DO GÓRY

 

fuss_w_poszukiwaniu_teczy_dmytrek_cover.jpg

NUMER 30 (5) PAŹDZIERNIK 2018 | "KRZYK MODY"

W POSZUKIWANIU TĘCZY

NATALIA HENNIG | LILIANNA DMYTREK

Jestem dziew­czyną z bloku i mam 14 lat. Mam też: szare dresy z dwoma paskami (te z trzema były uzna­wane przez moich rodzi­ców za fana­be­rię), orta­lio­nową kurtkę – jakieś pięć roz­mia­rów za dużą, i uczę się uży­wać za ciem­nej kon­tu­rówki do ust. Na nad­garst­kach muli­nowe prze­pla­tanki, na szyi wisio­rek‒smo­czek, na któ­rym to gdyń­ski rynek zbija for­tunę, bo tę spe­cy­ficzną biżu­te­rię pra­gnie zaku­pić każda mało­lata z mojej pod­sta­wówki. Jest koń­cówka lat 90.

Na sza­fie jed­nak leży coś nie­spo­ty­ka­nego wśród nasto­la­tek poko­le­nia Y: słom­kowy kape­lusz. Nieco póź­niej, nie zwa­ża­jąc na kpiny rówie­śni­ków, zakła­da­łam go na cześć pew­nej piw­nicz­nej artystki. Poja­wiła się ona na świe­cie ostat­niego dnia lata, gdy świa­tło powoli zaczyna nabie­rać rdza­wego koloru, a słom­kowe nakry­cia głowy coraz kró­cej widują słońce. W wieku 14 lat i 6 mie­sięcy widzę ją po raz pierw­szy na sce­nie, a 18 lat póź­niej na­dal dokład­nie pamię­tam smu­kłą kobietę w bieli, z roz­pusz­czo­nymi rudymi wło­sami i bukie­tem lilio­wych dzwon­ków w obję­ciach, kła­nia­jącą się na sce­nie Teatru Muzycz­nego w Gdyni. Na bile­cie wid­nieje: „Anna Sza­ła­pak”.

CZERŃ
Na początku zawsze jest ciem­ność. Cza­sami jed­nak z czerni i dymu, z mroku pod­ziemi, z duchoty i cha­osu wyła­niają się cher­lawo migo­czące pło­myki świec, pia­nino i mała scena, a wśród poka­sły­wań, brzęku szkła i chi­chotu da się usły­szeć brzę­cze­nie dzwonka. Tak powstała w Kra­ko­wie Piw­nica pod Bara­nami. A z niej (pozba­wio­nej począt­kowo elek­trycz­no­ści) wychy­lają się nie dzi­kie stwory ani potom­ko­wie smoka wawel­skiego, lecz arty­ści. W 1979 roku poja­wia się w kaba­re­cie Anna Sza­ła­pak. Wystę­puje naj­czę­ściej w ciem­nym stroju, śpie­wa­jąc m.in. Czarną sukienkę – pio­senkę z cza­sów zabo­rów, trak­tu­jącą o trud­nym losie pozba­wio­nej wol­no­ści Pol­ski, wów­czas znowu aktu­alną. Już ta jedna z pierw­szych pie­śni w jej wyko­na­niu wpi­sze się na dobre do pol­skiej kul­tury: wiele lat póź­niej, w 2016 roku, będzie jed­nym z ele­men­tów audio pre­zen­to­wa­nym na wysta­wie „Biel? Czerń? Czer­wień?” w Muzeum Etno­gra­ficz­nym w Toru­niu. Zanim jed­nak to nastąpi, cała Pol­ska, a więc i piw­niczni arty­ści, prze­cho­dzą przez poli­tyczne zawi­ro­wa­nia od festi­walu Soli­dar­no­ści po stan wojenny. W 1986 roku Zyg­munt Konieczny pisze z Agnieszką Osiecką songi do adap­ta­cji Sztuk­mi­strza z Lublina dla wro­cław­skiego Teatru Współ­cze­snego, jed­no­cze­śnie udo­stęp­nia­jąc utwory Annie Sza­ła­pak w kaba­re­cie. Wśród kom­po­zy­cji są Białe zeszyty oraz Grajmy Panu. Artystka trak­tuje to jako pre­tekst do wyma­rzo­nej już meta­mor­fozy – zmie­nia kolor sukni na biały. Nie­ba­wem tak w kraju, jak i na sce­nie staje się jasność!

BIEL
W jed­nym z tele­wi­zyj­nych wywia­dów artystka opo­wiada o szkol­nych balach oraz o mamie, która z ogromną sta­ran­no­ścią przy­go­to­wy­wała jej stroje na przed­sta­wie­nia i uro­czy­sto­ści. Sza­ła­pak będzie pie­lę­gno­wać ten zwy­czaj i kon­se­kwent­nie prze­strze­gać raz przy­wdzia­nego jasnego ubra­nia, który sta­nie się zna­kiem roz­po­znaw­czym pie­śniarki.

Według badań z zakresu socjo­lo­gii i psy­cho­lo­gii barwa jest jed­nym z ele­men­tów bar­dzo mocno wyra­ża­ją­cym oraz stwa­rza­ją­cym toż­sa­mość jed­nost­kową. Jak pisze Krzysz­tof Jurek (Znacze­nie sym­bo­liczne i funk­cje koloru w kul­tu­rze), „ubiór, dobrane kolory, barwy, kon­tra­sty ich zesta­wień komu­ni­kują oto­cze­niu pre­fe­ro­wane przez nas war­to­ści, normy, wzory zacho­wań”. Kobiety pozy­tyw­nie odbie­rają, a więc i sto­sun­kowo czę­sto wybie­rają jako kolor swo­jego stroju biel. W euro­pej­skiej kul­tu­rze sym­bo­li­zuje ona czy­stość oraz nie­win­ność, jest barwą anio­łów i apo­sto­łów. Kono­ta­cję z nie­ziem­skimi isto­tami dostrze­gła Agnieszka Osiecka, uku­wa­jąc o pie­śniarce okre­śle­nie „Biały Anioł”. W Rozmo­wach w tańcu pisała o niej: „Biała suk­nia, białe skrzy­dła, sre­brzy­sto­białe inten­cje, białe kwiaty, biała dusza. (…) Bia­łość, biel, aniel­skość. I do tego barwa głosu – szklana, ale szorstka, poważna, ale powabna”. Aniel­ski przy­do­mek przy­lgnie do Anny Sza­ła­pak, będzie powta­rzany w nie­zli­czo­nych arty­ku­łach i kon­cer­to­wych zapo­wiedziach, a zna­jomi zaczną obda­ro­wy­wać ją figur­kami anio­łów.

Anio­łów, które prze­cież nie przy­na­leżą do ziem­skiej egzy­sten­cji, lecz do nie­bios. Tak samo jak i biel sym­bo­li­zują życie w świe­cie idei, ode­rwa­nie od rze­czy­wi­sto­ści. Tę cechę u artystki dostrzegł Artur Andrus w audy­cji poświę­co­nej jej oso­bie: „Ona była takim unie­sie­niem, unie­sie­niem na sce­nie. Ono było w tym, co śpie­wała i jak śpie­wała. Wyda­wało się, że ona jest tak odro­binkę nad tą sceną unie­siona. Taki nie­zwy­kły kli­mat stwa­rzała pod­czas wystę­pów. Nic więc dziw­nego, że tak się w niej zako­chi­wali auto­rzy, a zwłasz­cza autorki – Agnieszka Osiecka i Ewa Lip­ska – tek­stów, a także kom­po­zy­to­rzy”. Strój był nie­wąt­pli­wie jed­nym z ele­men­tów two­rzą­cych wspo­mniane wra­że­nie, nie tylko pod­czas kon­cer­tów. Spo­sób nosze­nia się Anny Sza­ła­pak sta­no­wił rów­nież śro­dek mani­fe­sto­wa­nia wizji sztuki oraz sca­la­nia jej z codzien­nym życiem. Este­tyczna biel i efe­me­rycz­ność kon­se­kwent­nie zacie­rały gra­nicę mię­dzy szarą codzien­no­ścią a odświęt­no­ścią wystę­pów.

Poza uni­wer­salną sym­bo­liką bieli warto w kon­tek­ście tej artystki wspo­mnieć o jesz­cze jed­nym bar­dziej lokal­nym zna­cze­niu tego koloru: two­rzy on flagę Kra­kowa (wraz z nie­bie­skim). Anna Sza­ła­pak była wybitną znaw­czy­nią i miło­śniczką swo­jego mia­sta, zawo­dowo oraz naukowo zaj­mo­wała się feno­me­nem szopki kra­kow­skiej. W Legen­dach i tajem­ni­chach Kra­kowa (2005) pisała o niej, że w magiczny spo­sób złą­cza niebo z zie­mią. Miała rację – zimą 2017 roku Anny Sza­ła­pak już z nami nie ma, a jed­nak można ją na­dal spo­tkać na pokon­kur­so­wej wysta­wie szo­pek, tym razem jako jedną z włą­czo­nych do budowli postaci.

Na kon­cer­tach kolęd z szopką kra­kow­ską w tle śpie­wała swój tekst Noc tajemna: „Opłat­ków biel, znów zbled­nie czerń / Na zgodę. / Oświeci nas czuły ognia blask, / zapo­wie pogodę”. W sym­bo­liczny spo­sób czerń ustę­puje tutaj miej­sca bieli. Tak jak w Boże Naro­dze­nie, tak jak w jej życiu, tak jak w jej stroju.

fuss_w_poszukiwaniu_teczy_dmytrek.jpgRUDY
Świa­tło i mrok spo­ty­kają się rów­nież na jed­nej z naj­bar­dziej zna­nych foto­gra­fii Anny Sza­ła­pak autor­stwa Michała Pasi­cha. Zdję­cie należy do cyklu „Pej­zaż z por­tre­tami”, na któ­rych znane kra­kow­skie oso­bi­sto­ści odtwa­rzają sceny z obra­zów mistrza świa­tło­cie­nia – Rem­brandta. Anna Sza­ła­pak została wysty­li­zo­wana na postać z płótna Saskia jako Flora. Spod zie­lo­nego wianka na ramiona opa­dają jej rude włosy. Rów­nież Anna Świ­decka uwiecz­niła artystkę wraz z jej atry­bu­tami: wspo­mnianą białą suk­nią, dłu­gimi, ryżymi wło­sami oraz mikro­fo­nem i kotem. Oglą­da­jąc oba dzieła, nie spo­sób oprzeć się sko­ja­rze­niu z pre­ra­fa­eli­tami, któ­rzy tak czę­sto por­tre­to­wali na swych obra­zach piękne, rudo­włose kobiety. Z jed­nej strony malo­wane przez nich bar­dzo reali­stycz­nie, z dru­giej z nad­da­nymi sym­bo­licznymi czy wręcz mistycz­nymi ele­men­tami, łączyły w sobie dwa wymiary: realny i baśniowy. Fry­zura jako spo­sób ary­stycz­nej eks­pre­sji

w przy­padku Anny Sza­ła­pak osiąga wymiar nie­mal mityczny za sprawą jed­nej z pio­se­nek. Artystka wyko­ny­wała Annę Csil­lag – opo­wieść o kobie­cie, która stwo­rzyła spe­cy­fik na porost wło­sów.
W trak­cie wyko­ny­wa­nia utworu Anna Sza­ła­pak tar­gała swoje rude włosy, sta­jąc się pra­wie jed­no­ścią z boha­terką pie­śni.

Ważne jest jesz­cze, co na tych rudych wło­sach spo­czy­wało – kape­lusz. Hanna Bakuła na swoim blogu tak wspo­mina miesz­ka­nie artystki: „W jej przed­po­koju, na wie­sza­kach wisiały białe okry­cia, płasz­cze, kurtki, swe­try i mary­narki. Nad nimi uno­siły się białe kape­lusze, o róż­nych ron­dach, przy­bra­niach, woalach i wstąż­kach. Ania miała twarz kape­luszową, o ile kape­lusz był biały, a innych nie uzna­wała”. Podob­nie twier­dzi Michał Pół­to­rak: „Ania miała kape­luszową twarz, świet­nie w nich wyglą­dała, kape­lusze był też ele­men­tem sce­no­gra­fii” [R. Radłowska, Biały Anioł jedzie w trasę, „Gazeta Wyborcza”, 20.10.2017]. Naj­czę­ściej kupo­wała je u Zofii Miku­li­szyn na ul. Św. Toma­sza, w jej kolek­cji znaj­do­wał się też jeden od Agnieszki Osiec­kiej – z nie­bie­skim sło­necz­ni­kiem. Kape­lu­sze sym­bo­li­zują zetknię­cie tego, co ziem­skie, z nie­bem. Nie można się więc dzi­wić, że Biały Anioł o pra­wie nie­spo­ty­ka­nej bar­wie wło­sów (rude włosy posiada od 1-2% ludz­ko­ści) przy­wdzie­wał tak czę­sto wła­śnie te nakry­cia głowy. 

TĘCZA
Anna Sza­ła­pak była wybit­nym etno­lo­giem, dok­to­rem nauk huma­ni­stycz­nych i zapewne korzysta­jąc ze zdo­by­tej wie­dzy, świa­do­mie kształ­to­wała swój wize­ru­nek. Strój, tak jak jej twór­czość oraz zain­te­re­so­wa­nia naukowe, nie pod­le­gał zmien­nym modom. Anna Sza­ła­pak pozo­sta­wała wierna sobie, a to naj­trud­niej­sza w dzi­siej­szym świe­cie ze sztuk, wyma­ga­jąca wobec dyk­tatu laj­ków i zasię­gów nie tylko sil­nej woli, ale i czę­sto odwagi rezy­gna­cji z popu­lar­no­ści

w głów­nym nur­cie. Tak jak biel jest syn­tezą kolo­rów tęczy, tak Anna Sza­ła­pak doko­ny­wała syn­tezy sztuk. Powie­dzieć, że było to połą­cze­nie jedy­nie dwóch arty­stycz­nych dróg: muzycz­nej i wizu­al­nej – to mało. Potra­fiła rów­nież tchnąć ducha arty­zmu w naukę, a nawet w codzien­ność, sta­jąc się nie­po­wta­rzal­nym ele­men­tem kra­kow­skiego pej­zażu.

Moż­liwe, że upra­wiała rze­czoną syn­tezę sztuk, ale moż­liwe też, że sama była sztuką. Two­rząc w bieli, roz­wie­szała dla swej publicz­no­ści zamiast tęczy – „nadzieję ponad pada­ją­cym desz­czem” [Ale my żyjemy jeszcze, sł. Ewa Lipska]. Tylko takich arty­stów pamięta się po osiem­na­stu latach.

Tylko tacy arty­ści stają się legen­dami.musująca tabletka.png

kreska.jpg

NATALIA HENNIG
Kole­żanka ze stu­diów Ada­sia Miau­czyń­skiego, któ­rej jed­nak mło­dość w biblio­te­kach nie znie­chę­ciła do lite­rek. W wol­nej chwili ośle­pia świat lampą bły­skową, co opi­suje i poka­zuje na swoim foto­li­te­rac­kim blogu www.bly­ski­klik.com

LILIANNA DMYTREK
Absol­wentka pra­cowni pla­katu ASP Kato­wice. Miło­śniczka kró­li­ków, char­tów, kro­pek, no i oczy­wi­ście ilu­stra­torka. instagram.com/rogaty_krolik

blog comments powered by Disqus

Ta strona korzysta z plików cookie.