NUMER 21 (1) STYCZEŃ 2017 | "CZY ROZMIAR MA ZNACZENIE?"
„Na początku były dwa słowa. Po jakimś czasie pojawiło się jedno słowo. Strach pomyśleć, co będzie później” – to utwór otwierający nowy tomik poezji Marcina Świetlickiego. Już w pierwszym, niejako programowym wierszu z Drobnej zmiany zapowiedziane zostaje wyciszanie dykcji poetyckiej, przede wszystkim poprzez formę: trzy zdania, pozbawione nawet związania w wersy, bez środków stylistycznych, bez emocji. Tylko co i po co Świetlicki właściwie stworzył, oddając w nasze ręce ten zbiór luźnych, często pozbawionych związku myśli, sprawiających wrażenie napisanych od niechcenia?
Nie jest tu moim celem ani recenzowanie, ani tym bardziej stawianie diagnozy co do ewolucji twórczej Świetlickiego (chociaż nie da się ukryć, że mocno się zmienił – zrezygnował z wersyfikacji, zwrócił się w stronę prozy poetyckiej oraz demonstracyjne uprościł i tak nieskomplikowany język), a raczej przyjrzenie się, w jaki sposób przenika się świat zewnętrzny, „pozaliteracki” z poezją. Tytuł Drobna zmianaaż prosi się, by ten tomik czytać przez pryzmat codziennej rzeczywistości.
Zanim zabierzemy się za rozbieranie Świetlickiego, niech wybrzmi, co w powieści Marsz Polonia kilka lat temu napisał o poezji jego dobry znajomy, Jerzy Pilch: „Jak się (...) nie umie dać wielkiej realistycznej powieści – zawsze można dać mały, nierealistyczny poemat. Dlatego jesteśmy krajem liryki. Z lenistwa i nieporadności”. A więc Polska to kraj liryki, a Polacy jako potencjalni artyści skłaniają się do małych form, bo po prostu nie chce im się pisać dzieł z tołstojowskim rozmachem (o „nieporadności” nie ma sensu tu mówić). Ciekawa teza i w odniesieniu do Drobnej zmianywcale nie tak absurdalna. Wydaje się, że poezja traktowana jako wyraz lenistwa i niechęci (może rezygnacji?) łączy się z niedającym się zbagatelizować milknięciem Świetlickiego.
W Drobnej zmianie poezja się „skurczyła”. Widać to już po długości „wierszy”. Nazywanie tak krótkich, czasami jednozdaniowych, notatek poezją wydaje się dość odważne, nawet jak na Świetlickiego, który przecież zawsze był podszyty buntem. Nie ma jednak wątpliwości: „I to nie jest dzienniczek, pamiętniczek czy inne gówno. To są wiersze. Wyobrażaliście sobie wiersze inaczej? Wyobrażajcie sobie nadal” (Jedenastego lutego). Bardzo to bezkompromisowe słowa, ale chyba tylko pozornie. W świetle wszystkich XX-wiecznych perturbacji w sztuce (konceptualizm, dadaizm, Nic Jasieńskiego i wiele innych) stwierdzenie, że dowolny tekst staje się poezją po prostu z woli artysty, nie dziwi już tak bardzo. Najnowsze wiersze Świelickiego to przeważnie krótkie wycinki otaczającej nas rzeczywistości, migawki z życia codziennego wtłoczone w ramy liryki. Równie wiele miejsca poeta poświęca tak sytuacji odpisywania na maile, jak i np. wypowiedzi ministra. To cytaty ze świata, czasem z lakonicznym, ironicznym komentarzem. Sprawy, które dotyczą Świetlickiego jak każdego szarego obywatela, kwituje on mimo wszystko oszczędnie. Nie podejmuje dyskusji, nie buntuje się, „grzecznie odpisuje”, że „nie uczestniczy w niczyich projektach” (Już). Wszystko, co ma do powiedzenia na temat tego świata, to zdanie lub kilka każdego dnia.
Tak, każdego dnia, bo te krótkie notki zaskakująco często mają w tytule odniesienia do dat, co więcej – wbrew temu, co mówi Świetlicki, jest to forma dziennika, miejscami nawet czegoś w rodzaju brudnopisu. Przychodzi mi na myśl paradoksalne (a może nie?) skojarzenie z internetowym i chyba coraz powszechniejszym trendem w szeroko rozumianych mediach społecznościowych: używanie prywatnego konta do zdawania relacji z życia codziennego. Zjawisko to obejmuje szeroką grupę użytkowników, od gimnazjalistek na Twitterze przez hipsterów z Instagrama po ujmujących w swojej nieporadności celebrytów na Facebooku (vide Magda Gessler). Zestawienie buntownika Świetlickiego z powyższymi zjawiskami, stanowiącymi przecież kwintesencję mainstreamu, otwiera nowe pola odczytań. Wiersze jako zbiór facebookowych postów, pisanych na gorąco – po koncercie, podczas spaceru – jako ironiczna kontrpropozycja w stosunku do wszechobecnego wirtualnego ekshibicjonizmu. W ten sposób codzienna rzeczywistość wpływa na formalny kształt poezji. Zresztą warto w tym miejscu wspomnieć, że od niedawna Marcin Świetlicki prowadzi swoją własną stronę na Facebooku („Marcin Świetlicki INFO”) i oprócz poezji publikuje tam np. zdjęcie swojej kuchni podczas remontu lub we właściwy sobie sposób żartuje z Dody. A wszystko to robi sympatycznie i z klasą.
Ale lakoniczność komunikatu nie równa się brakowi emocjonalnego zaangażowania, chociaż intuicyjnie czuję, że autor kpi sobie z tych, którzy swoje codzienne życie zamieniają w publiczny spektakl w barwach instagramowych filtrów. Wbrew pierwszemu wrażeniu dystansu Drobna zmiana to zbiór bardzo intymny. Z rzeki zgryźliwości i pozornego chłodu można wyłowić te elementy życia, które nie budzą sprzeciwu (to celowy eufemizm, „afirmacja” byłaby jednak zbyt śmiałym słowem). Dobrze jest np. „usiąść na ławce z psem u nóg i siedzieć godzinami” (W uśpieniu). Ekstremalnie małe rozmiary liryków w tomie każą zwrócić uwagę na każdy powtarzający się element. Wyjątkowo często będzie nim właśnie suka: czy to siedząca przy Świetlickim, czy podczas porannego spaceru. Ten motyw przewija się między wierszami, by wybrzmieć głośno – ze względu na przedostatnią pozycję w tomie – w Burzy, ostatnim dniu maja. Jeśli do tej pory nie dostrzegliśmy w dzienniku śladów uczucia, tutaj nie przeoczymy więzi łączącej człowieka i zwierzę.
Wybrzmiewa to tym mocniej, że tomik jest świadectwem ostentacyjnej alienacji: „Ode mnie zależy tylko tyle, że ciebie. Tu. Nie” (Skreślenia); „Jesteśmy osamotnionymi, sparaliżowanymi Guliwerami” (W kwietniu 2016). Postawa Świetlickiego graniczy z mizantropią. Nie da się ukryć, że wydaje się zmęczony światem. Homogenizacja internetowych zachowań ludzi to zjawisko, z którego można sobie zadrwić, ale w Drobnej zmianie rysuje się perspektywa o wiele bardziej niepokojąca. Jest to – powiedzmy to wreszcie – kontekst polityczno-społeczny. Stanowi tło, na którym rozgrywa się dramat jednostki. „Takie są wasze wybory. (…) Przez to czujemy się jeszcze bardziej samotni” (Lista przebojów wszechczasów). Na tę samotną jednostkę rzuconą w rzeczywistość po „drobnej zmianie” składają się różne jakości – „myślenie inaczej” (Trzeciego maja) czy zwykłe starzenie się (Blues Matuzalema). Nękany codziennością i depresją bohater Drobnej zmiany doświadcza kolizji swoich dążeń artystycznych i sytuacji społecznej. Obie perspektywy, polityczna i literacka, nakładają się na siebie w dwuznacznych Kilku radach („Żadnych żartów (…) Powinny mieć postawę, nie finezję”). W Wiecznym ruchu zarysowana zostaje opozycja: my / artyści – oni / naród / czytelnicy, w egzystencję jednostki twórczej wpisując ciągłe napięcie między człowiekiem a środowiskiem. Autotematyczna autorska refleksja dochodzi do szczytu w kąśliwym Och, stanowiącym spóźnione wytłumaczenie dla modyfikacji dotychczasowego stylu pisania. Czym Świetlicki tłumaczy „drobną zmianę” w swoich wierszach?
Och, jakże by to wszystko. Pięknie wyglądało. Rozpisane na wersy. Jakże by to wszystko. Pięknie wyglądało. Ale sytuacja. Oraz środowisko. Oraz sumienie. Nie zezwalają.
To jasna deklaracja: poezja mówi w taki sposób i tyle, na ile pozwalają jej warunki, w których żyje twórca. A teraz nie pozwalają mu na wiele. I cóż po poecie w czasie marnym, chciałoby się zapytać.
Czas marny i absurdalny, ale nie słychać w Drobnej zmianie jakiegoś głośnego buntu. Jawnie polityczne liryki (Z nabożnych lektur, Minister kultury i dziedzictwa ma refleksję) grają niedorzecznością czy ironią, jest ich też w tomie dużo, ale poza tym sporą grupę zajmują wiersze apolityczne, głęboko prywatne, dotykające tematu depresji, który jest w tym poetyckim świecie stale obecny, chociaż nie zawsze jawnie. Kiedy już pojawiają się bezpośrednio kwestie psychiczne, robią duże wrażenie jako czynnik destrukcyjny dla „ja”, dla tożsamości, jak w Euforiach i depresjach („W środku zredukowany ludzik”), albo jako stała, niezrozumiała groźba, jak w Pustym czwartku.
Umowny podział na dwie grupy tematyczne – kwestie społeczne, polityczne, kulturowe oraz prywatne, indywidualne – ma sens tylko, jeśli zaraz potem go zniwelujemy, jak zresztą robi Świetlicki, grając niedopowiedzeniami oraz dwuznacznościami. Jakie są możliwości działania jednostki wobec powszechnego dramatu? I co wspólnego mają: skrótowość postów z Facebooka, przemiany w państwie oraz prywatne troski? Otóż wszystkie te sprawy nachodzą na siebie i składają się na ogólną rzeczywistość otaczającą autora. Jej obraz jest co najmniej przykry. Bunt czy raczej niechęć wobec świata to akurat stały motyw w sztuce, ale w tym przypadku mamy do czynienia z jego wyjątkową formą, która w różny sposób współgra z wszystkimi aspektami opisywanego życia.
Jeśli poezję pisze się „z lenistwa”, to równie dobrze można ją pisać ze znużenia, z niechęci do otaczającej nas rzeczywistości. Oczywiście to stwierdzenie będzie sporym nadużyciem, ale nie da się oprzeć wrażeniu, jak gdyby Świetlicki usilnie starał się nas przekonać, że po prostu nie chce mu się pisać inaczej. Że pozornie wielkie polityczne sprawy, które opisuje, tak naprawdę zasługują na kąśliwe wyśmianie. Że trzeba maksymalnie oddalić się od patosu.
Cóż, wydaje mi się, że to poza, forma samoobrony. Że politowanie wobec świata polityki i demonstracyjnie mała objętość wierszy pisanych z przewrotnie rozumianego „lenistwa” mają na celu maskować jakieś poważniejsze, nie takie „drobne” zmiany: coraz dotkliwszą samotność, nieuchronnie zbliżającą się (a może już obecną?) starość. Świetlicki nie różnicuje poetyki, opisując sprawy prywatne i społeczne. Wystarczy zmiana kontekstu: ta sama forma, tak wymowna przy tematyce publicznej, liryce osobistej nadaje niezwykle intymny, melancholijny charakter.
Wiersz, od którego wziął tytuł cały tom, po prostu opisuje zamianę kawiarni artystów na sklep z militariami. To tylko „drobna zmiana”, do tego wydarzyła się najwyżej „podobno”, czyli właściwie nie wiadomo dokładnie, co i czy w ogóle się stało. Jednak nie da się zaprzeczyć, że „dzisiaj jest tu sklep z militariami”. Drobna zmiana w świecie polityki, drobna zmiana w kontekście historycznym, drobna zmiana we mnie i w mojej poezji. Świetlicki jest wręcz ostentacyjny w tym swoim beznamiętnym dystansie wobec świata, w pozornym pisaniu „od niechcenia”. Niewiele znaczący świat równa się niepozornej, nieefektownej poezji. Nasze czasy nie zasługują na „prawdziwe” wiersze – sytuacja, środowisko i sumienie nie zezwalają. Wypiera je „proza życia”.
ŁUKASZ KRAJ
Wesoły student filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Chciał zostać muzykiem, ale wybrał książki. Jak typowy polonista - ma skłonności do zachwytu nad wszystkim, a w szczególności nad popkulturą, nokturnami Chopina i powieściami Masłowskiej.
SZYMON SZELC
Przede wszystkim rysuje, jego ulubione tematy to kosmos, roboty, dinozaury i dziewczyny. Czasem trochę maluje ma galerie w łazience i komiksy w mydle. Lubi swój czarny rower, instagram.com/szymonszelc, szymonszelc.pl.