NUMER 27 (2) MARZEC 2018 | "DZIECI GŁOSU NIE MAJĄ?"
Piszę ten tekst w sporym napięciu. Nerwowo spoglądam na wyłożony nijaką wykładziną korytarz przez szparę w drzwiach. Czekam na przesuwające się cienie, ciche pukanie i niepokojące odgłosy. I zapłakane dzieci, pokazujące się od czasu do czasu w progu mojego pokoju. Praca wychowawcy nie jest łatwa, jednak to nie dziecięce smutki i tęsknoty są najtrudniejszą częścią tego typu wyjazdów. Największe palpitacje serca i nerwowe pocenie się rąk wywołują… zadawane pytania.
– Proszę pani, a czy pani może mieć żonę? – takie pytanie wyrwało mnie z zadumy na wyciągu krzesełkowym. Czy mogę mieć żonę? Co odpowiedzieć? Czy pozostać w zgodzie z własnymi przekonaniami i poinformować, że owszem, istnieje taka możliwość, ale niestety nie w Polsce? A może odpowiedzieć klasycznie i konserwatywnie, nie podkopując dziecięcej wiary w stały, binarny porządek wszechświata, że panie mają mężów, a tylko panowie mają żony? Dużo pracuję z dziećmi – kiedyś byłam mocno zaangażowana w ruch harcerski, teraz zajmuję się uczeniem jazdy na nartach i edukacją filmową. Szybkie i zdecydowane działanie pod presją czasu w sytuacjach kryzysowych to w zasadzie mój chleb powszedni – regularnie muszę radzić sobie z niewygodnymi pytaniami, uwagami nie w porę oraz wszelkiego rodzaju niezręcznościami. I czasami dziękuję losowi za możliwość uniknięcia odpowiedzi. Jak w tym wypadku, kiedy uratował mnie koniec wyciągu krzesełkowego.
Choć właściwie to dobrze, że padają takie pytania. Wyrywają mnie z natłoku czarnych myśli, jaki zalewa mnie za każdym razem, kiedy wsiadam z małymi narciarzami na krzesełka. Przypominam sobie wtedy absolutnie wszystkie wypadki związane z tym piekielnym środkiem transportu, widzę spadające na twardy śnieg dzieci, myślę o złamaniach i wizytach na pogotowiu. Wtedy pytania pomagają. Pytania o kolejne tatrzańskie szczyty górskie (znam trzy i niestety akurat żadnego z nich z białczańskich stoków nie widać) czy podstawy marketingu („Proszę pani, a co to jest biznes?”). Przy czym moje odpowiedzi nie zawsze spotykają się z uznaniem – moje wyjaśnienie działania armatki śnieżnej (gumowym wężem leci woda, a maszyna zamienia ją w małe kryształki lodu) jest dla wielu młodocianych fanów technologii wielkim rozczarowaniem.
Dzieci, z którymi miałam okazję pracować, osiągnęły mistrzostwo w zadawaniu pytań osobistych. Na przestrzeni lat byłam już wypytywana o potomków („A ma pani dzieci? Dlaczego nie? A będzie pani miała?”), wnuki (aua), mężów („Czemu to jest pani chłopak, a nie mąż?”), wykonywaną pracę („To można w pracy oglądać filmy?”), poglądy polityczne („A głosowała Pani na PIS? Bo mama nie i mówi, że to głupki”), ulubioną piosenkę disco polo („Bo ja lubię tylko te oczy, te oczy zielone!”) oraz najlepszy odcinek serialu Gwiezdne wojny: Wojny klonów (2008-2015) („A mój tata to jest taki gruby jak Jabba!”). Zdarzają się też zaskoczenia: niedawno jedno z dzieci, próbując dociec, co oznacza użyty przede mnie zwrot „mistrz kłamstwa”, stwierdziło: „O, to mój tata! On też okłamuje mamę! Że ją kocha!”. Aua po raz drugi.
Edukacja filmowa rządzi się nieco innymi prawami niż nauczanie narciarstwa. Ograniczony czas nie pozwala tu na aż tak daleko idącą wiwisekcję mojego życia osobistego, dlatego podczas edukacyjnych pokazów największym wyzwaniem są kwestie światopoglądowe. Rozmowa o wyższości kotów nad psami jest o niebo bardziej interesująca niż techniczne szczegóły filmów animowanych, ale z rytmu dyskusji o przyjaźni czy konwencjach filmowych, widzów (tych młodych, ale i pilnujących ich nauczycieli) potrafi skutecznie wybić pytanie o uchodźców lub kwestie etniczne. Kilka tygodni temu, oglądałam wraz z podstawówkową młodzieżą film o niemieckiej dziewczynce spędzającej wakacje w Rumunii (Przygoda Nelly [2016]). Już na wstępie kilkukrotnie zaznaczyłam, że Cyganie to raczej Romowie i tylko czasami Rumuni. Wydawało mi się, że wszystko jest jasne i klarowne, ale niestety, subtelna różnica kilku literek zdominowała naszą pofilmową dyskusję. Młodzi widzowie zrównywali obywateli Rumunii z mniejszością romską, używali tych terminów zamiennie i zupełnie dowolnie. Co więcej, cały budowany przez nas wywód o stereotypach oraz potrzebie ich weryfikacji zawalił się ostatecznie, kiedy jeden młody cynik-sceptyk (lat 10) oznajmił, że musimy być realistami, bo Cyganie kradną. Mówiąc kolokwialnie: pozamiatane.
Młodzi widzowie, wbrew obiegowej opinii, wcale nie reagują hurraoptymistycznie na wszystkie pokazywane filmy. Bez większych oporów potrafią stwierdzić na forum, że zaprezentowany tytuł NIE MA SENSU, bohaterowie są głupi i właściwie wszystkie problemy można było rozwiązać spokojną rozmową z rodzicami. Zauważają drobne nieścisłości („A dlaczego ten samochód nie miał kierunkowskazów?”), dopytują o nieznane fakty („Co to jest ta pigułka?”) i poprawiają innych współwidzów („To była PIERWSZA wojna, debilu”). Ich spostrzegawczość obejmuje także kraj pochodzenia edukacyjnych produkcji („Proszę pani, a dlaczego oglądamy same holenderskie filmy?”) i różnice w systemach edukacyjnych różnych krajów („Dlaczego nasze przedszkole nie jest takie duże i kolorowe?”). Po prostu – nic się nie ukryje.
Oczywiście, przekleństwo „obyś cudze dzieci uczył” wydaje mi się czasem wyjątkowo trafne. Jednak odpowiadanie po raz kolejny na te same pytania, nieustanne szukanie rozwiązań dziecięcych problemów oraz znajdowanie jak najprostszych wyjść ze skomplikowanych sytuacji uważam za najlepszy trening radzenia sobie z kolejnymi przeciwnościami losu. Jeden z moich znajomych stwierdził kiedyś, że nie zna życia ten, kto nie pracował w gastronomii. To prawda, ale dorzuciłabym do tego jeszcze drugą maksymę: nie nauczy się prawdziwej zaradności ten, kto nie pracował kiedyś z dziećmi.
KAJA ŁUCZYŃSKA
Absolwentka filmoznawstwa i amerykanistyki na UJ, obecnie pracuje nad doktoratem na temat kina amerykańskiego po 11 września. Prelegentka filmowa, koordynatorka programu edukacyjnego w Kinie Pod Baranami, autorka bloga filmowego „Orbitowanie bez cukru”. Publikowała między innymi w „Ekranach”, „Ha!arcie” oraz „Fragile”. Wieloletnia instruktorka narciarska.
KATARZYNA OLBROMSKA
Absolwentka Instytutu Sztuki w Opolu, ilustratorka. Inspirację czerpie ze świata natury, popkultury i codziennego absurdu. Lubi kreskówki, komiksy i zwierzęta o niekonwencjonalnej urodzie.