem przestrzennym spotykamy się na bazarze. W każdym mieście, siedem dni w tygodniu, tętni on życiem. Możemy znaleźć tu wszystko, czego dusza zapragnie. W tej plątaninie pomoc drugiego człowieka jest niezbędna, by odnaleźć drogę. Kilka słów po rosyjsku i już jest się prowadzonym krętymi bazarowymi uliczkami w odpowiednie miejsce. Niestety obawy i wyszukiwanie zła na każdym rogu towarzyszyły mi przez całą podróż. W mojej głowie ciągle tkwiło: „Przecież ten człowiek nie ma żadnego interesu, żeby mi pomóc/ugościć mnie/być moim przewodnikiem. Skoro jest taki chętny do pomocy i poświęca tyle swojego czasu, to na pewno coś musi ode mnie chcieć”. I zazwyczaj chcieli – rozmowy, szacunku, wymiany informacji o nas i naszych krajach. Nigdy nie spotkałam się z taką gościnnością podróżując po Europie Zachodniej i Polsce. Gruzini zaskakują swoją gotowością niesienia pomocy.
Do bazaru przyklejone jest miejsce, skąd odjeżdżają marszrutki, zazwyczaj jedyny środek transportu na wschodzie. Stąd też wyruszam. Cel: Kaukaz. Marszrutka w swym zabójczym pędzie wspina się po Gruzińskiej Drodze Wojennej. Niestraszne jej imponujące dziury w nawierzchni czy stada owiec i krów beztrosko idących środkiem drogi. Mam wrażenie, że tu każdy kierowca czuje się niczym Schumacher na torze. Do tego uwielbia trąbić, palić papierosy oraz wyprzedzać. Maja przyjmuje nas w Kazbegi niczym babcia wnuczki, chociaż dzieli nas różnica może kilku lat. Obsypuje chlebem, marmoladą, masłem, herbatą i opowieściami o swoich gościach. Trochę skubiemy, miałyśmy jeszcze prowiant, a tu nie zamawiałyśmy jedzenia. Oczywiście potem, jak jeszcze tysiące razy w czasie pobytu w Gruzji, jest mi wstyd za myśli, że jeśli ktoś prowadzi biznes dla turystów, to za wszystko żądać będzie zapłaty. Człowiek już węszy podstęp, a Maja po prostu bardzo się martwiła, że po tak długiej podróży chodzimy głodne. Zasmuciło mnie, że tak bardzo zaskakują mnie zwykłe, ludzkie odruchy.
Policjant z miasteczka. Nasz prywatny, 23-letni przewodnik spotkany w marszrutce. Oprowadził nas, nakarmił, po czym zostawił klucze do swojego mieszkania, żebyśmy poczekały w nim na pociąg, i poszedł do pracy. Oprócz kluczy zostawił także, uwaga, dresy do przebrania się, bo „wymęczyłyśmy się w marszrutce, gorąco i pewnie chciałybyśmy się przebrać” oraz kurtkę – „jakby padało, a miałybyśmy ochotę na spacer”. Wieczorem odebrał klucze, odprowadził na pociąg i „przekazał” nas maszyniście oraz drugiemu policjantowi z pociągu. „Przekazuje się” bowiem gościa, ponieważ skoro był pod twoją opieką, to niejako jesteś za jego dalszy los w twoim kraju odpowiedzialny. Także musisz upewnić się, czy oddajesz gościa właściwej osobie. Jeśli Gruzin odprowadza cię na marszrutkę, to odbywa się tu za każdym razem „przekazanie” kierowcy z poinformowaniem, że należy się nami zająć, sprawdzenie ceny biletu oraz usadzenie nas na najlepszych miejscach, najczęściej koło kierowcy, żebyśmy były bezpieczne. Oraz oczywiście obowiązkowe pożegnanie z zatroskanym wyrazem twarzy.
Piękne, różnorodne krajobrazy, uroda Kaukazu, której nie da się wyrazić słowami, dobre i niedrogie jedzenie, mnóstwo zabytków. To wszystko, co Gruzja oferuje. Najważniejsze było dla mnie jednak zetknięcie się z ludźmi. Dalsza podróż przez kraj to właściwie podróż z rąk do rąk. Kierowcy marszrutki zwracający część i tak groszowej zapłaty na bilet: „Dziewuszki, na drogę”, w trakcie swojej przerwy zapraszający nas na jedzenie i kawę. Właściciel hostelu ze wstydem biegnący z ciastem: „Wcześniej was nie ugościłem, bo byłem poza miastem”. Całonocne rozmowy o życiu, o wojnie, o świecie, zarówno z gospodarzami, jak i z Gruzinami spotkanymi w podróży. Zapytanie na ulicy o przystanek, które automatycznie skutkuje podwiezieniem i oczywiście obowiązkowym podaniem kontaktu do siebie „w razie czego”. Kilka nieuczciwych osób również spotkałam, jednak w porównaniu do okazanej mi serdeczności, były to nieznaczące epizody. Z perspektywy turysty jest to piękny, niezwykle gościnny kraj. Jednak uderza w nim brak kobiet. Są one zazwyczaj strażniczkami domowego ogniska, nie uczestnicząc już w życiu towarzyskim. Zawsze pozostają z boku. Jest to dla nas zupełnie inny świat, ale niekoniecznie gorszy, nie można go oceniać tylko wedle naszych standardów. Nam byłoby ciężko się do takich zasad przystosować, ale im byłoby ciężko przywyknąć do naszych.
Oprócz podbudowania swojej wiary w ludzi spełniłam kilka swoich małych marzeń. Czasem tak jest, że wpadnie nam do głowy coś w stylu „pokierowałabym pociągiem”, "przejechałabym się wojskową ciężarówką po Kaukazie” czy „pojeździłabym na koniach w górach”, ale ile razy podchodzimy do tego poważnie i myślimy, że urzeczywistnimy te marzenia? Dzięki życzliwości Gruzinów było to możliwe. Takie zderzenie kulturowe daje impuls do głębszych przemyśleń. Uczy, jak wiele możemy czerpać z relacji z innymi ludźmi, często o zupełnie odmiennych poglądach. A przede wszystkim — że warto jest być otwartym na innych, odsunąć czasem własne uprzedzenia.
Przed wyjazdemz Polski usłyszałam" „Przecież to dziki kraj!”. Tak, może i gdzieniegdzie dziki, ale na pewno o wiele bardziej interesujący niż inne, dla niektórych bardziej cywilizowane miejsca.
KATARZYNA KĘDZIORA
Absolwentka ochrony środowiska i pedagogiki, obecnie studentka ZPAF-u. Kiedy może, ucieka ze swojego ukochanego miasta, Warszawy. Interesuje się sztuką, antropologią kulturową oraz psychologią. W ramach odstresowania tworzy mniej lub bardziej przydatne obiekty: www.qedziorq.blogspot.com