JAKUB KUSY | KAJETAN VON KAZANOWSKY
Święta tuż-tuż. Komercyjne radiostacje powoli polerują dzwoneczki, a zza towarów na supersamowych półkach nieśmiało prześwituje kłujący zarost Georga Michaela. Wszechobecność religijnych i parareligijnych symboli w przestrzeni publicznej skłoniła mnie do rozważań o samopoczuciu niewierzących w tym jakże podniosłym czasie.
Bezbożnicy nie mają się najlepiej w kraju, w którym, jak pisał Świetlicki, wzorem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz. Gwarantowany przez ustawę zasadniczą rozdział państwa i kościoła jest fikcją. Stwierdzenie, że Polska jest państwem wyznaniowym, nie mija się zasadniczo z prawdą. Świadczą o tym krzyże wiszące w publicznych gmachach (z salą plenarną Sejmu włącznie), religijny ceremoniał podczas państwowych uroczystości oraz niewykonany do dziś wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w przegranej przez państwo sprawie „kreski na świadectwie”.
O ile w dużych miastach ateiści pozostawiani są we względnym spokoju, o tyle na wschód od Wisły niesie się z ambon wezwanie do wypędzenia „czerwonych”, „wrogów narodu” i „ideologów dżendera”. Nierzadko wymienianych z imienia i nazwiska.
W sytuacji, kiedy każda najbardziej nawet nieśmiała próba urzeczywistnienia zapisów ustawy zasadniczej traktowana jest jako atak na kościół, nie ma szans na rzetelną dyskusję, a tym bardziej zmianę status quo.
KOMPROMI(S)TACJA
Zaburzenie relacji państwo-kościół opiera się na wypaczonym przez wszystkie jak dotąd władze publiczne pojęciu kompromisu, występującego najczęściej z przymiotnikiem „trudny”. Ten eufemizm ma przykryć szereg kompromitujących majestat państwa ustępstw wobec kościoła.
„Umowy ze stroną kościelną” zawierane były w czasach, gdy realnie słaba władza na gwałt potrzebowała legitymacji swoich działań. Niestety kler okazał się dużo sprytniejszym graczem, ukrywającym w sutannie talie znaczonych kart. Gdy uchwalono jedną z najbardziej opresyjnych w Europie ustaw antyaborcyjnych, a władza obwieściła sukces w rozmowach z kościołem, ze świątyń popłynął przekaz o „mających krew na rękach” posłach. Kiedy ważyły się losy referendum europejskiego, parafialni watażkowie – wbrew wynegocjowanemu porozumieniu – nawoływali do bojkotu plebiscytu, przedstawiając wizje zniewolonego w „eurokołchozie” narodu.
Przez ponad 20 lat władzy organy państwowe stały się zakładnikiem kościoła, który z partnera do rozmów przekształcił się w szantażystę wysuwającego coraz to nowe żądania. Rozochoceni uległą postawą urzędników hierarchowie uwierzyli, że są „piątą władzą”, pełniącą nadrzędną funkcję w państwie.
SYMBOL PRZEMOCY
Najbardziej przykre dla niewierzących są przejawy dyskryminacji „z mocy prawa” i „w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej”.
Mówiąc o dyskryminacji mam na myśli konsekwentne, uporczywe i natrętne pstrzenie publicznych przestrzeni religijnymi symbolami.
W sprawnych rękach demagogów krzyż stanowi narzędzie przemocy symbolicznej stosowanej wobec mających nieco odmienny światopogląd etyczny.
Wyroki sądów głoszące, że jego wymowa jest neutralna, stanowi on „element tradycji” i jako taki „nie godzi w niczyje dobra”, są policzkiem wymierzonym tym, czującym się w jego obecności niekomfortowo, tym, dla których jest symbolem dominacji większości nad mniejszością.To nie jedyne razy zadane niewierzącym.
Absolutnym skandalem jest powoływanie się przez sądy i Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych na procedury prawa kanonicznego, przez co obywatel chcący wystąpić z kościoła powszechnego, a fakt ów odnotować w księgach parafialnych, wbrew swej woli i sumieniu został zakwalifikowany do grona wiernych. Marzeniem ściętej głowy jest całkowite i trwałe usunięcie danych z kościelnych rejestrów. Niestety prawo do zatuszowania swojej religijnej przeszłości, oczywiste w państwach takich jak Holandia czy nawet posiadających ultakatolicki rodowód, jak Włochy, jest dla polskich ateistów czymś tak odległym jak życie wieczne.
Przerażenie budzi owiany złą sławą i krytykowany przez intelektualistów, obrońców praw człowieka i wolności wypowiedzi, ale także światłych działaczy inteligencji katolickiej, art. 196 Kodeksu Karnego mówiący o obrazie „uczuć religijnych”, a de facto – o bluźnierstwie. Jego wymowa cywilizacyjnie zbliża nas bardziej do surowego szariatu niż Europy XXI wieku.
O ile w dużych miastach ateiści pozostawiani są we względnym spokoju, o tyle na wschód od Wisły niesie się z ambon wezwanie do wypędzenia „czerwonych”, „wrogów narodu” i „ideologów dżendera”. Nierzadko wymienianych z imienia i nazwiska.
Jego konsekwencje sprawiają, że w Polsce jest jak w rosyjskim dowcipie o tygrysie: i smieszno i straszno.
Tak można właśnie określić sytuację skazania w duchu inkwizytorskiego paragrafu nabywcy ziemi, który usunął postawioną na niej przez mieszkańców wioski kapliczkę.
Drżeć muszą także krytycy jego dzieł, przypowiastek i przyśpiewek; podważający jego rolę w obaleniu komunizmu; krzewiciele pseudo-prawdy o tuszowaniu przez niego aktów pedofilii wśród księży – lada chwila odpowiadać będą za naruszenie jego świętości odlanego w ponad 700 spiżowych bryłach w całej Polsce najbardziej kremówkowego papieża w dziejach, którego ludowa propaganda zdążyła przeobrazić w wiejskiego świątka.
MARTWA JASKÓŁKA WIOSNY NIE CZYNI
Z tego dość ponurego obrazu przebijają jednak jaśniejsze tony. Myślę o najnowszych wyrokach sądów w sprawach braku adnotacji w księgach parafialnych aktów apostazji przesłanych do parafii listownie, obligujących GIODO do wymuszenia na proboszczach stosownych zmian w dokumentach.
W kilku przypadkach sędziowie przychylili się do argumentacji powodów, którzy w wymogu publicznego wyznania woli wystąpienia z kościoła widzieli naruszenie gwarantowanego przez konstytucję prawa do nieujawniania swojego światopoglądu, a także wytykali opieranie decyzji GIODO o ustawodawstwo kościelne.
Brak jednoznacznej wykładni skutecznie wykorzystują co bardziej wojowniczy proboszczowie, niemogący pogodzić się z koniecznością uchylenia biretu przed Prawem. Odwołania duchownych z reguły przynoszą skutek i państwo, a przede wszystkim niewierzący obywatele chcąc nie chcąc muszą uklęknąć...
Niezależnie od przekonań, życzę wszystkim Czytelnikom spokoju oraz wolności: ateuszom – od, a wierzącym (bez względu na wyznanie) – do.
JAKUB KUSY
Formalnie socjolog, z zamiłowania antropolog miasta, w wolnych chwilach dziennikarz.
KAJETAN VON KAZANOWSKY
Absolwent projektowania ubioru, spędzający wolne chwile rysując przy komputerze. pieprzony esteta, zachwycający się każdym odstępstwem od normy, oraz fanatyk muzyki, wydający ostatni grosz na kolejną płytę.