Jedzenie na wielkim i małym ekranie kojarzy mi się przede wszystkim z wybuchającym wymiocinami żarłokiem, bohaterem Sensu życia wg Monty Pythona. To raczej dość obrzydliwe przedstawienie spożywczej orgii, kończącej się wybuchem dalekim od spełnienia w ejakulacyjnym szale, jest wręcz kwintesencją tego, co możemy nazwać kompulsywnym napychaniem kałduna: czy to rzeczywistego, czy metaforycznego.