NUMER 20 (5) LISTOPAD 2016| "100% NATURAL"
Związek człowieka z naturą może być rozpatrywany na wielu płaszczyznach. Każda z nich dotyka innej sfery życia i wiąże się z innego rodzaju interakcją. W przypadku ludności mieszkającej na Śląsku tradycyjnie relacja do natury okazuje się być głębokim i wielopoziomowych powiązaniem, którego analiza mówi wiele tak o samym stosunku człowieka do przyrody, jak i śląskiej tożsamości.
Śląsk jako teren pogranicza to obszar zawiłej historii oraz mieszających się kultur i tradycji. Świadczy o tym chociażby wielość opracowań, tekstów naukowych i artykułów prasowych starających się uchwycić, opisać to zjawisko. W tak skomplikowanej rzeczywistości łatwiej dostrzec dynamikę lokalnej tożsamości. Bazuje ona na zmienności otaczającego świata i równowadze współistniejących opozycji. Jedną z nich jest opozycja między kulturą a naturą.
GŁĘBOKO – CZARNY, ALE OGRÓD
Region ten od zawsze kojarzony jest z przemysłem, dymem i postapokaliptycznym, industrialnym krajobrazem, który dziś już nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością wyremontowanych miast i rozległych terenów zielonych. Wyliczanie statystyk analizujących konkretne hektary i inwestycje nie wniesie jednak wiele i nie ułatwi zrozumienia głębokiej obecności natury w śląskiej tradycji. Zamiast tego, porzucając walkę z wiatrakami stereotypów, warto zwrócić uwagę na wielość poziomów, na których może się ona przejawiać.
W najprostszym sensie będzie to po prostu poszukiwanie kontaktu z przyrodą, dające się łatwo zaobserwować w panujących w tym regionie zwyczajach, chociażby w powszechności posiadania przez rodziny górnicze zwierząt hodowlanych. Świnie, kozy czy kury stanowiły normalny i oczywisty element górniczego osiedla, nie tylko ze względu na związany z tym dodatkowy dochód (choć i ten był nie do przecenienia), ale właśnie z powodu swojskości kontrastującej z obrazem pobliskiej huty czy kopalni. Tak samo można odbierać niezwykle bogatą i silną tradycję gołębiarską, podtrzymywaną przez wiele pokoleń. Jeszcze dziś niemal każdy mieszkaniec pamięta, jak jego dziadek hodował z dumą gołębie pocztowe, doglądając ich po każdej „szychcie”.
Potrzeba ta była obecna również w świadomości twórców osiedli i kolonii robotniczych stawianych na Górnym Śląsku niemal taśmowo wokół zakładów przemysłowych. Mowa tu oczywiście głównie o właścicielach firm z początku XX w., a nie o państwowych realizacjach z jego drugiej połowy, których podstawowym celem było umieszczenie jak największej ilości ludzi w cudach wznoszonych z wielkiej płyty. Wchodząc w dwudzieste stulecie i idąc za ogólnoeuropejską tendencją, zaczęto tworzyć miejsca przyjazne, samowystarczalne oraz wiążące z sobą całe rodziny na wiele pokoleń. Jednym z popularnych rozwiązań było budowanie niewielkich domków z ogródkami wzorowanych na angielskim cottage. Świetny przykład takiej realizacji stanowi unikatowe katowickie osiedle Giszowiec, gdzie każdej rodzinie górniczej przysługiwał poza połową domu także ogródek wraz z obowiązkiem jego uprawy. Białe, na pierwszy rzut oka identyczne domy zyskiwały kolory, a mieszkańcy mieli zagwarantowany stały kontakt z przyrodą. W ten sposób można było mówić o środowisku jednoczącym lokalną społeczność i wiążącym ją z ziemią, na której mieszkała.
Z tej perspektywy widać, że dopiero zrównoważone połączenie przemysłu, kojarzonego z rozwojem i postępem, ze swojskością i dostępem do natury dawało podstawy do zbudowania stabilnej tożsamości, która w gruncie rzeczy opierała się zawsze na delikatnej i dynamicznej równowadze, paradoksalnej symbiozie przeciwieństw.
GŁĘBIEJ – WALKA Z MARASEM
Uprawianie ogródków, pielęgnacja roślin i hodowanie zwierząt szły zawsze w parze z jeszcze jednym koniecznym elementem życia śląskiej rodziny, czyli czystością. Walka z marasem (brudem) zyskiwała tu nowy wymiar, pogłębiający związki Ślązaków z naturą.
Syzyfowa walka z „wszechosadzającym się” pyłem przejawiała się przede wszystkim w pucowaniu okien, nigdzie indziej niespotykanym na taką skalę szorowaniu nagrobków czy dbaniu o biel ubrań. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby scenę z filmu Kazimierza Kutza Perła w koronie (1971), kiedy to ojciec sprawdza, czy jego synowie kładąc się do łóżka, mają czyste stopy. Ten z pozoru pedantyczny zwyczaj idealnie obrazuje wagę oraz wartość, jaką przypisywali górnicy czystości. Specyficzna, nabożna cześć kojarzona z pewnego rodzaju sterylnością tylko pozornie stoi w sprzeciwie wobec postulowanego związku śląskości z naturą.
Współcześni badacze starają się wyprowadzać słowo „maras” od łacińskiego słowa „mors”, wskazując na jego związki ze śmiercią. Czyszczenie mieszkań, pielęgnowanie ogrodów i dbanie o nagrobki stanowiłoby wtedy rodzaj afirmacji życia, walki prowadzonej z podziemiem o powierzchnię. Jednocześnie walki, która nie jest walką z naturą, a walką naturalną. Doświadczeniem bycia częścią przyrody.
Elementem rozwoju cywilizacji, jasno widocznym znakiem ponowoczesności, jest wyparcie śmierci z powszechnej świadomości. Znika ona z naszych domów, rozmów, a w konsekwencji i myśli. Wysoko rozwinięte społeczeństwo dochodzi do momentu, w którym śmierć staje się dla niego wypaczeniem, czymś obcym i pochodzącym całkowicie spoza jego systemu. Jednak wbrew pozorom nie prowadzi to wcale do silniejszego związku z życiem, a raczej do utraty świadomości jego wartości. Jest to współczesny przejaw konfliktu kultura–natura: jednym z elementów kontaktu z naturą jest bowiem świadomość kręgu życia, danse macabre czy innego, zależnego od rejonu świata ujęcia tej samej intuicji. Na Śląsku to: „maras w każdo dziura wlezie”.
NAJGŁĘBIEJ – ŚLĄSK NATURALNY, ŚLĄSK MISTYCZNY
Natura odbiera, ale i daje. W końcu tylko dzięki swojemu naturalnemu bogactwu Śląsk stał się tak ważnym ośrodkiem przemysłowym. Mówi się, że rolnik pielęgnujący ziemię wchodzi z nią w intymną relację. W takim wypadku trudno wyobrazić sobie silniejszy i gwałtowniejszy związek z ziemią niż wchodzenie w jej wnętrze. W ten sposób rodzi się najgłębsza płaszczyzna szacunku do natury, a więc płaszczyzna religijna.
Śląsk jest miejscem mistycznym. Region ten był zawsze tradycyjnie bardzo religijny, co objawiało się w ponadkonfesyjności, ignorowaniu dogmatyzmu oraz przesiąknięciu pewną dozą panteizmu i folkloru. Obok darzonej na Śląsku wielki kultem św. Barbary zawsze stał Skarbek, a w tle do głosu dochodziły różne bóstwa przyrody, czego świetnym przykładem jest tytułowy Drach z powieści Szczepana Twardocha.
Doświadczenie mistyczne jest zawsze bezpośrednio niewypowiadalne, nieprzekazywalne, a jednocześnie wypływające z silnego poczucia relacji, w tym przypadku m.in. z naturą. Mistyka obecna jest tu zatem w lokalnej tożsamości, która z jednej strony jest tożsamością do bólu pragmatycznych ludzi pracy, a z drugiej – poszukujących eschatologicznego odniesienia. Świetnie widać to na obrazach tzw. Grupy Janowskiej, gdzie obok Teofila Ociepki, tworzącego fantastyczne krajobrazy pełne jaskrawych barw i nieistniejących stworzeń, stoi zawsze Ewald Gawlik ze swoimi statecznymi przedstawieniami górniczych rodzin wykonujących codzienne czynności. Jedynie przez to zespolenie obraz Śląska może być kompletny.
Postmodernizm wyraźnie uwypuklił, że tak naprawdę istotą tożsamości jest dynamizm i ciągła walka o jej odzyskiwanie, stąd rola natury – jest ona koniecznym elementem stanowiącym opozycyjną parę z przemysłem. Zwłaszcza w tym regionie, potęgującym jeszcze szacunek do niej.
MATEUSZ TOFILSKI
Jest już prawie absolwentem Indywidualnych Studiów Międzyobszarowych z Katowic. Interesuje się przede wszystkim filozofią (szczególnie filozofią umysłu) i regionem, czyli Śląskiem. W czasie wolnym czyta, ogląda i spaceruje z psem.
MATEUSZ GAWRON
Od rysunku architektonicznego na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej rozpoczął swoją drogę przez przez zawiłości ilustracji i grafiki. W swoich ilustracjach stara się odnaleźć perfekcyjną kreskę oraz to, co naprawdę ładne. Jego prace znaleźć można w różnorakich gazetach, na kilku blogach oraz jak na razie w jednej książce.