NUMER 29 (4) LIPIEC 2018 | "NO PAIN, NO GAME"
A jak Anna Lewandowska, B jak Bojarska-Ferenc, C jak Chodakowska – tak zaczyna się abecadło polskiego fitnessu. Trenerów, którzy przy użyciu mediów społecznościowych chcą stać się przewodnikami narodu w drodze do idealnego ciała, jest jednak znaczenie więcej niż liter w alfabecie.
Gdy w Ameryce wszyscy chcieli ćwiczyć z Jane Fondą, my mieliśmy swoją prekursorkę fitnessu. Hanna Fidusiewicz jako pierwsza w Polsce skończyła kurs aerobiku (za granicą!) i w 1983 roku założyła klub sportowy „Pod Skocznią” w Warszawie. Potem było wszystko – własny program telewizyjny (Akademia Zdrowia), kasety wideo z treningami (Stretching) i książki z ćwiczeniami (m.in. Bądź kotem, czyli stretching). W ten sposób rozbłysła nam pierwsza gwiazda fitnessu. Okazało się, że nie trzeba zdobywać medali na międzynarodowych zawodach, by Polska chciała patrzeć, jak ćwiczysz. I robić to samo.
GRA O TRON
Potem była Mariola Bojarska-Ferenc. Swoje 5, a właściwie 10 minut miała, gdy prowadziła w TVP2 Studio urody. Od tego czasu zmieniła kilkakrotnie kanał telewizyjny, wydała mnóstwo publikacji i zatańczyła z gwiazdami. Dziś Bojarska-Ferenc na fitnessowym rynku jest jak Madonna w świecie showbiznesu – kiedyś niekwestionowana królowa, teraz musi walczyć o uwagę z fanami młodszych konkurentek. Obie łapią już zadyszkę w biegu, ale obu dalej marzy się, by nadawać branży tempo. I tak jak Madonna kiedyś namaściła Britney Spears na swoją następczynię, przepędzając z królestwa Lady Gagę, tak Bojarska-Ferenc za prawowitą księżniczkę uważa Lewandowską, zaś Chodakowską za uzurpatorkę, która „zmienić to może co najwyżej gumę w majtkach, a nie życie Polaków”.
Lewandowska ma wykształcenie zdobyte na Akademii Wychowania Fizycznego, prawie 40 medali przywiezionych z mistrzostw Polski, Europy i świata w karate, a także wsparcie sławnej trenerki i jeszcze sławniejszego męża. Chodakowska ma zaledwie kurs pilatesu i college w Atenach, męża znanego głównie w Grecji i sztuczny biust. To jednak tej drugiej stuknęły już 2 miliony fanów na Facebooku, podczas gdy Lewandowska ma ich aż 600 tysięcy mniej. Odwrotnie niż na Instagramie, gdzie żona słynnego piłkarza może pochwalić się większą liczbą followersów.
Choć wydaje się, że sport to ta dziedzina, w której łatwo wskazać zwycięzcę przy pomocy obiektywnych metod: pomiaru czasu, pokonanej odległości czy liczby zdobytych punktów, to w przypadku fitnessu te zasady nie działają. Co prawda, są zawody sylwetkowe, czyli takie, gdzie jury ocenia rzeźbę i proporcje ciała, grację i wygląd. Są też zawody trenerów, gdzie oceniany jest prawidłowy sposób wykonania ćwiczenia. Jednak nie w takich konkurencjach startują bohaterowie tego tekstu – o tym, kto jest na szczycie rankingu, decydują nie sportowe osiągnięcia ani stopień umięśnienia ciała, a ilość fanów w różnych portalach, mediów, w których się jest obecnym, i, oczywiście, pieniędzy w portfelu. Sportowa rywalizacja zamieniła się w wyścig marek.
KARUZELA Z TRENERAMI
Wystarczy krótka wizyta na Facebooku, by poznać całą plejadę trenerów, którzy próbują zrobić z siebie markę: Kasia Dziurska (140 tys. fanów na Facebooku, ekspertka w Pytaniu na śniadanie czy Dzień dobry TVN, wzięła udział Dancing with the Stars), Natalia Gacka-Dressler (118 tys. fanów, autorka książek i płyt DVD Czas na fit, Zostań fit, Dieta fit), Tomek Choiński (140 tys. fanów, trener BeActiveTV i porannych ćwiczeń w Dzień dobry TVN), Sylwia Szostak (268 tys. fanów, była modelka, uczestniczka Agent Gwiazdy), Akop Szostak (315 tys. fanów, MMA, KSW i kanał na Youtube’ie SzostakTV), Anka Dziedzic (233 tys. fanów, trenerka, blogerka, influencerka), Warszawski Koks (251 tys. fanów i sklep z ubraniami sportowymi czy produktami proteinowymi), Majewski Trenuje (320 tys. fanów, plany treningowe VIP) czy Jacek Bilczyński Fit & Lifestyle Coach (103 tys. fanów, wytrenuje Twoje ciało i życie). Nazwiska można wymieniać jeszcze długo, ale to nie robienie brzuszków – jak będzie mniej, nic się nie stanie.
Zresztą już i tak zsumowana liczba lajków dla profili instruktorów wymienionych w tym tekście pokazuje, że facebookowych fanów fitnessu jest w Polsce ponad 5 milionów, co statystycznie oznacza co ósmego mieszkańca kraju. Oczywiście są ludzie, którzy lajkują co popadnie, czyli wszystko, ale ostrzegam od razu, że z trenerem personalnym powinno być jak z Bogiem: nie będziesz miał trenerów cudzych przede mną. Zdradzanie jednego z drugim może skończyć się kontuzją, nierówno wyrzeźbionym ciałem albo opóźnionym spalaniem kilogramów. Trenerzy robią więc wszystko, żeby marzący o byciu fit użytkownik internetu polubił właśnie jego, a najlepiej tylko jego. Budowanie swojej marki w social mediach sporo kosztuje – albo pieniędzy, albo własnego czasu i energii. Potem można jednak sprzedawać książki, płyty, batony, obozy, buty, zostać gwiazdą okładki magazynu, ambasadorem marki czy ekspertem w telewizji (nieśmiało wtrącę, że obóz na Seszelach z Ewą Chodakowską kosztował 12 tys. złotych, a na Malediwach 40 tys. złotych. Od osoby).
Oczywiście za wieloma trenerami stoją sukcesy sportowe, faktyczne metamorfozy klientów i ciężka praca. Ale nie da się ukryć, że obecność w mediach społecznościowych sprawia, że mogą wystawiać faktury na dużo wyższe kwoty niż pensja z fitnessclubu.
BIZNESPLAN TRENINGU
To dlatego, gdy mówi się o trenerach, można śmiało używać pojęć związanych ze światem biznesu czy marketingu. Kluczowy staje się kanał dotarcia do odbiorców. Dobry trener musi być wszędzie: na Instagramie, na Snapchacie i na Youtube’ie. Online dla tych, którzy odpalają treningi na smartfonie, na DVD dla tych, którzy ciągle używają odtwarzaczy, i na papierze, dla tych, którzy wolą czytać.
Drugą ważną zasadą jest znalezienie grupy docelowej. Dużo łatwiej jest przebić się ze swoją propozycją, gdy zna się styl życia i potrzeby zainteresowanych. Idealnymi klientami stają się na przykład mamy – grupa z dużą ilością wolnego czasu i marzeniem, żeby po ciąży wyglądać lepiej niż przed. Każdego roku w Polsce rodzi się 350 tys. dzieci (liczba ta będzie rosnąć dzięki 500+), więc ilość kobiet zainteresowana pozbyciem się zwisającego brzucha i rozstępów jest całkiem pokaźna.
Dlatego pokaźna jest też liczba instruktorek oferujących treningi dla mam. Od Edyty Litwiniuk, byłej naczelnej magazynu „Shape”, przez Sports Mamę, Aleksandrę Rożnowską, po Warszawską Lalkę. Do tego Dziedzic, Lewandowska, Gacka. Ciąża i powrót do formy jednak nie trwają wiecznie. Co dalej? Ćwiczenia z dziećmi, fit przepisy dla dzieci albo przekierowanie zdobytych w ten sposób fanek na swoją stronę z uniwersalnymi zestawami ćwiczeń.
Trzecim elementem zwiększenia wpływów z działalności sportowej jest dywersyfikacja oferty, czyli rozszerzenie swojej działalności o dodatkowe źródła przychodu. I tu wkraczają do gry fit pary. Jeśli jesteś dobrym trenerem, ale Twoją grupą odbiorców są przede wszystkim napakowane koksy, wystarczy u swojego boku postawić piękną trenerkę – wtedy pod wspólną marką możecie sprzedawać ofertę i kobietom (czasami z pakietem dla mam), i mężczyznom – i to nie tylko umięśnionym osiłkom, ale także tzw. „normalnym facetom”, bo romantyczne kolacje i wyznawanie miłości na Facebooku sprawia, że spod góry mięśni zaczyna wystawać gość, którym każdy chce być.
On wielki, ona malutka, on napakowany, ona drobniutka – Piękne i Bestie przyciągają lajki jak magnes. Natalia Gacka-Dressler i Maciej Dressler, Fit Lovers: Pamela i Mateusz, Paula Banot i Barosz Leoniewski czy Brzezińscy Trenują. Bank w polskim fitnessie rozbija chyba Akop Szostak, który oprócz zdjęć ze swoją piękną żoną, Sylwią, wrzuca także zdjęcia z zakupów z żoną w centrum handlowym w trakcie meczu Polska-Senegal, a do tego dokłada zdjęcia z psami na kolanach. Całość ubarwia miłosnymi wyznaniami: „Nie wierzę w ludzi idealnych, lecz wierzę w miłość. Jest ona trudna, czasem boli, lecz mimo to jest piękna. Bo łączy ludzi na dobre i złe” ❤️ 5 tysięcy lajków pod fotką to jego minimum. Aha, gdyby ktoś się zastanawiał, gdzie w tym zestawie jest Majewski i Deynn, to od razu wyjaśniam – z miłością i lansem można też przesadzić. Po aferze z siostrą Deynn, która próbowała udowodnić, że ich znane z mediów społecznościowych życie jest tylko na pokaz, parę zalała fala hejtu, a pieniądze z kontraktów reklamowych odpłynęły.
FACEBOOKOWE ĆWICZENIA
Trzeba przyznać jednak, że choć trenerzy mają różne pomysły na promowanie samych siebie, to ich wpisy na Facebooku czy Instagramie wyglądają dość podobnie. Jeśli nie użyją tam słów kluczy – jak „skalpel”, „huragan” czy „by Ann”, to z powodzeniem do każdego wpisu można przyłożyć każdą znaną sportową twarz i nikt nie zauważy różnicy. Najważniejszymi zasadami w konstruowaniu postów jest dodawanie dużej liczby emotikonek (najlepiej kilku takich samych obok siebie), pisanie caps lockiem zwrotów typu „MUSISZ”, „NA PEWNO SIĘ UDA”, „NIE DAJ SIĘ” oraz wklejanie zdjęć a) siebie podczas treningu, b) siebie przed lustrem, c) zdrowych posiłków.
Kreatywności nie widać też w treści postów i większość z nich brzmi jak skrzyżowanie podręczników motywacyjnych z Paulem Coehlo („nikt nie jest Tobą i właśnie to jest Twoją przewagą” – Tadeusz Gauer). W komunikatach można wyróżnić te każące pozbyć się wszelkich wymówek („Dość odkładania na »od jutra« [czyli znając życie na bliżej nieokreślony termin]. Zacznijmy tydzień NOWYCH POSTANOWIEŃ! Wypisz na kartce 3 małe postanowienia i zacznij je realizować. ” – Anna Lewandowska), te czyniące z trenerów zwykłych ludzi („Ja przyznaje, ze dziś zrobiłam sobie dyspensę od naszej akcji cukier stop NIE KRZYCZ!” – Ewa Chodakowska), te wzywające odbiorców do interakcji („Jak tam pierwsze doznania po wyzwaniu? Bolą uda? Pali tyłek? Piszcie w komentarzach” – Anka Dziedzic), te o tym, że robisz to dla siebie („Nie oglądaj się na innych Choć będą próbować zrobić wszystko, byś zawrócił, musisz napierać do przodu! Ponieważ Ci, którzy chcą Ci umniejszyć, nigdy nie znajdą w sobie odwagi, by wybrać Twoją drogę” – Akop Szostak), i te, że najważniejsze jest Twoje szczęście („Akceptuj siebie w pełni, chcesz coś zmienić? To to zrób, ale przede wszystkim bądź szczęśliwy” – Kasia Dziurska).
Gdzieś pomiędzy tym oczywiście zestawy ćwiczeń, opisy zwyczajnych dni spędzonych z rodziną i koniecznie przepisy na fit posiłki. Nie ma bowiem dobrego trenera fitness, który nie wykorzystałby mody na robienie zdjęć jedzenia na Instagramie, a także nie uważał, że jest tak samo dobrym dietetykiem, jak i sportowcem. Trenerzy są też psychologami, którzy doradzą Ci, jak dbać o swój związek, odpocząć od pracy i pozbyć się stresu.
P***, NIE ĆWICZĘ
W samym środku alfabetu stoi jednak jeszcze „N”. „N” jak Nosowska, która trenerów fitness, ich sposób komunikacji z fanami i motywowania do ćwiczeń postanowiła wyśmiać i sparodiować. Gdzie? Oczywiście na Instagramie. Jej treningi fatnessu, program mega turbo kreator opony czy tutorial organizacji lodówki, by osiągnąć efekt cellulitu bez wychodzenia z domu, biją rekordy popularności. Na fali tego Nosowska wydała książkę, chodzi do programów śniadaniowych i rusza w trasę koncertową, więc osobiście czuję się trochę nabita w jej dobrze przemyślaną, marketingową butelkę. Nie zmienia to jednak faktu, że jej Gang Grubasów ma pokazać ludziom, że jedzenie też jest fajne i nie trzeba się katować ćwiczeniami, żeby być szczęśliwym.
Gdy już wydacie pieniądze na wszystkie nowe książki trenerów fitness i spędzicie tydzień na obozie Camp by Ann, a potem dla odmiany zaczniecie jeśćwszystko, co zobaczycie, i zalegać całymi dniami przed serialami, pamiętajcie, że na końcu jest jeszcze on – „Z” jak zdrowy rozsądek. Najlepszy trener, który zna wszystkie #protipy, poznawane przez całe życie – na lekcjach biologii, wizytach u lekarza czy od znajomych. Cichutko przypomni, że marchewka czy jabłko mają więcej witamin niż donut z różową polewą, że do pracy lepiej dojechać rowerem niż samochodem i że coca-cola nie zabija, ale nie trzeba jej pić codziennie. Wybaczy Wam gofra z bitą śmietaną na molo w Sopocie, ale nie pogniewa się jeśli rano pobiegniecie brzegiem morza. Udanych wakacji!
DAGMARA MARCINEK
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa na UJ. Kocha kicz i popkulturę, dlatego Madonna zawsze będzie jej numerem jeden. O nowych mediach pisze na misswaldorf.pl, a o wszystkim pozostałym na twitterze @_miss_waldorf_.
BASIA GRZYBOWSKA
Absolwentka ASP w Katowicach. Od dwóch lat mieszka i tworzy ilustracje w Brazylii. Wystawiała swoje prace indywidualnie oraz na ekspozycjach zbiorowych i festiwalach międzynarodowych (m.in. w Londynie, São Paulo, Wiedniu i w Katowicach). Jej ilustracje to podróż pomiędzy kolorami, kształtami i radością. Kocha kawę, bajgle i beagle. Wiecej o niej w jej ilustracjach: basiaillustration.com (niepotrzebne skreślić).