NUMER 20 (5) LISTOPAD 2016 | "100% NATURAL"
W barze leci polski Bajm, co druga laska opala się topless, na plaży rozbitych kilka namiotów. Atmosfera jak na festiwalu muzycznym, piwo tanie jak barszcz. Na zaproszenie kolegi przejechałem ponad 1400km trzema środkami transportu z Krakowa do Vama Veche — ostatniej wioski w Rumunii przed Bułgarią nad Morzem Czarnym. Po drodze pytam o to, co zostało z kultowej plaży nudystów i przystani hipisów czasów Ceauşescu. A zostało dużo, choć jak ze wszystkim — jest inaczej niż kiedyś.
Laurian, Rumun, 27 lat, studiuje w Holandii. Kierowca BlaBlaCara, wiezie mnie z Krakowa do Brasova (950km), co jest okazją do przesłuchania klasyki death metalu i hard rocka.
W Krakowie byłem jedną noc, przyjechałem tylko zobaczyć miasto, właściwie to byłem w Trutnovie na metalowym Obscene Extreme Festival. Sam jadę do Brasova, do rodziny, ostatnio byłem u nich na święta, na co dzień mieszkam w Holandii, gdzie piszę doktorat z chemii. Brasov jest piękny, jak Heidelberg, cudne miasteczko otoczone górami. Jak wjedziemy, to zobaczysz taki jebitny napis „BRASOV” na wzgórzu, jak w Hollywood. Świeci się w nocy – stary, padniesz, jak to zobaczysz! No ale to jest Rumunia... Vama Veche, haha, jedź koniecznie! Jedno wielkie party hipisów, pełna wolność. Dawno już tam nie byłem, ale kiedyś to się imprezowało. Konstante pierdol, tam nic nie ma, nudy na pudy (wiesz, że burmistrz Konstanty poszedł za kratki za korupcję?), jedź od razu do Vama Veche, to jest parędziesiąt kilometrów na południe. Są jakieś autobusy, bez problemu się tam dostaniesz.
Andre, Rumun, około 23 lat, pracownik hostelu w Brasovie.
No więc na co dzień szansa na wyrwanie laski to jest tak 50-70 %. W Vama Veche to jest 120 %. Sorry, stary, ale jak tam nic nie zaliczysz, to jesteś pizda, hahaha. Tam się jedzie na nieustanną imprezę! Sam widziałem, jak się parka na plaży ruchała, obok mnie, na nic nie zwracali uwagi – to jest Vama Veche! Ja to w ogóle mam szczęście, kiedyś mi Belgowie zrobili orgię w recepcji hostelu, jak to zobaczyłem, od razu uciekłem...
W Vama Veche na spokoju można się rozbić na plaży, nikt się nie przywali. Jak ja tam bywałem, to melinowałem się w porzuconej łodzi ratunkowej, haha. Tak właściwie to na chuj wieziesz ten namiot przez tyle kilometrów. My zawsze braliśmy konserwy i chleb, a na miejscu tylko kupowaliśmy alkohol i balangowaliśmy do rana.
Faktycznie, przemysł turystyczny wkręca się do Vama Veche. Ale jest silny opór, bo miejsce jest szczególne, obecnie jest przystanią backpackersów i innych takich. Ale deweloperzy pchają się tam, chcą zabudować wiochę hotelami. Według mnie to już jest chyba ostatni moment, by odwiedzić takie Vama Veche, jakie znamy.
W pociągu do Konstanty czytam Wicehrabię Przepołowionego Italo Calvino:
Dużo rozmaitych rzeczy mówiło się o Protofungo, choć nikt ze zdrowych nigdy tam wewnątrz nie był, ale w jednym wszystkie te głosy były zgodne: że życie tam było jedną nie ustającą hulanką. Wioska, zanim stała się schronieniem trędowatych, była gniazdem prostytutek, do którego ściągali marynarze wszystkich ras i religii, i wyglądało na to, że kobiety nadal zachowały tam rozpustne obyczaje dawnych czasów.
Para spotkana w barze dworcowym w Konstancie, 50 km od Vama Veche. Oboje przed trzydziestką, Rumuni, bardzo zmęczeni.
Tak, wracamy z Vama Veche... Jak się tam dostaliśmy? Czekaj... Daj chwilę... A, tak, pojechaliśmy samochodem z kumplami z Bukaresztu, sami jesteśmy ze stolicy. Haha, sorry, musiałem sobie przypomnieć, nie styka mi jeszcze dobrze, wiesz – Vama Veche... Impreza dobra, muza cały czas: drum’n’bass, rock, co tylko zechcesz. My kimaliśmy w namiocie, o tym, co leży tutaj pod stołem. Nie masz się o co bać, nie jest to nielegalne, nikt cię nie zgarnie.
Mihai, 24 lata, Rumun, pracownik baru Champs Area w Eforie Nord, 40 km od Vama Veche.
Na nielegalu możesz się kimnąć na plaży, w sensie w namiocie, nikt się nie przyczepi, ale nie masz żadnej gwarancji. Ludzie chleją, przejdzie taki pijany, gwizdnie ci telefon i po ptakach. Zawsze możesz walnąć się gdzieś w ogrodzie czy na strzeżonym polu namiotowym, płacisz z 20-30 lejów[1] za noc i masz spokój. W Vama Veche byłem po raz pierwszy, jak miałem 19 lat, epicka najebka. Teraz robię jako koleś od wszystkiego w barze i pensjonacie w Eforie Nord, to tam wiozę telewizor, który masz na kolanach. Sam jestem z Alba Iulia, to w Transylwanii. Wiesz, jest czas na życie, na pracę i na zabawę. Jak się nie zabierzesz za życie, to życie się zabierze za ciebie, hahaha.
Teraz pracuję, ale pisuję też poezję, masz tutaj odręczne tłumaczenie angielskie. Nie, dziewczyna, która tłumaczyła z rumuńskiego te erotyki, nie była ich adresatką. To dla Andrei, starała się o mnie przez miesiąc, ale ja wtedy byłem chujem, nie lubiłem ludzi, jednak w końcu mnie złamała. Nauczyła mnie kochać ludzi, puściła mi jazz i uśmiechała się, słuchając muzyki, czym mnie zafascynowała. Sam byłem punkiem, bardziej takim ideologicznym, kontestatorem, słuchałem przede wszystkim hip-hopu, teraz lubię i jazz. Byliśmy ze sobą dwa tygodnie, po czym zginęła w wypadku samochodowym razem ze swoją matką w 2009 roku, 20 czerwca była rocznica...
Z Polski jesteś? Mam kumpla z Polski, Kubę. Jest w Rumunii na Erasmusie i chodzi z moją siostrą. Ale nie lubię go, jest leniwy, nic nie pomaga. Siostra jest prawie 10 lat starsza. Tak, hahaha, 10 lat nic, a tu hokus-pokus i jestem ja. A właściwie my, bo mam brata bliźniaka!
Ja jestem otwarty, komunizm to nie było to... no… jak to jest po angielsku? O, mam — niewolnictwo! Rozmawiam dużo ze starszymi i słuchaj, kiedyś jak się hajtałeś, dostawałeś przydziałowe mieszkanie z dwoma łóżkami. Teraz tylko wszyscy kombinują, jak zarobić... Ale nie, nie jestem komunistą!
Vama Veche, haha, stary, to się przez „K” wymawia. Jak jedziesz dalej, to musimy Ci napis zrobić. Zajedź ze mną do baru. O, masz, napisałem ci na kartonie, trochę seledynowy, ale widać. Chcesz piwo? Raluca ci naleje, to ta blondynka przy barze...
Maria, Rumunka, 20 lat, wsiada do autobusu do Mangalii (10 km od Vama Veche) w szczerym polu.
(łamanym niemieckim) Co ja robię? Haha, jebię się. Kunden [niem. „klienci”]? Tak, zawsze z kondomem [no, troszkę się nie zrozumieliśmy… — przyp. aut.]. Masz kasę? Nie? Szkoda... Zresztą i tak boli mnie głowa... Tutaj wysiadam, pa!
Luminita, Rumunka, około 50 lat. Opala się nago, ale okrywa się ręcznikiem, gdy podchodzimy do niej na plaży w Vama Veche.
Jak tu przyszłam pierwszy raz, to było chyba w 1981 roku. Mieszkałam wtedy w 2 Mai, ostatniej wiosce przed Vama Veche. Przechodziliśmy plażą, wtedy tutaj nic nie było, parę domków, pola kukurydzy i dziewicza plaża, można było się spokojnie nago opalać. Ale wiem, że już w latach 50. różni artyści przyjeżdżali tutaj, szukając ucieczki przed komuną. Teraz to już nie jest to, pobudowali barów, gra muzyka, zrobiła się masówka, inny klimat. Ale dalej można się opalać nago, haha.
Vlad, Rumun, 32 lata, na co dzień żyje w Azji, gdzie się poznaliśmy. Pijemy piwo na plaży w Vama Veche, w tle gra reggae.
Do Vama Veche przyjechałem po raz pierwszy 15 lat temu i od tego czasu przyjeżdżam kiedy tylko mogę. Miałem wtedy 15, może 16 lat, nie pamiętam dokładnie, dużo piliśmy. Ale wtedy był tylko jeden bar, ten za nami, Stuf. Był 10 razy mniejszy, parę osób siedziało obok baru. Alkohol kupowali w sklepie w mieście i dowozili tutaj, nie było biznesu, organizowali to zwykli ludzie chcący się zabawić. Więc piliśmy, graliśmy w szachy i na gitarze oraz słuchaliśmy Pink Floyd. Było trochę inteligencko, jeśli można tak powiedzieć, wiesz, o co chodzi. Nie chodziło o to tylko, żeby się najebać i spać na plaży. Haha, tak, robiliśmy i to, ale nie było to sensem tego wszystkiego. Gadało się o filozofii, życiu, a przede wszystkim antykomunizmie. To miejsce zaczęło się jako hipisowska przestrzeń wolności. Wiocha miała 10 domów, ale to chyba początek lat 80., kiedy zdecydowano się przyjechać do Vama Vache, które jest tak bardzo oddalone od wszystkiego i rzut kamieniem od Bułgarii, chyba pół kilometra, o patrz, tam jest wieża strażnicza niedaleko.
Manifestacją kontestacji był m.in. naturyzm. Ludzie przyjeżdżali, zrzucali ciuszki i cieszyli się niezależnością. Do dzisiaj zresztą tak jest, patrz na te topless laski dookoła, jak chcesz, możesz też się rozebrać, przecież po to cię zaprosiłem, haha. Ta idea cieszenia się wolnością w przyzwoity sposób jest nadal żywa. „Przyzwoita” — po prostu przez to rozumiem wszystko to, co nie krzywdzi innych. Jak się najebiesz i latasz nago, to nie jest nieprzyzwoite, wiesz, o co mi chodzi. A potem pobudowali trochę więcej barów, zaczęto rozbijać namioty na plaży i się zaczęło. Największy hype był, kiedy jeden z zespołów rockowych nazwał się Vama Veche i nagrał cały za-je-bis-ty album pod tym samym tytułem w 1999 roku — no i przyszedł boom, miejsce stało się tym, czym jest teraz.
Spało się jedynie w namiocie albo na plaży, czasem z twarzą w morzu, zależy, ile wypiłeś, haha. Wiem, że jacyś kolesie kiedyś zrobili ognisko z ławek, a potem upiekli na nim kolby, jakie zawinęli z pola. Bo kiedyś nie było możliwości kupienia pieczonej kukurydzy.
Alina, 24 lata, blond Rumunka z hiszpańskiego baru w Vama Veche, gdzie piła capuccino.
Grali Floydów na plaży? Hmm, nic dziwnego, jeśli bierzesz pod uwagę, jak to się wszystko zaczęło. Ja tu jestem drugi albo trzeci raz, nie pamiętam. W październiku jadę do Londynu pisać doktorat z immunologii u asystenta faceta, który był nominowany do Nobla. A poza tym napisałam książkę, 120 stron, beletrystyka, Herbata z żaby. Tłumaczenie angielskie do kupienia tylko w formie e-booka na Amazonie, kosztuje jakieś grosze.
Julia, 20 lat, Rumunka, barmanka.
Jeżdżę tutaj od 4 lat. Kurna, wtedy nie jeździli tutaj ludzie słuchający manele[2], a teraz niestety pojawia się ich tutaj coraz więcej...
Alex, 34 lata, Rumun, zabiera mnie stopem z Vama Veche do Mangalii.
Vama Veche jest świetne, uwielbiam ten klimat, cholera, chyba muszę się tam wybrać na urlop. Tak, jest szalona impreza, ale to nie jest jak Niemcy czy Dania, wiem, bo trochę tam mieszkałem, ale postanowiłem wrócić. Vama Vache to największe szaleństwo, na jakie można sobie pozwolić w Rumunii. W końcu nie zapominaj – jesteśmy ortodoksyjnym krajem!
PAWEŁ SŁOŃ
Ur. w 1988 r., z wykształcenia politolog, na co dzień bloger filmowy (dobryfilmzlyfilm.wordpress.com). Mieszkał ponad 2 lata w Malezji, gdzie promował polską kulturę i sprzedawał mieszanki gum do bieżnikowania opon. Publikował m.in. w miesięczniku “Znak”, “Vice” Polska czy Onecie.
MAŁGORZATA MACIEJEWSKA
Absolwentka wiedzy o teatrze UJ, obecnie studentka performatyki UJ i dramaturgii PWST. Pisze dramaty i opowiadania, jest miłośniczką czeskiego kina. Poza zajęciami literackimi zajmuje się ilustracją, fotografią i projektowaniem.