„Na początku były dwa słowa. Po jakimś czasie pojawiło się jedno słowo. Strach pomyśleć, co będzie później” – to utwór otwierający nowy tomik poezji Marcina Świetlickiego. Już w pierwszym, niejako programowym wierszu z Drobnej zmiany zapowiedziane zostaje wyciszanie dykcji poetyckiej, przede wszystkim poprzez formę: trzy zdania, pozbawione nawet związania w wersy, bez środków stylistycznych, bez emocji.
Siedzisz na obskurnym materacu w małym, ciasnym pokoju z odrapanymi ścianami. Masz za to całkiem zgrabne nogi, mini i buty na obcasie. Nagle drzwi otwierają się z hukiem, jakiś facet każe ci wyjść na ulicę. Szybko, bez ociągania się. Po chwili stoisz już na chodniku, ktoś pyta się, „za ile?”, ktoś mówi, że powinnaś sobie znaleźć lepsze zajęcie. Chcesz uciec. Nic prostszego – wystarczy zdjąć gogle VR.