NUMER 29 (4) LIPIEC 2018 | "NO PAIN, NO GAME"
Na początku widzimy to w kontekście anegdotycznym. Ot, strona quickdraw, gdzie sztuczna inteligencja próbuje zgadnąć, co zostało narysowane – fraszka igraszka, zabawka blaszana! Albo praktycznym – któż z nas nie miał miłego poczucia usatysfakcjonowania, kiedy poczciwe algorytmy Spotify podpowiedzą nam same trafione utwory w playliście, a google translator już od dłuższego czasu nie znajduje się na etapie „follow kashubian”. Ale jeżdżące po ulicach samochody autonomiczne czy – zupełnie bliskie – rozpowszechniające się kasy samoobsługowe wywołują niepokojące mrowienie w żołądku.
Kiedy widzimy, jak „robo-pies” firmy Boston Dynamics płynnie porusza się na mechanicznych łapkach i korzystając z ramienia na wysięgniku otwiera drzwi, żeby wypuścić drugiego robota, no to już armagedon. Już wiemy, że ten pies za chwilę zmruży swoje laserowe oko, zabierze nam robotę i zaplanuje zagładę. Albo kiedy napotykamy filmik NewBees od GreenPeaceVideo o mechanicznych pszczołach, które nie pozwolą wyginąć ulubionym roślinom od niezapylania – przysięgam, można poczuć się jak w najnowszym odcinku Czarnego lustra (2011–). Nawet pozornie neutralne słowo „algorytm” zaczyna powodować nieznośne swędzenie z tyłu głowy – jakby memento, jakby trigger warning. Sztuczna inteligencja do tej pory lokowana w bezpiecznej strefie abstrakcyjnej przyszłości i wyobraźni twórców SF, teraz materializuje się na naszych oczach w miejscach pracy, dysząc nam w kark.
Wiemy, że trzeba się trzymać kapeluszy, bo już totalnie nie jesteśmy w Kansas, kiedy docierają do nas doniesienia prasy o masowym zwolnieniu pracowników działu marketingu i sprzedaży sklepu internetowego Zalando, których można było zastąpić algorytmem. Kto mógłby lepiej podpowiedzieć, jakiej sukienki szukasz, niż algorytm, który na podstawie przeglądanych przez Ciebie stron, produktów, czasu, który poświęcasz konkretnym modelom, jest w stanie podsunąć odzieżowy święty graal. Który jeszcze na dokładkę nie narzeka, nie trzeba mu płacić, nie pójdzie na L4 i – póki co – nie jest zasmucony nienormowanym czasem pracy. No dobrze, stało się, algorytm z większą dostępnością i niższą pensją zastąpił Cię w pracy. W poszukiwaniu nowego zatrudnienia AI może okazać się nie tylko rywalem, ale i sprzymierzeńcem. Polski startup zaprezentował niedawno emplobota, który pośredniczy w nieprzyjemnym procesie rekrutacji. Komunikujemy się z nim poprzez messengera, gdzie odpowiadamy na kilka krótkich pytań na temat naszej dotychczasowej ścieżki kariery i tego, czego szukamy w nowym miejscu pracy, następnie sztuczna inteligencja ocenić nasze wiedzę i doświadczenie, by przedstawić naszą kandydaturę działom HR, a kiedy te wyrażą swoje zainteresowanie, emplobot umawia nas na spotkanie.
DOMO ARIGATO, MR. ROBOTO
W naszej nowej pracy możemy spotkać się z kolejnymi przejawami redukowania czynnika ludzkiego w przypadku wykonywania powtarzalnych czynności. Wdrażanych jest coraz więcej algorytmów – co może być dla nas sygnałem rychłego kontaktu z emplobotem lub – jak chcieliby to przedstawiać pracodawcy, żeby uniknąć płonących pochodni – może oznaczać zastąpienie dotychczasowych obowiązków bardziej skomplikowanymi, wymagającymi więcej abstrakcyjnego myślenia niż wrzucanie danych do systemu. W części korporacji zaczynają być też prowadzone szkolenia mające podnieść poziom naszych umiejętności miękkich, niepoddających się łatwej komputeryzacji.
Automatyzacja pracy jest widoczna (a i po prostu potrzebna) także w innych gałęziach rynku – np. w służbie zdrowia, gdzie ilość pacjentów zanadto przerasta liczbę zatrudnionych. Zredukowanie obciążenia obowiązkami i wynikającego z niego stresu poprzez zastosowanie AI stanowi cel zwłaszcza japońskich naukowców, którzy zaproponowali i wprowadzili w życie konkretne rozwiązania. W ich ojczyźnie istnieje najwyższy na świecie odsetek osób 75+ i nie wystarcza rąk do opieki nad starzejącym się społeczeństwem, w którym zauważa się dodatkowo osłabienie więzi rodzinnych. Z tego względu w tamtejszych szpitalach mamy już cały zbiór takich pomocy, jak pielęgniarka-robot z głową misia (co ma rzekomo ocieplić jej wizerunek), która jest w stanie posadzić chorego na wózku i przenieść w wymagane miejsce, czy Disnow – robot „zatrudniony” w domu opieki jako pomoc w komunikacji pacjenta z lekarzem i członkami rodziny, wykonywaniu codziennej serii ćwiczeń czy pamiętaniu o lekach. No dobrze, skuteczność wkłuwania – jest, precyzja przemieszczenia pacjenta – jest, ale co z empatycznym podejściem do chorego, co z jego potrzebą bliskości? Odpowiedzią jest Paro – terapeutyczny robot o postaci przyjemnie kudłatej foki, którego obecność ma zmniejszyć poziom stresu, napięcia, traum, poprawić stopień socjalizacji pacjentów czy też pozytywnie wpłynąć na interakcje z opiekunami. Pluszowy robot reaguje na nadane mu imię czy zachowania właściciela (zapamiętuje reakcje i np. powtarza zachowania, dzięki którym może być dłużej głaskany). Paro jest ciepły, miły, miękki, responsywny, wpływa pozytywnie na stan pacjentów, no i nie trzeba po nim sprzątać – to nieuciążliwy, praktyczny, ale też całkiem przyjemny zestaw cech.
Nie zakładajmy jednak, że chodzi jedynie o dobro ludzkości i kwestie opiekuńcze – myślmy pragmatycznie! Przedsiębiorcy chcą być przygotowani na nadciągające zmniejszenie się ilości pracowników. Najgłośniejszymi przykładami są zeszłoroczne zwolnienia w Fukoku Mutual Life Insurance, gdzie 34 pracowników biurowych zastąpiono sztuczną inteligencją, czy plany japońskich ministerstw, które chcą przerzucić na SI żmudną, biurokratyczną pracę urzędników (jaką jest odpisywanie na pytania do ministrów). Niektóre newsy nie tylko nie przerażają, ale – odpowiednio przedstawione – pozwalają nieśmiało sobie imaginować, że może zbliżamy się małymi krokami do 6-dniowego weekendu, że może o to w tej całej robotyzacji chodzi, żeby popijać nieśpiesznie zimne piwo, kiedy ktoś („ktoś”?) odwala najnudniejszą część roboty, a dla nas zostaje crème de la crème: kreatywna, rozwijająca, interesująca, wow, wow część, której nie podoła sztuczna inteligencja. Musimy jednak pamiętać, że robot jako Blaszany Drwal bez polotu to bardzo nieaktualna wizja – istnieje już program, który wydał własną płytę o tytule From Darkness/Light (2009) – Emily Howell stworzony przez profesora uniwersytetu UC Santa Cruz, który początkowo miał mu pomóc w dokończeniu opery. Poza botem-kompozytorem są też boty-poeci – twórczość można przeczytać na stronie botpoet.com, a przy okazji sprawdzić się w teście i spróbować rozpoznać, które utwory stworzył człowiek, a które bot. No i przede wszystkim musimy mieć świadomość, że nie wszystkim pracownikom da się zaproponować pracę bardziej rozwijającą (wykorzystującą np. umiejętności miękkie) czy nadzorczą, ponieważ liczba takich stanowisk nie będzie nieograniczona (szczególnie że pracodawca inwestuje w sztuczną inteligencję i automatyzuje stanowiska pracy, żeby zwyczajnie zmniejszyć koszty).
Temat redukcji zatrudnienia nie jest zbywany, prawnicy specjalizujący się w prawie pracy podnoszą temat zmian w kodeksie, które mogłyby utrudnić przedsiębiorcom zakusy totalnej oszczędności. Reguluje się np. to, jakie zawody powinny być wykonywane wyłącznie przez ludzi, liczbę „ludzkich pracowników” w najróżniejszych sektorach czy kontrolę autonomii maszyn. Zresztą nie tylko prawa ludzi w świecie relacji z maszynami wymagałyby zabezpieczenia. Zanim robot Sophie otrzymał obywatelstwo Arabii Saudyjskiej, w 2006 roku firma konsultacyjna Outsights oraz Ipsos Mori (zajmująca się badaniami rynku) przygotowały dokument, który zakłada przyznanie praw robotom w przyszłości. Jeśli świadome roboty domagałyby się praw, powinny je otrzymać, w tym prawo do wynagrodzenia, mieszkania czy opieki zdrowotnej, która pomagałaby im się naprawić. Kopnięcie robo-psa powinno być równie naganne co zwykłego.
BOT OR NOT?
Nie zapalamy jeszcze pochodni i nie maszerujemy walczyć z robotami – dopóki nie przechodzą testów, decydujących o tym, czy są sztuczną inteligencją, nie czujemy ich zimnego oddechu na plecach. Najbardziej znanym jest test Turinga, który zakłada ocenę, czy maszyna jest w stanie – nie wzbudzając podejrzeń – myśleć i mówić jak człowiek. Sędziowie, którzy o tym decydują, prowadzą równolegle wiele rozmów z mieszaną grupą uczestników (ludzi i botów). Żeby zdać test, należy przekonać 30% komisji o tym, że nie rozmawiała z botem – bo ten będzie rozumiał i odpowiadał na zadawane pytania logiczne, naturalnie, w pełni zrozumiale i sensownie. Boty sa coraz bliżej zdania testu – internet zaalarmował już 4 lata temu o zwycięzcy. Laureat wzbudza wiele emocji, bo jest nim bot – Eugene Goostman – którego chytrzy twórcy postanowili wykreować na podobieństwo 13-latka. Przekonał 33% składu jury, że jest zwyczajnym chłopcem.
Czyli tak – mówi, więc myśli, więc będzie mu łatwiej wykonywać moją pracę! Powtarzasz w zapamiętaniu: o nie, nie, nie! Byłem w Centrum Nauki Kopernik i nie dałem się nabrać żadnemu botowi na czacie, że botem nie jest. You shall no pass, bocie! Zanim jednak wyśmiejesz raczkującego androida, zanim wyrwiesz robo-musze skrzydełka i wyszydzisz to, jak bardzo nie radzi sobie z banalnym „egzaminem”, przypomnij sobie, ile razy każdy z nas oblał test CAPTCHA – mający sprawdzić, czy jesteś człowiekiem, czy botem. Możemy zresztą poczatować z kilkoma programami, które nie zdobyły co prawda Nagrody Loebnera (dla najlepiej napisanego chatbota), ale zyskały całkiem wysoki poziom zaufania w czasie testu Turinga – dostępny online jest chociażby zupełnie przyzwoity Cleverbot. Jeśli wydaje Wam się, że odpowiedzi będa skonstruowane prosto, nieludzko i wręcz zabrzmią z metalicznym pogłosem, to srodze się możecie zawieść, gawędząc z Elbotem, który konstruuje zupełnie logiczne, rozbudowane odpowiedzi. A boty – trzeba przyznać – są już wszędzie: jako pierwsza linia pomocy technicznej (w sumie zawsze trochę mniej głupio człowiekowi, jak to bot pomoże odkryć odłączoną wtyczkę), jako pierwszy doradca, który pomoże w wyborze nowej oferty, jako wstępna pomoc medyczna czy prawnej. Istnieją nawet chatboty stworzone z myślą o osobach bezsennych – kiedy cały świat śpi, możemy porozmawiać z Insomnobotem-3000.
W 2007 roku Steve Wozniak zaproponował tzw. coffee test. Zgodnie z jego ideą robot – niepoinstruowany i niezaprogramowany przez nikogo w tym celu – powinien wejść do domu, odnaleźć kuchnię, rozpoznać niezbędne składniki i zrobić filiżankę kawy. Zatem dla spokoju ducha przyjmijmy, że kubek z aromatycznym wrzątkiem może dać sygnał do paniki. Jedna tylko wskazówka – żebyście dłużej błogo spali uspokojeni testem Wozniaka, nie wybierajcie się do japońskiego Henn na Hotel, prowadzonego praktycznie wyłącznie przez roboty. Może już za kilka lat zautomatyzowany recepcjonista będzie w stanie przywitać Was spontaniczną kawą – od niej już tylko krok do panowania nad światem.
ALICJA MESZCZYK
Rosjoznawca dyplomowany, korposzczur certyfikowany, ukulelistka wannabe.
KATARZYNA OLBROMSKA
Absolwentka Instytutu Sztuki w Opolu, ilustratorka. Inspirację czerpie ze świata natury, popkultury i codziennego absurdu. Lubi kreskówki, komiksy i zwierzęta o niekonwencjonalnej urodzie.