Siedzisz na obskurnym materacu w małym, ciasnym pokoju z odrapanymi ścianami. Masz za to całkiem zgrabne nogi, mini i buty na obcasie. Nagle drzwi otwierają się z hukiem, jakiś facet każe ci wyjść na ulicę. Szybko, bez ociągania się. Po chwili stoisz już na chodniku, ktoś pyta się, „za ile?”, ktoś mówi, że powinnaś sobie znaleźć lepsze zajęcie. Chcesz uciec. Nic prostszego – wystarczy zdjąć gogle VR.
Chcemy zwrócić uwagę na to, co ciało komunikuje nam samym. I w jaki sposób. Oraz przypomnieć, co umysł poprzez świadome zachowanie może zakomunikować ciału.
Korale z ludzi. Jeden za drugim, nawleczeni na niewidzialny sznureczek, lekko się kołyszący na boki. Sen? Majaki? Surrealistyczny obraz? Nic podobnego. Zobaczyłam je na realistycznym, reportażowym zdjęciu w wieku pięciu, może sześciu lat. Potem dowiedziałam się, że te, jak je wtedy nazwałam „korale z ludzi”, to kolejka do sklepu.
„Poznajcie się – to moja koleżanka Kaśka. Mieszka w Birmingham”. W ten sposób wielokrotnie bywałam już przedstawiana w towarzystwie. Odpowiedź jest, niezmiennie, nieco dłuższa niż imię i uścisk dłoni: „O rany. Okropnie przykro mi to słyszeć. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku”.
Gdyby przeanalizować szczegółowo życie jednostki ludzkiej, mogłoby się okazać, że 2/3 zajmuje w nim czekanie. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele czasu zajmuje nam bycie „pomiędzy”. Czekania nie odczuwa się bowiem wyraźnie, jeśli nie jest ono bezczynne.
Należę do grupy tych szczęśliwców, których pracą jest podróżowanie. Mam selfie ze szczytu wieżowca w Nowym Jorku, z czubka wulkanu na Kanarach, jak surfuję w RPA, z kobietą z plemienia Himba w Namibii albo jak skaczę na najwyższym bungee na świecie.
XXI wiek przynosi coraz ciekawsze propozycje wirtualizacji kolejnych aspektów naszego życia, także życia po śmierci. W sieci pojawiają się e-cmentarze, na których można „pochować” bliską nam osobę lub zwierzęcego pupila, korzystając z gotowych opcji nagrobków, kwiatów, kondolencji, zniczy.
Historii o ekstremalnych egzemplarzach gości hotelowych słyszałam tyle, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Celebryci, którzy myślą, że zapłatą za rachunek jest ich obecność, rekiny biznesu zamawiające horrendalnie drogie panie do towarzystwa czy stereotypowy Janusz, który całe życie zbiera na noc w luksusowym hotelu, a jak już się w nim znajdzie, to wachlarz kaprysów zdaje się nie mieć końca.