NUMER 24 (4) WRZESIEŃ 2017 | "ŻYCIE ANIMOWANE"
Korale z ludzi. Jeden za drugim, nawleczeni na niewidzialny sznureczek, lekko się kołyszący na boki. Sen? Majaki? Surrealistyczny obraz? Nic podobnego. Zobaczyłam je na realistycznym, reportażowym zdjęciu w wieku pięciu, może sześciu lat. Potem dowiedziałam się, że te, jak je wtedy nazwałam, „korale z ludzi” to kolejka do sklepu. I wiedziałam już, że nie brzęczała czystym i wysokim dźwiękiem niczym obijające się o siebie perły, ale raczej szeleściła jak kartki żywnościowe, jak tłumione pokasływanie i sapanie, jak przygaszone rozmowy. Pojęłam, dlaczego ten wisiorek taki szary.
W peerelu brakowało barwników. Brakowało ich w ubraniach, ludzie nosili więc sprane i spopielałe, brakowało na fotograficznych filmach, więc większość reporterów pracowała na czarno-białych, i w druku też brakowało, całe więc toczące się w Polsce życie opowiadane było na szarym papierze przyblakłą czcionką. Nie było wystarczającej ilości pigmentów, ale za to dla wszystkich starczało gazu. Myślicie, że mam na myśli te wszystkie wyskokowe napoje, sprawiające, że świat nabierał barw? Te kieliszeczki czystej do kiszonego ogórka, te ajerkoniaki z jajek, mleka w proszku (patrz wyżej: kartki) i cudem zdobytego spirytusu (wymiana kartek na papierosy na te z alkoholem)? Nic bardziej mylnego. Mam na myśli prawdziwe substancje lotne: neon, ksenon, krypton – zamknięte w szklanych rurkach. Wystarczył elektryczny zapłon i rozbłyskały, rozświetlając nocami feerią barw wiele miast.
Neony w Polsce pojawiły się już przed wojną, ale era, która naprawdę do nich należała, to lata 60. i 70. Powojenne, znakomite realizacje pełniły raczej funkcję informacyjną i zdobniczą niż reklamową. Jak pisała w 1956r. „Stolica”, miały one sprawiać, iż miasto w nocy będzie: „tak żywe i aktywne, jak w dzień, tylko że w zmienionym nastroju i w innej atmosferze”. Szczególnie jeśli ożywią je neony animowane. Część z nich możemy podziwiać do dziś. Jeśli więc męczy cię „codzienności szare mydło”, wypij wieczorem sypaną kawę (koniecznie w szklance z koszykiem!) i oddaj się nocą neonowym błyskom. Aha, kup jeszcze kilka biletów – wiele metrów szklanej rurki ciągnie się przez całą Polskę!
TU STACJA WARSZAWA CENTRALNA
Mijamy rozpędzonym pociągiem Warszawę Wschodnią, ale tylko dlatego, że podróżujemy nocą. Gdyby był dzień – wysiedlibyśmy właśnie tam – na Pradze Południe bowiem, w SOHO Factory, mieści się Muzeum Neonów. Od pięciu lat można w nim podziwiać powojenne realizacje oraz ich projekty. Póki co jednak – maszerujemy w centrum stolicy i zaczynamy od Placu Konstytucji 5! Proponuję nawet się przebiec do tej lokalizacji – będziemy mieli rozgrzewkę z głowy. To ważne, bo szykujemy się na małą rozgrywkę siatkówki. Zadzieramy więc głowę i już wszystko staje się jasne – na budynku pod wspomnianym adresem rozbłyska neon „Siatkarka”. Zaprojektował go w 1960 r. Jan Mucharski. Sportsmenka rzuca piłkę w stronę ulicy Koszykowej i, trzeba przyznać, jest w tym niestrudzona. Na początku naszego wieku jej los był zagrożony, jednak udało się ją uratować, co jest zasługą Pauliny Ołowskiej. Artystka sfinansowała renowację neonu z dochodu ze sprzedaży swoich prac, zorganizowanej wraz z Fundacją Galerii Foksal. Dzięki temu neon ponownie rozbłysł 19 maja 2006 roku. To nie jedyna inicjatywa Pauliny Ołowskiej zwiazana z reklamami ze szkanych rurek. Zleciła ona również rekonstrukcję neonu reklamującego bar mleczny w Warszawie (przedstawiający butelkę mleka ze słomkami oraz krówkę mrugającą okiem), który następnie pokazywała na wystawie w Austrii.
Złapaliście sportowego bakcyla? W takim razie truchtem na Bracką 16, start! Na mecie czeka globus Orbisu, który zachęcał migającymi kontynentami do wycieczek już od lat 50. Niestety, neon się psuł i w tej chwili podziwiać możemy jego replikę, nadal jednak wypełnioną gazem, a nie diodami. Nie jest to oczywiste – rurki wypełnione szlachetnym gazem zostały wyparte przez LED-y wraz z umasowieniem się produkcji i chęcią obniżenia jej kosztów. Szklane neony są tworzone wg indywidualnych projektów, a każdy kształt jest najczęściej ręcznie formowany i wypalany – nic dziwnego, że powoli zamyka się je w muzeach.
Ale skoro o Orbisie była mowa, porzućmy na razie ekonomię produkcji na rzecz podóży i sztuki. Wracajmy na dworzec. Kierunek – Śląsk.
TU STACJA WROCŁAW GŁÓWNY
Spragnieni po treningu? Pierwsze kroki kierujemy więc do galerii Neon Side na ul. Ruskiej 46C. Siadamy z zimnym piwem na jednym z leżaków, a całe podwórko wokół nas rozbłyskuje kolorowymi neonami z czasów peerelu. „Grand Hotel” zaprasza na nocleg, „Modny Strój” na zakupy, „Kino”, „Kino Ognisko” oraz „Kino Warszawa” na seanse, do tego zachęcająco błyszczy „NOT”, „Dom Handlowy”, „Hermes” i wiele, wiele innych. My jednak pamiętamy, że musimy zdążyć na następny pociąg, więc raz-dwa przespacerujmy się na ul. Świdnicką, a stamtąd na pl. Kościuszki. Gwarantuję, że pierwsze, co zrobicie w tym miejscu, to złapiecie się za kieszenie, żeby sprawdzić, czy nie zgubiliście kluczy. Na szczycie kamienicy zobaczymy pokaźnych rozmiarów neon z niebieskim napisem: „Ubezpiecz mieszkanie w PZU” i skradającym się biało-czerwonym złodziejaszkiem. Pierwotnie jednak neon wyglądał nieco inaczej: rabuś uciekał po zapaleniu się czerwonego tekstu. Został on zaprojektowany przez Jerzego Werszlera w 1975 roku. Obecny wygląd prezentuje od 2008.
Wolnym krokiem wracamy na stację kolejową, a ponieważ do następnego pociągu mamy jeszcze sporo czasu, siadamy sobie na ławeczce przed dworcem. Towarzyszy nam bardzo miły dżentelmen! Ze szczytu budynku naprzeciwko pozdrawia nas wysoki mężczyzna, wołając „Dobry wieczór we Wrocławiu”. Neon zaprojektował Janusz Tarantowicz w latach 60. Według jego pomysłu najpierw pojawiał się czterometrowy człowiek, dopiero potem napis. Na początku lat 80. neon został stworzony na nowo przez Jerzego Werszlera – od tamtej pory nasz przyjaciel zmalał do 2,5 metra. Obecnie też neon nie jest już animowany, co może nas trochę rozgoryczyć. Wsiadajmy więc czym prędzej!
TU STACJA KATOWICE
Nareszcie! Polskie Las Vegas! Tak nazywano Katowice w czasie ich największego neonowego rozkwitu. Niestety, z czasem zaniedbane szklane rurki zaczęły psuć się i znikać z ulic. Jak to jednak w hazardzie bywa – nic jest nigdy do końca przesądzone i łut szczęścia może uśmiechnąć się do każdego! W mieście działa Katowicki Skład Neonów, który zbiera stare neony i przywraca im dawny blask.
My tymczasem udajemy się na Rynek, a tam ujrzymy piękny, animowany napis „Zenit”. Po raz pierwszy neon zabłysł w latach 60., a obecnie podziwiać możemy projekt wzorowany na tym z PRL-u. Zmieniła się również jego lokalizacja – został przesunięty w górny, prawy róg budynku.
Katowice kolekcjonują i chronią stare neony, nawiązują do tradycji, przeprojektowując te z dawnych czasów, ale i... tworzą nowe! Dobrym przykładem jest „Kino Światowid” na ul. 3 Maja, którego pomarańczowe wnętrze pozostaje statyczne, a niebieska ramka – miga. Warta uwagi jest też animowana „Lorneta z Meduzą” na ulicy Mariackiej. To prawdziwe NEOny!
Nie wiem, jak was, ale mnie już bolą nogi i szyja. Kupuję bilet powrotny. Ale na pewno moje oczy będą dalej wypatrywać starych, ale jakże błyskotliwych neonów, zwłaszcza tych najrzadszych – animowanych.
Tylko dlaczego wielu z nas tak bardzo je lubi? Pasjonaci je zbierają, odrestaurowują, układają z nich ogólnodostępne galerie, tworzą muzea, badacze postulują zaliczanie ich do kultury użytkowej najwyższej klasy. Może częściowo dlatego, że są wspomnieniem naszego dzieciństwa? Ich blask był często jednym z pierwszych życiowych olśnień, a migotanie przywołuje najwcześniejsze wspomnienia. A może mimo nowych, zdawałoby się – kolorowych czasów wpadamy w pułapki szarej rutyny i znowu tylko neonowe noce mogą nas wyrwać z marazmu i ożywić umysł? Jest jednak jeszcze jedno wytłumaczenie, w które – przyznam się – wierzę najbardziej: kochamy ruchome neony, ponieważ tchnięto w nie animum, czyli... duszę.
NATALIA HENNIG
Koleżanka ze studiów Adasia Miauczyńskiego, której jednak młodość w bibliotekach nie zniechęciła do literek. W wolnej chwili oślepia świat lampą błyskową, co opisuje i pokazuje na swoim fotoliterackim blogu www.blyskiklik.com
MARTA MOŻDŻEŃ
Absolwentka malarstwa, na co dzień grafik, z zamiłowania ilustrator.