DO GÓRY

 

taniec_COVER.jpg

NUMER 11 (2) MARZEC 2015 | "DOM STRACHÓW"

 

PLACEK ZIEMNIACZANY ZAMIAST RIHANNY

AGATA WIECZOROWSKAMAGDALENA MARCINKOWSKA


On do­by­wa pe­ni­sa ze spodni. Ona po­chwy z ko­ron­ko­wych maj­tek. Na­wet nie uda­ją się do łóż­ka. Bo i po co. Upra­wia­ją seks jak moż­na upra­wiać te­nis. Z ru­ty­ną i znu­dze­niem. Na ku­chen­nym bla­cie. Wśród kub­ków i sty­gną­cej szar­lot­ki. Sper­ma spły­wa cien­ką struż­ką wzdłuż drew­nia­nej szaf­ki. Z kwa­śną mi­ną wy­łą­czam te­le­wi­zor.

Ży­je­my od jed­nej es­te­tycz­nej ko­pu­la­cji do ko­lej­nej. Kie­dyś mó­wi­ło się, ile to męż­czyź­ni my­ślą o sek­sie. Rze­ko­mo 18 ra­zy dzien­nie. My­śle­nie my­śle­niem, ale to epa­to­wa­nie sek­sem po­wo­li sta­ło się klu­czem do na­szej cy­wi­li­za­cji. Jesz­cze na po­cząt­ku XX wie­ku T.S. Eliot opła­ki­wał w Zie­mi ja­ło­wej roz­pad cy­wi­li­za­cji, prze­ja­wia­ją­cy się za­ni­kiem har­mo­nii, chro­no­lo­gii i li­ne­ar­no­ści w sztu­ce. Upa­dek es­te­ty­ki czy mo­że ra­czej za­lew (an­ty)es­te­ty­ką oko­ło­ko­pu­la­cyj­ną do­pa­dły nas do­pie­ro te­raz, szyb­ko i kon­kret­nie jak no­żow­ni­cy za Le­wia­ta­nem.

Upa­dać moż­na, ale war­to się podno­sić. A my upa­dli­śmy i so­bie le­ży­my, i nie w gło­wach nam po­now­ne gra­mo­le­nie się na ko­la­na. Mó­wiąc o upad­ku es­te­ty­ki, nie mam na my­śli upad­ku mo­ral­no­ści. Ucho­waj Bo­że. Nie cho­dzi mi o styg­ma­ty­zo­wa­ną na pra­wo i le­wo przez śro­do­wi­ska ul­tra­re­li­gij­ne cy­wi­li­za­cję śmier­ci epo­ki pi­guł­ki an­ty­kon­cep­cyj­nej czy la­tek­so­we cmen­ta­rzy­ska plem­ni­ków. Nie. Cho­dzi o uto­wa­ro­wie­nie sek­su­al­no­ści.

rihanna.jpgBio­dra, uda i po­ślad­ki po­za fit­ness clu­ba­mi
Co do sek­su, to był i bę­dzie. I po­trzeb­ny, i przy­jem­ny. Cho­dzi o go­łe bio­dra, uda, po­ślad­ki. W fit­ness clu­bach są na­wet sto­sow­ne za­ję­cia ru­cho­we o tej sa­mej na­zwie, co ujędr­nia­ne czę­ści cia­ła – aby się je jesz­cze le­piej i chęt­niej po­ka­zy­wa­ło. A po­ka­zu­je się nie w sy­pial­niach, ale głów­nie na ekra­nach te­le­wi­zyj­nych, ki­no­wych i w pra­sie.

Ri­han­na na przy­kład nie mo­że na­krę­cić te­le­dysku, w któ­rym nie mie­li­by­śmy oka­zji po­dzi­wiać jej ca­łych wy­ta­tu­owa­nych ple­ców i miej­sca, w któ­rym tra­cą one swą szla­chet­ną na­zwę. Kie­dy krę­ci­ła te­le­dysk do Stay, mia­ła do dys­po­zy­cji na­praw­dę do­brą pio­sen­kę, bar­dzo przy­zwo­icie za­śpie­wa­ną. No bo na trzeź­wo to ona wie, jak i kie­dy przy­ci­snąć gło­sem. Ale te­le­dysk to ko­lej­na roz­bie­ra­na ła­zien­ków­ka. Ri­han­na pre­zen­tu­je swo­je ta­tu­aże, a pio­sen­ka zda­je się być do te­go tyl­ko pre­tek­stem – na­stro­jo­wą mu­zy­ką w tle.

A co w Sta­nach, to i u nas, bo Po­lak cho­ro­wi­ty i naj­czę­ściej na cho­ro­bę cu­dze­go ko­tle­ta za­pa­da. Ho­no­ra­ta „Ho­ney” Skar­bek, na­ba­wiw­szy się tej przy­krej do­le­gli­wo­ści, na­krę­ci­ła te­le­dysk do pio­sen­ki Na­ga. I jak sa­ma na­zwa (u)two­ru wska­zu­je, by­naj­mniej nie wy­stę­pu­je w nim w luź­nym gol­fie.


Mio­tła z brzo­zo­wych wi­tek raz
In­na ame­ry­kań­ska gwiaz­da mu­zy­ki pop, Bey­on­cé, jak­kol­wiek nie klę­kam przed ska­lą jej gło­su, a okna mo­je­go miesz­ka­nia pę­ka­ją na sa­mo wspo­mnie­nie Li­sten, ocie­ka sek­sem jak pla­cek ziem­nia­cza­ny tłusz­czem.

A ta­kie­go wła­śnie plac­ka by nam by­ło trze­ba na wła­snym grun­cie. Przy­sma­żo­ne­go, ocie­ka­ją­ce­go tłusz­czem, co to go nie od­są­czo­no pa­pie­ro­wym ręcz­ni­kiem. Zda­ło­by się nam tro­chę swoj­sko­ści. Nie­kon­tro­lo­wa­nej by­le­ja­ko­ści za­miast blich­tru, splen­do­ru i dia­men­tów na na­gich sut­kach. Jed­nak wszyst­ko, co prza­śne, jest w me­diach za­mia­ta­ne pod dy­wan. Bo nie jest fan­cy, nie lśni bro­ka­tem, nie jest jak z (M)TV. A w tym ca­ły urok.

Je­śli już gdzieś się ta na­sza wschod­nia ru­sty­kal­ność ujaw­nia, to w for­mie ru­basz­nej, scha­mia­łej, wy­ohy­dzo­nej. Jak Zie­mo­wit Sz­cze­rek po­peł­nił książ­kę o wo­ja­żach na Wschód, Przyj­dzie Mor­dor i nas zje, czy­li taj­na hi­sto­ria Sło­wian, to Wschód tam nie mle­kiem i mio­dem pły­ną­cy, ale wód­ką i kwa­sem.

Nie w książ­ce jed­nak rzecz, ale w tren­dach – al­bo kom­plet­ne­go za­mia­ta­nia Wscho­du pod dy­wan mio­tłą z brzo­zo­wych wi­tek, al­bo wy­ohy­dza­nia go. Al­bo-al­bo. Po­dej­ścia po­mię­dzy nie uświad­czysz.

Po­mi­mo ta­kiej a nie in­nej sty­li­sty­ki, ro­dzi­ma pierś i tak lep­sza niż za­gra­nicz­na. Wy­le­wa­ją­ce się z gor­se­tów biu­sty w te­le­dy­sku Do­na­ta­na i Cleo do pio­sen­ki My Sło­wia­nie są bar­dziej straw­ne dla wschod­nie­go oka niż Bey­on­cé w ską­pej na­rzut­ce z dia­men­tów. My Sło­wia­nie to kicz kon­tro­lo­wa­ny, któ­ry tyl­ko tro­chę wy­mknął się spod kon­tro­li. A dia­men­to­wa Bey­on­cé pre­zen­tu­je swo­je wdzię­ki jak­by to był do­gmat es­te­tycz­ny i ar­ty­stycz­ny.

taniec.jpg

Roz­pust­ni­cy szu­ka­ją miesz­ka­nia
Na ko­niec jesz­cze za­zna­czę, że nie je­stem orę­dow­ni­kiem pa­sa cno­ty, spa­nia z za­ci­śnię­ty­mi uda­mi i uni­ka­nia spół­ko­wa­nia z płcią prze­ciw­ną. Ostat­nio na­wet zo­sta­łam oskar­żo­na o nie­rząd, kie­dy pró­bo­wa­łam wy­na­jąć miesz­ka­nie od pew­ne­go star­sze­go pa­na. „A pa­ni mąż to czym się zaj­mu­je?”. „Róż­ny­mi rze­cza­mi. Głów­nie w orze­chach ro­bi. Mę­żem pó­ki co nie jest. Pia­stu­je urzad chło­pa­ka.”. Ch­wi­la ci­szy. Sple­cio­ne z pie­ty­zmem dło­nie. „To w ta­kim ra­zie mu­szę od­mó­wić. Bo do nie­rzą­du rę­ki nie przy­kła­dam”.

Rę­ce nam po­opa­da­ły, a na­wet i co in­ne­go. Zo­sta­li­śmy więc na sta­rych śmie­ciach. Sz­czę­śli­wi i roz­pust­ni.musująca tabletka.png

 

kreska.jpg

AGATA WIECZOROWSKA
Filo­log języ­ków obcych (angiel­ski) i bar­dzo obcych (por­tu­gal­ski i rumuń­ski). Pocho­dzi z Zie­lo­nych Płuc Pol­ski. Na stu­dia prze­pro­wa­dziła się do Kra­kowa. Pra­cuje w kor­po­ra­cji, w wol­nym cza­sie czyta Muminki i pro­wa­dzi blog: kaluzeiroze.com.

MAGDALENA MARCINKOWSKA
Ab­sol­went­ka ASP w Kra­ko­wie, stu­dio­wa­ła rów­nież w Por­tu­ga­lii. Zaj­mu­je się ilu­stra­cją, ko­mik­sem, ma­lar­stwem i fil­mem ani­mo­wa­nym.

Ta strona korzysta z plików cookie.