NUMER 21 (1) STYCZEŃ 2017 | "CZY ROZMIAR MA ZNACZENIE?"
Kraków. W zapomnianym i na co dzień opustoszałym budynku Dworca Głównego PKP gromadzą się tłumy. W kolejce do kas stoją ludzie w różnym wieku – grupki młodzieży, starsze małżeństwa, rodziny z małymi dziećmi. Podają kasjerkom znaczne sumy, żeby zobaczyć niezwykłą wystawę – „Van Gogh Alive”. Ale na czym polega jej niezwykłość?
„Zapomnij o tradycyjnym zwiedzaniu” – głosi napis na plakatach reklamujących wydarzenie. Wystawa wcześniej gościła już w wielu największych miastach całego świata – Berlinie, Mediolanie czy Szanghaju – zanim trafiła do stolicy Małopolski. Prace wybitnego artysty prezentowane są za pomocą multimedialnych sensorów, grafiki, dźwięku, ogromnych powiększeń. Jak twierdzą organizatorzy, ekspozycja „pozwala w pełni zrozumieć artystę”, a zwiedzający mogą poczuć się jak w kinie – mają zostać otoczeni przez prace malarza, niemalże wejść w nie, znaleźć się w pracowni, a dzięki efektom specjalnym, które „ożywiają” płótna, poznać jego twórczość dogłębnie.
SKĄD TYLE EMOCJI?
Vincent van Gogh jest uznawany za jednego z najwybitniejszych artystów drugiej połowy XIX wieku. Wprowadził on malarstwo w obręb nowej sztuki – postimpresjonistycznej, a przy tym kierunkował ją w stronę ekspresjonizmu. Jego dorobek artystyczny jest bardzo bogaty. Najbardziej rozpoznawane są malowane przez niego portrety i autoportrety, pejzaże i martwe natury, przedstawienia kwiatów, ogrodów i pól oraz widoków z elementami architektury. Część z nich przeniknęła do świata popkultury, reklamy oraz filmu. Mało kto nie zna Autoportretu bez ucha lub Słoneczników.
Artysta wywarł znaczny wpływ na malarzy i sztukę wieku XX. Po śmierci zyskał ogromną sławę, a jego dzieła niebotyczne ceny. To za sprawą niepowtarzalnego stylu. Van Gogh szczególną uwagę zwracał na barwę, głównie jaskrawe i gorące kolory z przewagą żółcieni przy kontrastowych zestawieniach; ale i na technikę – jego prace mają wyrazistą i zbrużdżoną fakturę oraz impasty, które nadają im dynamizm wchodzący w sferę turbulencji. Holender dążył do ukazania efektów świetlnych, które wypracowali już impresjoniści, jednak swoje zainteresowania kierował w stronę nie tyle światła, co słońca oraz połączenia elementów realizmu, impresjonizmu oraz ekspresjonizmu.
Często w swoich pracach nawiązywał do cierpienia fizycznego oraz mentalnego związanego z jego własną chorobą psychiczną, spowodowaną m.in. przez zawód miłosny i prowadzącą go do alienacji oraz załamania – próby samobójczej, pobytu w szpitalu psychiatrycznym, a w końcu śmierci w młodym wieku. Te elementy jego życia obok jego twórczości malarskiej fascynują po dziś dzień nie tylko pasjonatów sztuki. Stąd nazwisko „van Gogh” jest w pewnym sensie marką i magnesem, sposobem na propagowanie sztuki oraz czerpanie zysków komercyjnych.
NOWE MUZEUM
Już od kilku lat wiele instytucji muzealnych wychodzi naprzeciw współczesnym nowinkom technicznym oraz oczekiwaniom widzów (nie tylko tych najmłodszego pokolenia) i wprowadza jako element ekspozycji nowoczesne technologie multimedialne. Mają one budzić większe zainteresowanie, zatrzymywać zwiedzającego, skłaniać do głębszej refleksji, a według starego porzekadła – również uczyć przez zabawę.
Nasza codzienność, w której obcujemy z technologią dotykową, często sprawia, że w tradycyjnym muzeum nudzimy się. Nie możemy dotknąć, nie możemy działać, nie jesteśmy zainteresowani i nie zapamiętujemy. Żyjemy szybko i aktywnie, więc oczekujemy od otaczającej nas rzeczywistości, żeby była widowiskowa. Multimedia i wizualizacje angażują większą ilość zmysłów, pobudzając przez to również intelekt. Dziś placówki muzealne coraz częściej definiujemy jako muzea interaktywne, co posiada również swoją negatywną stronę, gdyż wiąże się z komercjalizacją. Mimo to instytucje konkurują ze sobą, by się unowocześnić – francuski historyk sztuki Jean Clair w Kryzysie muzeów zestawił „zapyziałe” muzealnictwo z masowymi uniesieniami „pierwszej miłości”.
Także artyści, nie tylko sztuk wizualnych, coraz częściej pragną zaangażować odbiorców w swoje dzieło, wprowadzając obiekty skłaniające do reakcji, wykonania określonej czynności bądź ruchu. Wtedy granica artysta–dzieło–widz zostaje przełamana, a przy tym wymagający większego zaangażowania odbiór przekształca się w lepsze zrozumienie i poznanie.
CZYM JEST „VAN GOGH ALIVE”?
Wystawa jest wydmuszką zaadaptowanych przez współczesne instytucje idei muzeum interaktywnego i muzeum multimedialnego. Jest powiększeniem wybitnych dzieł holenderskiego artysty do ogromnych rozmiarów i zaprezentowaniem ich jednocześnie na kilkunastu ogromnych ekranach, z ogromnym rozmachem niewyzbytym równie ogromnej „pikselozy”. Trwający kilkanaście minut „spektakl”, wzbogacony o komentarz z informacjami na temat życia artysty oraz kilkoma efektami wizualnymi, sprowadzającymi się do ożywienia niektórych elementów obrazu lub przemieszczania ich z obrazu na obraz, umiejscawia nas na niezbyt wygodnych kanapach i zmusza do oglądania dzieł w powiększeniu. Nie skłania przy tym do zaangażowania i głębszej refleksji. Rzekome wejście do świata artysty sprowadza się do postawienia widzów do roli intruzów i gapiów, obserwatorów bardzo ubogo zaprezentowanego zresztą uniwersum.
Dwa duże ekrany wprowadzające nas do tego świata – będącego imitacją holenderskiego atelier oraz wizualnym matriksem – zachęcają jedynie do zrobienia sobie selfie wśród opadających, ogromnych płatków migdałowca. Zmęczony wpatrzonymi w ekrany, siedzącymi na kanapach współwidzami może zamienić miękką kanapę na mniej wygodną salę imitującą wnętrze pociągu, na którego ekranach rozgrywają się te same sceny, co w sali pierwszej. Nieliczni docierają do sali trzeciej, w której prezentowane są mniej efektowne, monochromatyczne i pozbawione komentarza oraz tłumaczeń, powiększone notatki artysty.
Brak ręki twórcy, nieme „kopie”, ale z drugiej strony rzesze widzów. W tym miejscu pojawia się pytanie, czy jest to czysta komercja, czy współczesny sposób promowania sztuki? Wejście kanonów malarstwa w świat dzisiejszych multimediów może być doskonałą lekcją dla muzealników oraz odbiorców, jednak ten sposób prezentacji ani nie prowadzi do wyciągania wniosków, ani nie budzi emocji. „Kultura” zostaje wykastrowana z nadrzędnej jej części, czyli „kultu”, który zostaje zastąpiony (jak ponownie wspomina Clair) przez „obojętność, hałaśliwość, wulgarność i bezwolność”.
PAULINA ZIĘCIAK
Studentka V roku historii sztuki. Interesuje się malarstwem XIX i XX wieku, sztuką współczesną oraz ilustracją książkową, głównie dla dzieci. Poza tym uwielbia Sherlocka Holmesa oraz serial House of Cards.
ANNA TEODORCZYK
Z zawodu ilustratorka, z potrzeby autorka bloga Anna Alternatywnie o sztukach wizualnych i kulturze. Namiętny czytelnik literatury różnej oraz wierny fan gier typu point&click z ambicją na zostanie twórcą co najmniej jednej z tych rzeczy.