NUMER 19 (4) SIERPIEŃ 2016 | "BIG CITY LIFE"
„ – Patrz, nosorożec! O co chodzi? – To pewnie jakaś akcja ekologów dla wsparcia zagrożonych gatunków zwierząt” – słyszy się w tramwaju linii 52, przejeżdżającym przez ulicę Dietla, przy której spoczywa Śpiący Rhino, praca Doroty Hadrian, przygotowana na 20-lecie Domu Norymberskiego w Krakowie.
W kulturze wschodniej wierzy się, że róg nosorożca ma wielką moc i może uleczać. Inspirując się grafiką Albrechta Dürera, przedstawiającą białego nosorożca, absolwentka krakowskiej ASP przygotowała instalację przedstawiającą śpiące zwierzę, symbolizujące moce uśpione, czas stagnacji, oczekiwania i być może przyszłego przebudzenia. Sens pracy nie jest jednak dla wszystkich zrozumiały. Na początku nasuwają się pytania – co to tutaj robi, co to jest? Wspomniany już wcześniej protest ekologów? Nowa dekoracja plant? W naszej kulturze nosorożec jest raczej utożsamiany z gruboskórnością, irytacją i brakiem wrażliwości, a o właściwościach jego rogu mówi się jedynie przy okazji omawiania gatunków zagrożonych.
To rozminięcie się intencji artystki z odbiorem dzieła każe się zastanawiać, czy jest sens wprowadzania elementów sztuki współczesnej do przestrzeni publicznej? Ale także – czy miasto powinno angażować się w sztukę i odwrotnie: czy sztuka powinna anektować przestrzeń miejską?
Nikt nie neguje obecności monumentów i pomników upamiętniających wybitne jednostki czy wydarzenia. Coraz bardziej przekonujemy się do graffiti i murali, a dekoracje architektoniczne, rzeźby czy fontanny pełnią niekwestionowane funkcje estetyczne. Coraz więcej jest jednak wydarzeń lokujących sztukę współczesną w przestrzeni publicznej, wyprowadzających obiekty artystyczne poza kontekst muzealny i narażających się przez to na wzbudzanie kontrowersji między nieprzygotowanymi na takie spotkania odbiorcami. Inicjatorom zawłaszczania miasta przez sztukę przyświecają często idee popularyzatorskie – poprzez kontrowersje chcą rozpocząć właściwą dyskusję na temat sztuki współczesnej i zachęcić większe grono osób do odwiedzania muzeów.
Według CBOS-u do muzeów chodzi 30% Polaków, z czego połowa tylko raz w ciągu roku. Natomiast centrum miasta tętni życiem. Pasażerowie komunikacji miejskiej, turyści, pędzący do pracy przechodnie – większość z nich pogrążona jest w rozmowie lub zapatrzona w telefon komórkowy, jednak jest pewne, że część choć na chwilę zwróci uwagę, kiedy obok nich pojawi się coś nowego i niespodziewanego. Przy okazji otwarcia w 2015 roku wystawy Leona Tarasewicza przed Muzeum Narodowym w Krakowie, kolorowej, rozległej na 200 m2 przestrzeni, wywołującej poprzez ciąg powieleń wrażenie nieskończoności, ówczesna dyrektor muzeum podkreślała, że „instalacja jest zaproszeniem do kontaktu ze sztuką” i chciałaby, by „przestrzeń miejską wypełniały nie tylko wielkoformatowe reklamy, ale właśnie wartościowe dzieła sztuki”.
Sztuka w przestrzeni publicznej istnieje od zawsze i może przybierać różnorakie formy. Współcześnie utożsamiana jest zazwyczaj ze street artem, którego najbardziej znanym przejawem jest właśnie graffiti, „uliczne malarstwo”, nawet to bez wartości artystycznych. Samo pojęcie „sztuki w przestrzeni publicznej” narodziło się w latach 60. jako określenie dla działań muzeów i galerii sztuki wychodzących poza budynki tych instytucji. Po pierwsze, takie działania miały pełnić funkcje estetyczne, po drugie zaś – miały za zadanie rozpoczęcie dialogu pomiędzy sztuką, przestrzenią miejską i odbiorcą. Mimo upływu dziesięcioleci, wciąż takie inicjatywy narażają się na niezrozumienie i pomówienie o prowokację.
TĘCZA NAD MIASTEM
Najwięcej kontrowersji w ostatnich latach wywołała instalacja Julity Wójcik – „Tęcza” na Placu Zbawiciela. Na metalowym szkielecie tęczy znajdowało się kilkanaście tysięcy sztucznych kwiatów. Symbolika tęczy odwołuje się do środowisk LGBTQ, jednak artystka chciała przywołać również jej pierwotne znaczenie, wywodzące się z ksiąg biblijnych i odwołujące do przymierza z Bogiem. Jest więc również symbolem pojednania, pokoju, połączenia, nadziei i miłości, a według samej Wójcik – opamiętania. Instalacja wywołała jednak przeciwną reakcję – obiekt był siedmiokrotnie podpalany, a rok temu całkowicie zdemontowany.
Te wydarzenia skłoniły jednak do dyskusji w całym kraju. Zaczęto poruszać temat homofobii, a po spaleniu obiektu spontanicznie pojawiały się grupy osób, dekorujące na nowo ogołocony szkielet. Przeciwnicy nazywali tęczę „symbolem grzechu” oraz „Sodomy i Gomory”, zwolennicy gromadzili się pod hasłem „Bronię tęczy jak niepodległości”. Dzieło sztuki stało się zatem powodem dyskusji, odzwierciedlając konflikt wewnątrz społeczeństwa.
MARTWA ŚWINIA NA WIŚLE
Na szeroką skalę obiekty artystyczne do przestrzeni publicznej wprowadza ArtBoom Festival, którego ideą jest właśnie angażowanie życia mieszkańców miasta w świat sztuki. Niemało kontrowersji wzbudziła znajdująca się naprzeciwko Cricoteki, unosząca się na rzece Świnka – instalacja Mateusza Okońskiego. Dokładniej obiekt przedstawiał leżące na stosie zwierzę, które miało być próbą oczyszczenia miasta – nie tyle ze wszechobecnego smogu, co z zanurzenia w przeszłości i stagnacji. Motyw świnki oparty był na jednym z najbardziej znanych komiksów odwołujących się do tematyki holocaustu – Maus, który z jednej strony był motorem do naprawienia relacji między autorem, Artem Spiegelmanem, a jego rodziną. z drugiej zaś przedstawiał Polaków jako świnie. Dodatkowo Bulwary Wiślane są doskonałym miejscem ekspozycji ze względu na widoczny kontrast dwóch ośrodków: nowoczesnego budynku Cricoteki, swego rodzaju memoriału wielkiego reformatora teatru – Tadeusza Kantora, oraz Wawelu – perły renesansu, serca Krakowa, słynącego ze stagnacji i zamiłowania do przeszłości.
Świnka nie przypadła do gustu wszystkim mieszkańcom. Część z nich pytała sarkastycznie: „Czy jest to świnia, czy krowa?” lub nazywała ją „Martwą Świnią na Wiśle”, nie poddając refleksji własnej mentalności.
Z AUSCHWITZ DO WIELICZKI
Nieco wcześniej ArtBoom Festival zainstalował na krakowskim Zabłociu tunel AUSCHWITZWIELICZKA, pracę Mirosława Bałki, profesora ASP i rzeźbiarza. Przechodząc tamtędy w ponury dzień trudno zauważyć coś niezwykłego – betonowy, 17-metrowy tunel, który dopiero podczas słonecznej pogody ujawnia, na jednej z jego ścian napis „AUSCHWITZWIELICZKA”, stworzony przez cień padający z wyciętych w górnej części tunelu liter.
Praca jest odpowiedzią na ignorancję turystów czy oferty biur turystycznych, proponujących zwiedzanie podczas kilkugodzinnego objazdu obozów zagłady oraz kopalni soli, gwarantując przy tym niezwykłą rozrywkę. Neologizm stworzony przez Bałkę na podstawie dwóch nazw własnych jest więc początkiem do dyskusji na temat zjawisk obecnych w kulturze, także nad sposobami odwoływania się do zagłady przez artystów. Holocaust jest wciąż bolesnym tematem, którego wykorzystanie zostaje uznane za profanację. Chcemy, by pamiętano, mamy jednak problem z tym, jak tę pamięć zachować. Poprzez kontrowersyjną formę i nieoczywiste miejsce AUSCHWITZWIELICZKA każe się zastanowić nad tym raz jeszcze – właściwie za każdym razem, kiedy kierujemy się z Zabłocia na najbliższy przystanek tramwajowy.
PRZYSTANEK SZTUKA
Z ciekawą inicjatywą wyszła również kaliska Galeria Sztuki im. Jana Tarasina, która do ekspozycji sztuki współczesnej wykorzystała wiaty przystanków autobusowych. W cyklu „Postój ze sztuką” miejsce reklam zajęły reprodukcje. Był to zabieg mający na celu wyjście sztuki z galerii, z miejsca, jak sama instytucja określa, bezpiecznego do publicznego, do ludzi niezaangażowanych w kulturę, często obojętnych. Taki zabieg ma być impulsem do spojrzenia na bieżące zagadnienia kulturowe i do własnych poszukiwań. Nadaje również artefaktom wymiar performatywny, prowokuje do dialogu z dziełami sztuki w konfrontacji z przypadkowym tłumem i z miejscem.
I w tym przypadku muzeum łamie stare konwencje i ukształtowane pojęcia dotyczące sposobu prezentacji dzieła, jego ochrony oraz wartości, ale poprzez to mówi bezpośrednio do ludzi, kształtując nowego odbiorcę.
Lokowanie sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej jest zabiegiem powszechnym, ale wciąż naznaczonym znaczącymi konsekwencjami i budzącym dyskusje. Często trudno zrozumieć przeciętnemu Kowalskiemu idee i przekonania prezentowane przez artystę, jednak obiekty poza muzeum mogą skłaniać do dalszych poszukiwań. Mogą być początkiem drogi do muzeum. W końcu sztuka współczesna diagnozuje i komentuje bieżące zjawiska i wydarzenia, jest częścią życia społecznego, politycznego, a nie tylko zamkniętym światem kultury i elitarnej rozrywki. Być może dzięki takim zabiegom, choć na chwilę oderwiemy nosy znad telefonów, aby zwrócić uwagę na to, co dzieje się wokół. W pierwszej chwili na znajdującą się obok nas instalację, potem jej głębszy sens, a w końcu być może całe zjawisko, na które artysta odpowiada.
Nie otaczajmy się zatem kolejnymi monumentami z brązu, bo, jak śpiewa Maria Peszek, „lepszy żywy obywatel niż martwy bohater”. Sztuka żyje razem z nami.
PAULINA ZIĘCIAK
Studentka V roku historii sztuki. Interesuje się malarstwem XIX i XX wieku, sztuką współczesną oraz ilustracją książkową, głównie dla dzieci. Poza tym uwielbia Sherlocka Holmesa oraz serial House of Cards.
MAGDALENA ŚLÓSARCZYK
Oprócz pracy i obserwowania ludzi, rysuje i zmyśla. Marzy o podróży na Północ, własnej huśtawce i stworzeniu animowanego teledysku.